
Tak. „Wiarusom” właśnie stuknęła czterdziestka. Z tej okazji w sobotę (04.09) o godzinie 11.00 odbędzie się przygotowane przez zarząd koła uroczyste spotkanie w kinie „Wolność”. W programie przewidziano m.in. wręczenie wyróżnień, medali i dyplomów. Wygłoszony zostanie także krótki rys historyczny dotyczący działalności koła. Nie zabraknie też wystąpień zaproszonych gości i recitalu piosenki turystycznej w wykonaniu Grzegorza Szwarca. O 14.30 rozpocznie się natomiast urodzinowy piknik na terenach hali sportowej „Ślusarnia”.
Jakie były początki koła i jakie cele stawiają sobie jego członkowie? Poniżej przypominamy jeden z opublikowanych na łamach „Tematu” wywiadów, w którym prezes WK PTTK „Wiarusy”, Bogdan Bereszyński opowiada o czasie spędzonym z „Wiarusami” i z uczestnikami organizowanych przez koło imprez.
Wszystko zaczęło się dość dawno...
- Tak. Dokładnie we wrześniu 1970 roku. Wtedy to właśnie założyliśmy Wojskowe Koło PTTK „Wiarusy”. Początkowo nazywało się ono „Szwejki. Jednak naszemu dowódcy ta nazwa się nie spodobała. Dlatego później ją zmieniliśmy. Całą naszą działalność przez te wszystkie lata dokumentowaliśmy w różnych kronikach, na zdjęciach czy na filmach. Gromadzimy wszystkie pamiątki, albumy, nagrody...
Czy coś przez ten cały czas działalności koła uległo zmianie?
- Oczywiście. Najpierw działaliśmy w środowisku żołnierzy. Dopiero potem wyszyliśmy na zewnątrz, otworzyliśmy się dla rodzin, nie tylko wojskowych. No i zaczęliśmy organizować imprezy ogólnopolskie, a nawet międzynarodowe.
Jest stały harmonogram imprez?
- Cykl imprez zaczynamy zawsze tradycyjnym już rajdem „Zima”, który odbywa się w styczniu. To pieszy rajd po Szczecinku. Co do innych wycieczek, większość z nich też odbywa się cyklicznie. Zawsze staram się zaplanować jakąś ciekawą trasę albo szlak rowerowy. Wszystko po to, żeby móc zobaczyć jak najwięcej atrakcyjnych miejsc: kościoły, zabytki czy pomniki przyrody.
Jakie cele stawiają sobie „Wiarusy”, organizując wszystkie te wycieczki?
- Realizujemy wszystkie cele, które są zapisane w statucie PTTK. Należą do nich: poznawanie regionu – tego najbliższego, ale nie tylko. Stawiamy też na aktywny wypoczynek w kontakcie z przyrodą, organizowanie rajdów pieszych, rowerowych, wycieczek, spływów kajakowych – połączonych z integracją środowiska.
Jakie miejsca odwiedziliście?
- Gdzie byliśmy... Organizowaliśmy przykładowo szereg różnych wycieczek wzdłuż wybrzeża Morza Bałtyckiego. Byliśmy też na Bornholmie. Oczywiście rowerami. Udajemy się także na rozmaite zloty: czy to w Bieszczady, w Tatry czy w Sudety.
Skąd się więc biorą pomysły na organizację wszystkich tych wycieczek?
- Rodzą się w głowie. Ja Polskę zjechałem już dawno temu. Znam ją. Teraz swoją wiedzę o różnych miejscach przekazuję innym. Z przewodników książkowych nie wyczyta się o wszystkim - w taki sposób nie da się zaprezentować najciekawszych zabytków. Trzeba przykładowo wsiąść na rower i samemu pojechać, żeby każde miejsce dokładnie zwiedzić, zobaczyć.
Jakie osoby uczestniczą w waszych imprezach? Są to tylko typowi piechurzy-pasjonaci?
- Nie... Uczestnicy są naprawdę bardzo różni, w różnym wieku i z zupełnie odmiennymi upodobaniami. Są tacy, którzy przychodzą wyłącznie na bale turysty; są tacy, co jeżdżą na rowerach, inni pływają; jeszcze inni wybierają tylko wycieczki autokarowe. Naprawdę nie da się uogólnić. Ekipy uczestników są zawsze zmienne.
A kim w takim razie musi być osoba organizująca wycieczki?
- Musi przede wszystkim czuć potrzebę organizowania. Ja czułem ją już w ogólniaku. Początkowo działałem w harcerstwie, potem w wojsku i tak to się zaczęło. Dziś współpracuje ze mną kilku bliskich i zarazem bardzo doświadczonych kolegów. No, ale nie ukrywam, że tzw. inspiracja należy właśnie do mnie. Na przestrzeni tych wielu lat udało mi się zdobyć określone uprawnienia, które każdy przewodnik turystyczny powinien mieć. Doświadczenie – rzecz jasna – też nabyłem.
Wyobraża pan sobie życie bez „Wiarusów”?
- Nie, nie wyobrażam sobie. Moja maksyma jest bardzo prosta: niedziela w domu, to niedziela stracona. Nie wyobrażam sobie, żeby cały dzień siedzieć przed telewizorem. By tylko przełączać kanały telewizyjne. Takie myślenie po prostu do mnie nie dociera. Dziś są różne formy wypoczynku: jeden bierze wędkę i idzie łowić ryby, inny jedzie na grzyby, no - a my, „Wiarusy”, jako praktycznie jedyni w Szczecinku - proponujemy turystykę kwalifikowaną. Dzięki pomocy rozmaitych zakładów, które wspierają nas finansowo, możemy organizować imprezy, podczas których uczestnik nie tylko przyjemnie i aktywnie spędza wolny czas, ale otrzymuje też posiłek, nagrody, pamiątki. Trudno pomyśleć, że „Wiarusów” mogłoby nie być.
A wyobraża pan sobie „Wiarusy” bez Bogdana Bereszyńskiego?
- Nie ma ludzi niezastąpionych. Kiedy mnie już nie będzie, „Wiarusy” na pewno dalej będą działać. Marzy mi się taka osoba, która by sprawiała, że „Wiarusy” działałyby z takim rozmachem i tempem, jak teraz.
Czego więc można życzyć „Wiarusom”?
- Przede wszystkim zdrowia. Ale także dobrego samopoczucia, zadowolenia z realizacji planów i udanego uczestnictwa w imprezach... Jeśli to będzie, reszta sama pójdzie do przodu.
Rozmawiała Magdalena Szkudlarek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie