Reklama

W sytuacji nagłego zdarzenia działa się od razu

25/08/2010 12:31

Temat nr 529

W sytuacji nagłego zdarzenia działa się od razu

-…analizuje się sytuację na bieżąco i na miejscu – stwierdza Andrzej Wasąg, kierownik Referatu Obrony Cywilnej i Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta.

Skutki ulewy, która nawiedziła Szczecinek w nocy z 6 na 7 sierpnia wymagały natychmiastowej interwencji służb miasta. W takich przypadkach, w oczach wielu ludzi zdarzenia tego typu uchodzą za nienaturalne i poszkodowani często nie wiedzą, jak mają reagować.

- Burmistrz Jerzy Hardie-Douglas natychmiast zmobilizował odpowiednie służby miejskie, które niezwłocznie podjęły działania – relacjonuje Andrzej Wasąg. – Miejski sztab antykryzysowy pod kierownictwem burmistrza był w stałym kontakcie z policją i strażą pożarną. Dostawaliśmy na bieżąco informacje o sytuacji, a jedną z pierwszych potrzeb było ograniczenie ruchu na drodze krajowej nr 20 na wysokości osiedla Marcelin, w celu naprawienia szkód wyrządzonych przez ulewę.

- Oprócz zalanego osiedla Marcelin okazało się jeszcze, że jest tam duże podmycie drogi gruntowej – dodaje wiceprezes Przedsiębiorstwa Gospodarki Komunalnej Tadeusz Chruściel. - Woda spływała, niosąc ze sobą duże ilości mułu i żwiru. Zorganizowałem grupę, która zajęła się tym problemem. Stwierdziliśmy, że trzeba pogłębić miejsca, przez które woda mogłaby spłynąć gdzieś na boki, zamiast na drogę krajową. Po paru godzinach pracy ładowarką udało się to zrobić z tak dobrym skutkiem, że miejsca te przewodziły wodę w kolejnych dniach. Zalało również domy na ul. Przemysłowej. Ludzie byli bezsilni, zatem po konsultacji z Urzędem Miasta stwierdziliśmy, że trzeba im pomóc. Zajęliśmy się wypompowywaniem wody, działały beczkowozy przez dwie zmiany od godziny 18 do 8 rano.

Objeżdżając miasto, Tadeusz Chruściel trafił do parku. - Nie widziałem od dwóch lat, kiedy tu pracuję, takich rzeczy – mówi. - Rozmawiałem nawet ze starszym małżeństwem, które mieszka w okolicach parku od 1945 i oni też nie widzieli zalanego tak znacznego obszaru. Najgorsze, że pod wodą znalazły się części reprezentacyjne, jak okolice muszli koncertowej, tudzież tzw. aleja francuska. W samym mieście pomoc PGK też była nieodzowna – podstawialiśmy kontenery, by poszkodowani mieszkańcy mogli wyrzucać rzeczy nie nadające się po zalaniu do użytku. Stały one na ulicach: Wiśniowej i Przemysłowej. Poza tym, zajmowaliśmy się wypompowywaniem wody.

Łącznie w PGK pracowało przy akcji kilkanaście osób, w tym: kierowcy, pracownicy fizyczni oraz ci, którzy kierowali operacją.

„Pełne ręce roboty” miało także Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji. - Cała akcja trwała od godziny drugiej w nocy z 7 na 8 sierpnia do godziny 21:00  – mówi dyrektor techniczny PWiK Zbigniew Pawłowski. - Prace porządkowe były prowadzone 9 i 10 sierpnia. W całą akcję były zaangażowane 4 wozy specjalistyczne, ale zorientowaliśmy się, że to za mało, zatem ściągnęliśmy jeszcze jeden z Bornego Sulinowa. Wozy potrzebne były do utrzymania drożności kanalizacji deszczowej oraz do usuwania zalewisk i wypompowywania wody z pomieszczeń piwnicznych. Były w to zaangażowane 24 osoby wraz kadrą kierowniczą. Prace trwały w sposób ciągły, myśmy tych ludzi zmieniali - jedni odpoczywali, drudzy pracowali. Działania polegały na utrzymaniu drożności systemów deszczowych, bo podczas nawałnic na ich wlotach mogą zalegać różne przedmioty, które blokują przepływ wody. Monitorowaliśmy również separatory deszczowe oraz wyloty do jeziora Trzesiecko na sieciach deszczowych, których w całym mieście mamy 24. Trzeba było pilnować technologii na oczyszczalni ścieków, gdyż przepływy podniosły się trzykrotnie. Tu trzeba zaznaczyć, że w samej oczyszczalni ścieków również pracowali wtedy ludzie.

PWiK wypompowywało także wodę z terenów zalanych, z placów i nawierzchni utwardzonych, gdzie nie ma systemów kanalizacyjnych. Gdzieniegdzie woda dostała się do piwnic przez progi, tam również ekipy przedsiębiorstwa wypompowywały wodę. Ujawniło się przy tym wiele przypadków wadliwej izolacji budynków, gdyż woda do środka wlewała się bezpośrednio przez ściany.

- Chciałbym pochwalić swoich pracowników za poświęcenie, oddali wiele zdrowia w tej akcji – dodaje Zbigniew Pawłowski. - Byli przemoczeni i wiele razy musieli się przebierać, ale zdali egzamin. Stawili się wszyscy, do których zadzwoniłem.

Akcja usuwania skutków wielkiej ulewy przebiegała sprawnie.

- Burmistrz Jerzy Hardie-Douglas cały czas był osobiście zaangażowany w akcję, kontrolował na bieżąco sytuację w mieście i nadzorował działania podległych mu służb - mówi Andrzej Wasąg. – Podczas prac sztabu zdarzały się różne okoliczności, np. trzeba było wzywać ekipę z zakładu energetycznego, gdy zauważało się konieczność wyłączenia prądu w jakimś miejscu. W takich momentach telefon nie wychodzi z ręki i trzeba reagować. Trwało to wszystko do godzin rannych - w niedzielę, od godziny 6. rano, mieliśmy ponad 40 zgłoszeń. Ludziom, którzy nie mieli prądu, trzeba było wytłumaczyć, dlaczego nie można włączyć zasilania i czym to grozi. Ludzie muszą czuć, że władze miasta panują nad zaistniałą sytuacją, nawet, jeśli akurat w danej chwili niewiele można zrobić.

Praca zespołu antykryzysowego nie zakończyła się w niedzielę. W poniedziałek sprawdzono jeszcze miejsca, gdzie prace nad usuwaniem skutków ulewy były już ukończone. Trzeba było uwzględnić ludzi starszych, którzy zostali poszkodowani - pomóc im w sprzątaniu, przy usuwaniu zniszczeń. Należało trafić do właścicieli garaży, podstawić kontenery na rzeczy zniszczone.

- Jeżeli zdarzały się jakiekolwiek niedociągnięcia, reagowało się na bieżąco – zapewnia Andrzej Wasąg. - Trzeba też zaufać specjalistom z innych służb, nie podlegających bezpośrednio burmistrzowi. Doskonale przebiegała współpraca miasta ze strażą pożarną (która oddelegowała do walki z żywiołem wszystkie dostępne jednostki z powiatu) i policją. Strażacy bardzo, bardzo nam pomogli. Byliśmy też w stałym kontakcie z wojewódzkim centrum zarządzania kryzysowego, składaliśmy meldunki, były zapewnienia, że gdybyśmy potrzebowali pomp, to je dostaniemy w szybkim tempie. Dobrze jest wiedzieć, że można otrzymać pomoc z zewnątrz. Szczecinek według „Wojewódzkiego planu reagowania kryzysowego” nie jest miastem, któremu grozi powódź, tylko miejscowe podtopienia i to właśnie było takie podtopienie. Mamy zdiagnozowane miejsca w mieście, gdzie woda może się gromadzić i w takich sytuacjach trzeba się skupić na tym, żeby szybko doprowadzić tam odpowiednie służby.

Wykorzystano cały, będący w gestii miasta sprzęt, który był przydatny w walce z podtopieniami. Miejski sztab antykryzysowy był także w ciągłym kontakcie ze starostą Krzysztofem Lisem i mógł liczyć na jego pomoc.

Wiele uszkodzeń na terenie miasta bądź na jego peryferiach wykrywała i zabezpieczała - do czasu przyjazdu odpowiednich służb - również Straż Miejska, która także pomagała policji w regulowaniu ruchem podczas objazdów wyznaczonych na skutek zamknięcia krajowej „jedenastki”.

- Nie chciałbym przesadzać, ale uważam, że w reagowaniu kryzysowym Szczecinek mógłby uchodzić za wzór dla innych miast – podsumowuje Andrzej Wasąg.

Opracował: Konrad Czaczyk,
współpraca: Jakub Legan



Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do