Reklama

Tomasz Czuk: Pożegnanie z dymkiem

01/12/2010 12:28

felieton ukazał się w 543 wydaniu Tematu

I nie będzie już można dymka na przystanku autobusowym puścić! Niestety. Na kolejowych dworcach zresztą też, nawet jeśli są tak obskurne jak w naszym Szczecinku. I gdzie ta biedna młodzież będzie się teraz oddawała  uciechom rytualnego szluga? Kiedyś takim miejscem były znajdujące się nieopodal ogólniaka „czworaki”. Eksterytorialna enklawa nikotynowej wolności szczecineckich licealistów. Jarano tam niemal na każdej przerwie. Od czasu do czasu próbowano temu co prawda jakoś przeciwdziałać, ale bez jakichś szczególnych sukcesów.
Pedagogiczny interwencjonizm przybierał w latach 70. i 80. bardzo różnorodne formy. To przyoblekał się w nauczycielskie szwadrony tropicieli palaczy, to znów nabierał bardziej oficjalnego kolorytu w postaci patrolu dzielnych funkcjonariuszy ORMO lub MO. Za każdym razem jednak system szybkiego ostrzegania był na tyle skuteczny, że zanim udało im się dotrzeć do sedna sprawy, wszelkie dowody nielegalnej aktywności admiratorów polskiego przemysłu tytoniowego, lądowały w zielonkawej toni naszego jeziora. Ale bywało też i tak, że w nikotynowym zapamiętaniu ten i ów, zapominał o Bożym świecie i wpadał w ręce wymiaru doraźnej sprawiedliwości. Finał takiej rozprawy zawsze rozgrywał się wypełnionej po brzegi koksem (do przerzucenia!) kotłowni ogólniaka, a poprzedzał go przepadek papierosowego mienia, który przechodził oczywiście na rzecz palącej części grona pedagogicznego.
Teraz jednak będzie o wiele trudniej, ale młodzież mamy zdolną, więc z całą pewnością jakoś sobie poradzi. Co innego mój sąsiad. Zenek należy bowiem do wymierającego już gatunku nikotyniarzy, dla których dymek rzecz święta, podobnie jak mała czarna. Po prostu rytuał, w którym liczy się nie tyle sam akt palenia, co celebrowanie poprzedzającej go chwili. Zupełnie jak w filmie „Dym”. Nigdy zresztą nie ukrywał, że lubi sobie zadrzeć faję i że sprawia mu to wyjątkową przyjemność. Dlatego też po wprowadzeniu zakazu palenia w miejscach publicznych, otwartym tekstem mi oświadczył, że to kolejny ekofaszystowski bubel prawny i – parafrazując Jacka Kaczmarskiego –  lewackich obyczajów niewątpliwy ślad.  - Panie Tomku, ja rozumiem, że gorzały w miejscach publicznych pić nie można, że zdelegalizowano dopalacze i tą „marychę”, co to ją młodzież ćmi pokątnie w internatach, ale żeby zwykłego szluga sobie człowiek w knajpie czy pociągu nie mógł zajarać, to już przesada. I ja mu drodzy Państwo rację przyznaję, choć od ładnych kilkunastu lat rozbrat wziąłem z nikotyną. Nie dlatego jednak, abym stał się nagle orędownikiem palenia. To już zamknięty etap mojego życia, do którego nie ma powrotu,  nawet gdyby mnie najlepszym pod słońcem bakunem kuszono. Uważam po prostu, że wprowadzenie tak restrykcyjnego prawa to kolejna nieuzasadniona ingerencja państwa w prywatność obywateli, a przy okazji pewna niekonsekwencja. Z jednej strony bowiem coraz częściej podnoszą się głosy wzywające do legalizacji marihuany, z drugiej natomiast funduje się nam zakaz palenia papierosów w miejscach publicznych, nie precyzując przy okazji w żadnych przepisów wykonawczych. Aż strach pomyśleć, co się będzie działo ze szczecineckimi radnymi-palaczami w przerwach burzliwych posiedzeń Rady Miasta. Przed ratuszem nie zajarają, bo ich policja mandatami zasypie. Do pierogarni na szybkiego dymka nie wyskoczą, bo i po co. Chyba, że na podwójne „ruskie”, ale te, w przeciwieństwie do papierosów, skołatanych nerwów im nie ukoją. Normalnie, bezsens! Będą się chyba musieli przerzucić się na tytoń do żucia, co wcale nie jest takie głupie, choć może okazać się nieco uciążliwe dla nieskazitelnej bieli uzębienia. Zostają jeszcze oczywiście ratuszowe toalety, ale tam z kolei może być tłoczno, bo nasi urzędnicy też lubią sobie przypalić. Jest zatem ambaras i to całkiem poważny. Całe szczęście, że mimo ewidentnej szkodliwości, przynajmniej alkohol będzie można jeszcze w restauracjach spożywać. Choć kto wie, jak długo. Tutaj gwarancji dać nie można. Podobnie jak w przypadku Fast Foodów. Zawsze bowiem istnieje ryzyko, że w ramach budowania zdrowego społeczeństwa, jakiś wizjoner dieto-estetytki  wpadnie na pomysł, żeby zabronić publicznej konsumpcji hamburgerów, bo też są niezdrowe i na domiar złego z odbytów wołowych sporządzane.  Stąd moje zastrzeżenia i rezerwa, z jaką podchodzę do tak wylewnych przejawów  troski państwa o zdrowie swoich obywateli. Ale dura lex sed lex, i w związku z niniejszym – jak mawia jeden z moich znajomych, kiedy zaprasza do siebie gości – zero jarania kochani, chyba że na balkonie!  
 Trzeba jednak przyznać, że i tak dość długo w Polsce opieraliśmy się administracyjnym konsekwencjom mody na niepalenie. W krajach, które nieco wcześniej niż my trafiły do Związku Socjalistycznych Republik Europejskich,  zakaz palenia dużo wcześniej  wymiótł na ulice stałych bywalców pubów i restauracji. Byliśmy więc chyba jednym z ostatnich nikotynowych bastionów w tej części Europy. Ale to już historia. Teraz w publicznych miejscach możemy  już tylko palić głupa, co najwyraźniej  wzięło sobie do serca wielu kandydatów na radnych, dostarczając nam całkiem niezłej rozrywki –   za którą oczywiście serdecznie  dziękujemy!
                                            
Tomasz Czuk

foto: sxc.hu

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Trolek - niezalogowany 2010-12-01 21:29:18

    Ponieważ w latach 80, w Mechaniku na Koszalińskiej, za dyrektora śp. Witolda Gładkowskiego uczeń również jarał na przerwie tak jak w ogólniaku, ale konsekwencje przyłapania w tym czasie przez nauczyciela były diametralnie inne. Ze dwa tygodnie sprzątania szkoły. Czyli o godzine 16 pokaźna grupa palaczy meldowała się u dyrektora i po sprawdzeniu przez niego listy, brali się za sprzątanie.I to dopiero był szczyt osiągnięcia pedagogicznego. Oczywiście wtedy, jako uczeń Mechanika tego nie doceniałem. Jednak dzisiaj chylę czoło przed takim zaangażowaniem grona pedagicznego, które nie pozwalało się stoczyć na dno swoim uczniom. Mimo, że wielu uczniów robiło wszystko, żeby to dno osiągnąć.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do