
Temat nr 531
Sierpień to jednak w Polsce bardzo niespokojny miesiąc. Jak nie strajki na wybrzeżu, to urynkowienie. Jak nie afera rozporkowa w Olsztynie, to znowu skandal z budową pomnika upamiętniającego poległych w 1920 roku bolszewików. Przykłady można mnożyć, do wyboru, do koloru. Ilość afer w naszym kraju, rośnie w tempie szybszym aniżeli zatrudnienie kadry kierowniczej w spółce Euro 2012. A wszystko w sierpniu. Niby taki wakacyjny, niby się w nim nic takiego nie dzieje, niby wszystko płynie w leniwym rytmie urlopów i letniej kanikuły, ale jak już sypnie rewelacjami, to człowiek aż się gubi w labiryncie sensacyjnych doniesień - zwłaszcza tych prokuratorskich.
Jeden z moich znajomych nazywa wręcz sierpień miesiącem afer i samorządowych sensacji. Czy to z nadmiaru słońca, czy też z racji przedurlopowego napięcia Polacy są tym miesiącu po prostu nieobliczalni. I coś w tym drodzy Państwo jest. Jeśli przestudiowalibyśmy kalendaria największych polskich afer, to rzeczywiście spora ich część, z aferą hazardową na czele, ujrzała światło dzienne właśnie w sierpniu. A mówi się, że wakacje to sezon ogórkowy.
W Szczecinku jest podobnie, choć oczywiście na dużo mniejszą skalę i bez spektakularnego rozmachu, znanego choćby ze Starachowic, Łodzi czy Bydgoszczy. To właśnie w sierpniu podał się do dymisji dyrektor jednej z miejskich instytucji zajmujących się sportem, lokalny lider AWS i były radny sejmiku województwa koszalińskiego. Sprawa znalazła swój finał w sądzie, aczkolwiek jej kulisy do dzisiaj są owiane nimbem tajemnicy, a wielu mieszkańców naszego miasta nadal zachodzi w głowę, jakie były przyczyny całego zamieszania.
Kolejnym bohaterem sierpnia był pewien szczecinecki radny i dyrektor jednej z podległych starostwu placówek. Swego czasu zasłynął „gwałtownym zwróceniem chleba” nieuprzejmej ekspedientce. Historia tyleż zabawna, co znamienna, przywołująca nieodmienne skojarzenia z poetyką komedii Stanisława Barei. To był jednak drobny incydent w porównaniu z jego kolejnym występem, czyli brawurową jazdą na podwójnym gazie. Drifting na Warszawskiej skończył się dymisją, złożeniem mandatu radnego no i oczywiście niebotycznym obciachem, relacjonowanym nie tylko przez lokalne gazety, ale i ogólnopolskie media. Było w każdym razie o Szczecinku głośno. Promocja idealna, można by rzec. Całe szczęście, że nazwy miasta nie przekręcano i nie mylono nas ze Szczecinem, a to już duży sukces. O skandalu stosunkowo szybko jednak zapomniano, choć tu i ówdzie pojawiały się niepokojące wieści o tajemniczym telefonie do policji, który pogrążył prominentnego działacza SLD. Nikt tej informacji co prawda do dzisiaj oficjalnie nie potwierdził, ale coś z pewnością było na rzeczy. Podobno tuż przed samym zatrzymaniem sprawcy całego zamieszania policja dostała anonimowy telefon od jednego z uczestników sympatycznej biesiady, podczas której bohater niniejszej opowieści delektował się dostojnym smakiem „wyborowej”, po czym zasiadł za kierownicą swego samochodu. Uprzejmy rozmówca, zapewne z wrodzonej troski o wysokie standardy etyczne, z jakich słynęło wówczas SLD, doniósł na własnego kolegę. Mnie to wcale nie dziwi. Obywatelska postawa Pawlika Morozowa oraz pamięć o jego heroicznym czynie zawsze miała w naszym społeczeństwie wielu naśladowców. A przecież nie od dzisiaj wiadomo, że pamięć jest wartością nadrzędną i podstawą budowania naszej narodowej tożsamości oraz obywatelskiego społeczeństwa. Bez niej jesteśmy jak dzieci we mgle.
Teraz mamy kolejną mgłę, kolejny sierpień i kolejną aferę. Nic konkretnego, oprócz dziewięciu zarzutów, prokuratura jeszcze w tej sprawie nie ustaliła, ale miejscowy kwiat palestry już zaciera ręce, bo wszystko wskazuje na to, że będzie jednak robota! Pożyjemy, zobaczymy. Mój sąsiad Zenek, który uważnie śledzi przebieg całego zamieszania, a na prawie karnym zna się nie gorzej niż niejeden prokurator, jest jednak innego zdania. – Co to jest dziewięć zarzutów? – Panie Tomku. W porównaniu do trzydziestu, jakie prokuratura postawiła szefowi bydgoskiej mafii pieszczotliwie nazywanemu „Lewatywą”, to rzeczywiście plankton, a nie afera. Czy ma rację, czas niedługo pokaże, choć szczecineccy internauci już wydali skazujący wyrok. Warto jednak pamiętać, że sam fakt zatrzymania przez policję niczego jeszcze nie przesądza. Romana Kluskę też zatrzymano, skazano i doprowadzono do bankructwa, aby po latach przyznać się do karygodnego błędu. Ostrożność zatem w tej materii nie zaszkodzi, tym bardziej że żyjemy w państwie prawa, a że jest ono aż nazbyt często niewydolne i głupie to już temat na zupełnie inny felieton.
Tomasz Czuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie