Temat 529
A sezon urlopowy wciąż trwa.
I wielu z nas, Polaków ma dylemat, gdzie jechać. Bo i góry kuszom, i morze, i Mazury. Ale co tu gadać po próżnicy. Łod kiedy znikły w Europie granice, to najbardziej kusi zagranica. Bo po pierwsze, primo – podobno taniej wychodzi, a to świadczy o naszej wzrastającej świadomości ekonomicznej, a po drugie, primo - zagranicę jechać to mus, skoro wszystkie nasze znajome byli już w Wenecji albo w Paryżewie, na ten przykład.
Ale jak tu jechać, kiedy z języków obcych to my niemnożko po rusku. No, można by się nauczyć. Ale sensu w tym za grosz, jeśli będzie to nasz pierwszy wyjazd i łostatni. No, ale jak sobie poradzić w łobcym kraju bez znajomości języka łobcego? Jak zamówić zupę, bośma głodni? Jak zamówić, żeby kelner nie przyniósł nam zamiast zupy maszyny do szycia? No i wychodzi na to, że my względem języków obcych mamy kompleksa. I zupełnie niepotrzebnie. A z tym kompleksem językowym to było tak.
Poszedłem łodwiedzić mego szwagra Mietka w jego sklepiku, pardons, łoczywiście chciałem powiedzieć – w markecie, mini zresztom. Jakimś cudem kolejkie przed ladom miał. Cztery osoby stały w ogonku i łokrutnie gestykulowały. Jak się łokazało, Mietkowi trafił się klient zagraniczny. Z dźwięków, jakie wydobywały się z jego otworu gębowego, wychodziło, że to chyba Niemiec, choć druga osoba w kolejce podejrzewała narodowość norweską. Jedno było pewne, chciał coś kupić, bo wymachiwał Mietkowi pieniędzmi przed nosem i coś tam po swojemu szwargotał. Wyglądał na głodnego, ale co mu Mietek jakiś produkt jadalny pokazywał, to on nic, tylko: „nain” i „nain”, i dalej mamrotał, czort wie co.
Czwarty w kolejce już przez swojom komórkę do szwagra chciał dzwonić, bo ten często na saksy jeździ, co by za tłumacza był. Ale nie takie numery w Mietkowym markecie, mini zresztom. Szwagier wyszedł zza lady, wzion Niemca za rękie, zgion mu wszystkie palce z wyjątkiem wskazującego i wyraźnie, wolno zadał mu pytanie po polsku: - No i czego bidoku potrzebujesz? No, pokaż! No! No! No!
Niemiec łod razu skumał i pokazał, że chce pocztówki ze Szczecinka i kubek z napisem, że mamy 700-lecie. I na tem przykładzie sami widzita, że aby podróżować po innych krajach, to wcale łobcych jezyków znać nie trzbea, by se radzić.Niemiec znał łobcy język, znaczy się niemiecki. No, znał i co? I łobcym kraju mu to niewiele pomogło. I gdyby nie zdolności Mietka, to zamiast kartek i kubka dostałby ser i bułki, na ten przykład.
Jaka z tego płynie nauka? Ano, że nie znając niemieckiego albo anglikańskiego języka, śmiało można w łobce kraje ruszać. I to bez żadnych kompleksów. Wystarczy, tak jak Mietek mówić wyraźnie i głośno po polsku. Głośno, wolno i wyraźnie: ZUPA, ZUPA. No, można rękoma se pomóc albo wskazującym palcem, co by podkreślić wagę słów polskich. A gdyby jednak zamiast zupy przynieśli nam maszynę do szycia, to nie należy się zniechecać. Maszyna się przyda. No i było nie było, zagraniczna będzie.
Zachęcający Was do podróży zagranicznych Zenek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie