
Temat nr 529
Rozpoczęła się przedwyborcza wycinka. Taki polityczny ubój sanitarny. Tu odwołali marszałka, tam z kolei chcą się pozbyć dwóch prominentnych członków pewnej partii, gdyż nazbyt ostentacyjnie popierali w drugiej turze wyborów prezydenckich kandydata PO. Jeszcze innych wycieli za nadmierną łagodność, bo po przegranych wyborach łagodność oblicza wydatnie straciła na giełdzie politycznych notowań. W końcu się coś ruszyło, bo nudą już wiało jak na stypie u Leona z poczty.
W Szczecinku co prawda jeszcze spokój, ale i u nas prędzej czy później też się zacznie. Tymczasem musimy się zadowolić wycinką drzew. Znikają jak marzenia o Irlandii. Mój sąsiad Zenek, który w niezapomnianych czasach rządów „komunistycznego patrioty” Edwarda Gierka, własnoręcznie sadził niektóre z nich, twierdzi jednak, że nic takiego się nie stało, bo jak drzewa są chore lub uszkodzone, to ma się rozumieć, że trzeba je wyciąć. Proste jak budowa cepa.
Nie sposób odmówić jego argumentacji pewnej logiki, choć z drugiej strony taki dąb Bartek, dendrologiczna duma Kielecczyzny, choruje już od ładnych kilkudziesięciu lat, ale nikomu jeszcze do głowy nie przyszło, aby go z tego powodu od razu brać pod topór. To oczywiście taki szczegół, który pewnie umknął uwadze mojego sąsiada, podobnie jak moje biadolenia o akacji rosnącej na ulicy Junackiej, z której pozostało już tylko rachityczne wspomnienie piłkarskich meczów, jakie w jej pobliżu rozgrywał piszący te słowa. Drzew ci jednak u nas dostatek, szkoda tylko, że zamiast czterdziestoletnich, pylących topoli, częściej wycinamy lipy, olchy i akacje.
Zenkowi to oczywiście nie przeszkadza, ponieważ od pewnego czasu stał się gorącym orędownikiem „oczyszczania miejskiej przestrzeni”. Ten nowy urbanizacyjny trend sam w sobie nie jest pewnie zły, tak w każdym razie twierdzą fachowcy. Trendy się jednak zmieniają i to, co w tej chwili jest cool and trendy, za kilka lat może się okazać ewidentnym obciachem. Taka jest cena postępu, niestety. Mojemu sąsiadowi to jednak nie przeszkadza, powiem nawet więcej, jest tym wszystkim wyjątkowo zauroczony, bowiem kolektywny pęd ku świetlanej przyszłości to jego drugie ja – to lepsze, ma się rozumieć!
Ze mną drodzy Państwo jest zupełnie inaczej. Nigdy nie podzielałem zenkowej wiary w postęp, zwłaszcza jeśli podyktowana była doraźnym interesem politycznym, dlatego też i tym razem zgłosiłem kilka zastrzeżeń. Na nic się to jednak zdało. Mój sąsiad w pewnych sprawach nie przyjmuje do wiadomości żadnych argumentów, a jako jedyny depozytariusz prawdy, każdy sprzeciw traktuje jako zamach na własną osobę. Jest jak przysłowiowy Lenin, który wierzy, że wie lepiej niż wszyscy inni. Trudno. Na domiar złego obraził się na mnie i od jakiegoś tygodnia milczy jak zaklęty. Sąsiedzkim bojkotem objął nawet moją propozycję ugody i wspólną wyprawę na kolejny międzypaństwowy mecz piłki nożnej, jaki zorganizowano w Szczecinku – Polska-Szwecja (U-19).
Siłą rzeczy musiałem więc pójść sam, ale nie żałuję, zwłaszcza że i tak nic wielkiego sobie po grze naszych zawodników nie obiecywałem. Od dłuższego czasu polska piłka młodzieżowa – nie tylko w Szczecinku – przypomina bowiem górskie pasmo kompromitacji. Szczyt osiągnęliśmy nie tak dawno, przegrywając z ogrodnikami z Luksemburga (U-21). Kolejny ośmiotysięcznik piłkarskiego blamażu zdobyliśmy w meczu z listonoszami z Irlandii Północnej (U-23), którzy ośmieszyli nas niedawno w Coleraine. Porażka goni porażkę, a końca tego obciachu nie widać.
W Szczecinku nie mogło więc być inaczej, i nie było. Szwedzi zrobili, co trzeba, i to bez większego wysiłku, a cały mecz z porywającym widowiskiem miał tyle wspólnego, co rum z Rumunią. Najgorsze jest jednak to, że zgromadzonym widzom z całego widowiska pozostanie w pamięci jedynie scena, w której sektor kibiców Wielimia zmuszony został do opuszczenia stadionu za wywieszenie transparentu, zawierającego rasistowską symbolikę. Wiochą zaciągnęło przez chwilę, ale krótko, więc TVP nie zdążyła tego zarejestrować. I całe szczęście, bo nie o taką promocję naszego miasta wszak chodzi.
W jednej sprawie zgadzam się jednakowoż ze sprawcami tego incydentu, choć dalibóg nie intonowałem wraz z nimi słynnego kupletu, który robi furorę na polskich stadionach. Wycinka w PZPN przydałaby się bardziej niż kolejne personalne nasadzenia czynione przez prezesa Grzegorza Latę i jego „Leśnych dziadków” w terenowych agendach tego związku. Bez tego po prostu ani rusz. W przeciwnym razie czeka nas kolejnych kilkanaście lat, w których celebrować będziemy zwycięstwa nad Andorą lub Burkina Faso, bo już Wyspy Owcze czy Mongolia będą nas lały jak Kazek syna po wywiadówce. Konstatacja w perspektywie zbliżającego się Euro 2012 raczej niezbyt optymistyczna, ale prawdziwa – niestety. Mieliśmy kiedyś, owszem, „Orły Górskiego, ale teraz stać nas jedynie na „Orliki Tuska”. Obyśmy i tego nie zmarnowali.
Tomasz Czuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
a drzewa przy ul.Junackiej szkoda,nikomu nie przeszkadzało,a wręcz cieszyło mieszkańców bloku Ks.Elżbiety.