
tygodnik Temat nr 596 / 8 grudnia 2011
Dobrze jest mieć przyjaciela i to takiego co to w bidzie człeka nie opuści, a i dobrą radą człeka w potrzebie wesprze, a i jakiś grosz w potrzebie da. A pewnikiem zgodzicie się ze mną, że o takiego to dzisiaj trudno. Bo i owszem sporo znajomych i mnie, a i zapewne niejednego z was o przyjaźni swej zapewniało i to nie raz.
Bo też okazji ci u nas nie brakuje, co by takowe deklaracje składać. A to imieniny, a to urodziny,
albo jubileusz jakiś. No i jak łykniemy jeden, drugi kielonek to się zaczyna. Mów mi Józik,
i z dubeltówki, cmok, cmok. A tu jeszcze trzeci, czwarty, no i przed północom już wiesz, że nowego przyjaciela masz. No i przyjaźń trwa. No, ale przychodzi chwila (wiekopomna zresztom), że musowo gdzieś jechać musisz, no nóż na gardle masz, a tu twoje piętnastoletnie w idealnym stanie autko ci się rozkraczyło. No to co zrobić?
A od czego przyjaciel! Idziesz mówisz co i jak, no i słyszysz, że dla Ciebie to łon by se żyły
wypruł, ale auta pożyczyć nie może bo (i tu następuje litania usterek), że aż dziw cie bierze, że twój przyjaciel takim złomem dwuletnim jeździ. A gdy nie zaprosisz go na kolejną imprezkie towarzyskom, to przyjaźń co miała trwać wieki, szlak trafia i to nagły jak najbardziej.
Ale w mylnym błędzie jest każden co myśli, że ja w przyjaźń wiary nie mam. Bo ja przyjaciela mam i to sprawdzonego wielokrotnie i to w potrzebie. Znamy się od lat, i jak mnie się
coś w życiu sypie, on znaczy się Leo (bo tak jego imię brzmi), zawsze mnie wesprze. I nie chodzi o to, że pożyczy auto, wiertarkę, czy kran naprawi (a potrafi zrobić wszystko), bo to u niego normalka. Chodzi o to, że jak ja doła łapie i deprechę mam, to Leo się zjawia, bo nosa to on ma
i pion mi przywraca. No bo było tak: deprecha mnie dopadła i to taka na maksa w poniedziałek. Wtorek, a ona mnie trzyma, bo też sytuacja moja bez wyjścia była! Środa a ta cholera dalej trzyma. Wchodzi Leo i pyta co je? No to jęczę, stękam, smucę, nudzę, rozpacz czarna jednem słowem. A Leo mnie pyta: A rączki Zenek masz? A nóżki masz? A zdrowy jesteś? Ano jezdem i mam, odrzekłem. A Leo na to, no to pomyśl jak się czują ci co tego nie mają. No i pion odzyskałem i szybko wyjście z sytuacji znalazłem.
Bo Leo to radę na wszystko znaleźć spotrafi. Łostatnio na ten przykład późnom porą i to bardzo,
powrócił do domu. A że kluczy zapomniał, to pukaniem głośnym swą małżonkie obudził, co by do chaty się dostać. No i słusznie się domyślacie, że w domu mego przyjaciela nastały ciche dni!
Gdym się o tym od niego się dowiedział o tym w poniedziałek, spytałem co zrobi, aby sytuację sprostować. A łon powiedział, że poczeka do czwartku i jak małżonka nie przemówi, to zawiezie ją do logopedy. Potraktowałem to łoczywiście jako dowcip, znaczy się żart.
A łokazało się, że Leo jak zwykle rację miał. Bo tego samego dnia, popadłem w konflikt słowny ze swoją ślubnom. No i ona zamikła . W dniu następnym milczała nadal. Zanosiło się na ciche dni, wpadłem w panikę. Już biec chciałem do kwiaciarni po kwiaty, co by na kolanach o wybaczenie błagać, gdym sobie przypomniał o najnowszym pomyśle mego przyjaciela, no i poprosiłem ślubnom co by się ubrała, bo pilnie wyjść musimy. A gdy usłyszała, że umówiłem ją na wizytę u logopedy uśmiała się bardzo, milczenie przerwała i winy (choć winien jak zwykle nie byłem) mi darowała. Telefonicznie podziękowałem przyjacielowi za znakomity pomysł i zagadnąłem, czy jego ciche dni się też zakończyły i usłyszałem, że Leo przełożył póki co wizytę u logopedy o tydzień.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie