Reklama

Widziane z boku: życie z kryzysem w tle

14/11/2008 06:17

Kryzys, krach, załamanie, masakra, dno.  Te słowa odmieniane przez przypadki atakują nas z pierwszych stron gazet, radia i TV. Czasami czujemy zbliżającą się chorobę, czasem nie.  Drobne pobolewania stawów w palcach ręki, prawie niezauważalny dreszcz, niespodziewana krótka przeczulica skóry. Kojarzymy to z podobnymi doznaniami sprzed roku, dwóch, czy pięciu. Czy to nie pierwsze symptomy choroby, która zademonstruje pełen obraz wieczorem, jutro, za dwa dni? Czy zachorujemy? Coś się może zdarzyć, ale nie koniecznie.
Czułem przez skórę kilka miesięcy temu, że coś nie idzie tak jak byśmy chcieli. Niby wszystko super, a jednak coś nie gra. Prawie nie odnotowane plajty w branży meblarskiej w Niemczech, upadek jednego czy drugiego banku, słabnący dolar, szaleńczy wzrost cen ropy, brak akceptacji społecznej dla zmniejszenia obciążeń „socjalu” i dźwignięcia odczuwających zadyszkę gospodarek Francji czy Niemiec. A na naszym podwórku? Coraz większa ostrożność w podejmowaniu decyzji biznesowych. Już nie takie jak przed rokiem zainteresowanie gruntami, kłopoty z uruchomieniem pieniędzy unijnych i odkładanie decyzji o rozbudowie firm przez kolejne zakłady jeszcze rok temu zdeterminowane do rozbudowywania się w specjalnej strefie ekonomicznej.
Wakacje były ostatnim momentem cieszenia się z mocnej złotówki. Silna waluta spędzająca sen z powiek polskim eksporterom, napędziła klientów biurom podróży. Wyjeżdżaliśmy do najdalszych zakątków świata, kupowaliśmy na potęgę telewizory, wymieniali samochody, robili zakupy za oceanem. Nieodmiennie kojarzy mi się z to z atmosferą lata 1939 r. Dla wielu beztroskie wakacje, upał, plaża, podróże, pierwsze randki i plany na kolejny rok szkolny, czy akademicki. A w tle pomruk nadchodzącej wojny, która obróci to wszystko w perzynę. Pewnie przejaskrawiam, a właściwie na pewno.
Zaczęła się złota polska jesień i nagle gruchnęło. Za dobrze szło, by kiedyś nie walnąć. Ze strachem otwieram rano komputer, czy TVN 24. Islandia bankrutem. Kolejne fortuny znikają. Notowania giełdy pikują w dół, podobnie jak wartości złotego. Wszelkie obliczenia i kalkulacje biorą w łeb. „Gdzie jest dno, skoro jeszcze nie teraz” pyta „Wyborcza”? Czy to tylko panika, czy rzeczywiście deja vu  końca lat dwudziestych ubiegłego wieku?
Trudne chwile. A tu trzeba przysiąść nad przyszłorocznym budżetem miasta, oszacować dochody i wydatki, podjąć decyzje o inwestycjach i skali zadłużenia. Czeka nas kilka tygodni wróżenia z fusów. Jak się zachować? Czy choroba będzie krótka i burzliwa, ale po przesileniu zaczniemy szybko wracać do zdrowia? A może przejdzie w stadium jej przewlekania się, pojawią się komplikacje i powikłania, a dotychczas skuteczne leki nie zadziałają?
Wydaje się, iż musimy wykazać daleko idącą ostrożność i przeszacować nasze aspiracje. Należy przygotować się na „chude lata”, zmniejszyć konsumpcję, ostrożniej brać coraz droższe kredyty. Pewnie przyjdzie nam dość niespodziewanie zrezygnować z niektórych planowanych inwestycji. Nie jest to łatwe, bo z drugiej strony do wzięcia są duże pieniądze unijne, a kolejna taka okazja szybko się pewnie nie pojawi. Jednak do środków z Unii trzeba dołożyć swój wkład, a tego nie wypracujemy z dochodów własnych, bez zapożyczenia się.
Dzień w dzień myślę o naszej przyszłości i taktyce jaką należy przyjąć.
Prowadzenie miasta to przeskalowane prowadzenie gospodarstwa domowego z jego domowym budżetem, oszacowanie potrzeb i skonfrontowanie ich z przewidywanymi dochodami. Dostosowanie bieżących wydatków do naszych możliwości i odpowiedź na pytanie, czy w tym roku możemy pozwolić sobie na pewne ekstrawagancje i odrobinę luksusu, czy tez zaciskamy pasa. W końcu to odpowiedź na pytanie jak zabezpieczyć (jeśli takowy w ogóle mamy)„żelazny zapas” na „czarną godzinę.”
Może nie być łatwo, jednak w trudnych warunkach i „chudych” latach  powinniśmy się  bardziej niż kiedykolwiek jednoczyć się  i wyciszać spory. Musimy tez wykazać więcej   zrozumienia dla czasem niepopularnych decyzji.
 A może to jednak tylko ostra infekcja wirusowa, burzliwa i nieprzyjemna, a w momencie ukazania się „Tematu”, gorączka już opadnie? 
Na ostatnim spotkaniu z wyborcami Obamy i McCaina zapytano ich –„… Czego panowie nie wiecie?”  Dla mnie odpowiedź byłaby prosta. Nie wiem tak naprawdę, jak poważna jest sytuacja. Jednak, na wszelki wypadek, uczmy się życia z kryzysem w tle.
          
Jerzy Hardie-Douglas

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do