Reklama

Tomasz Czuk: Nieżywe zwłoki zmarłego nieboszczyka, czyli o języku urzędowym na wesoło

15/10/2010 09:12

Felieton ukazał się w 536 wydaniu Tematu Szczecineckiego

Język urzędowy zawsze rządzi się  swoimi prawami. Żyje obok ustalonych norm stylistyki, skutecznie wymykając się zwykłym regułom komunikacji językowej. Jest niczym poezja. Tworzy nowe znaczenia słów, piętrzy wielopoziomowe emocje, buduje niepowtarzalne chwile czytelniczego napięcia.  Jego melodia, rozbiegany rytm  składni i pokrętna logika płyną dolinami paradoksów, które niejednokrotnie potrafią  nas doprowadzić do białej gorączki. Z drugiej jednak strony nikt nie potrafi nas tak szczerze rozbawić jak urzędnik-półanalfabeta lub średniorozgarnięty funkcjonariusz służb mundurowych, który zmuszony jest napisać –   o,  przepraszam – sporządzić notatkę służbową.  I nie ma tu znaczenia, czy mówimy o urzędniczych elaboratach, protokołach odbioru, wewnętrznych instrukcjach obsługi kserokopiarki czy policyjnych raportach, które od czasu do czasu publikowane są w jakichś okolicznościowych wydawnictwach. Język tych perełek urzędowego piśmiennictwa żyje po prostu własnym życiem i mimo zmian ustrojowych, jakie zaszły w naszym kraju po 1989 roku, nadal pozostaje twierdzą nie do zdobycia. Przekonała się o tym niedawno moja znajoma, którą jedna ze szczecineckich spółdzielni mieszkaniowych, uroczyście powiadomiła o przyjęciu w poczet swoich członków. Nie byłoby w tym fakcie oczywiście nic zdrożnego, gdyby nie stylistyka, w jakiej utrzymana była korespondencja. Nie żebym się zaraz czepiał szczegółów, co to, to nie.  Uwiodła mnie po prostu nadzwyczajna melodyka  frazy tego zawiadomienia, a zwłaszcza erotyczna dosłowność jego pointy, którą z uwagi na dostojną prostotę brzmienia pozwolę sobie zacytować niemal w całości: - Niniejszym informujemy, że została Pani wciągnięta na członka  spółdzielni mieszkaniowej...(sic!) Tu oczywiście padła nazwa szacownego nadawcy oraz nazwiska osób upoważnionych, które z grzeczności pominę jednak milczeniem. Czysta poezja lub – jak to obrazowo ujmuje mój sąsiad Zenek – humor, wdzięk i bezpretensjonalność. A jeszcze nie tak dawno, po serii  erotycznych skandali, jakie przetoczyły się po rozlicznych urzędach w Polsce,  wydawać by się mogło, że tego rodzaju zestawienia językowe skryły się już w emerytalnym cieniu zapomnienia. Ale okazuje się, że nie u nas,  więc  jeśli choć przez chwilę daliście drodzy Państwo wiarę takim zapewnieniom,  to byliście – oględnie powiedziawszy  – w mylnym błędzie –  że przytoczę ulubione powiedzenie mojego sąsiada. U nas nadal panuje w tej materii swoboda granicząca wręcz z werbalnym rozpasaniem. Jesteśmy namacalnym dowodem na to, że w czasach zdehumanizowanego profesjonalizmu można jednak wnieść do urzędniczej rutyny orzeźwiający powiew erotycznego szaleństwa i dwuznaczności. I bardzo dobrze! Starczy już tej poprawności politycznej. Przytoczony przeze mnie przypadek to jednak pikuś w porównaniu z raportami, jakie sporządzane były przez dzielnych przedstawicieli bijącego serca partii, bo takim mianem określano dzielnych funkcjonariuszy niegdysiejszej Milicji Obywatelskiej. Tam się dopiero działy lingwistyczne cuda, a poziom opanowania materii językowej był tak nieprzewidywalny, że do dzisiaj powoduje spazmy niekontrolowanego śmiechu. Bo jakże się drodzy Państwo nie śmiać z raportu pewnego milicjanta, który odnalazłem na jednej z internetowych stron specjalizujących się w  popularyzacji tego rodzaju perełek polskiej literatury urzędowej. A oto jego najbardziej porywający myślowo fragment: - Nie można było zatrzymanego dokładnie rozpytać, bo był pijany i tylko charczał odbytnicą. Nic ująć, nic dodać. Chirurgiczna precyzja i uzasadniona okolicznościami całego zdarzenia lakoniczność jest w tym przypadku zniewalająca. Podobnie rzecz przedstawia się w przypadku raportu, którego polityczny kontekst od razu  wzbudził moje zainteresowanie:   
-W dniu 17 kwietnia 1980 roku z polecenia oficera dyżurnego udałem się na ulicę Partyzantów, gdzie nietrzeźwy Jarosław R. oddawał prywatnie mocz i inne ekskrementy fizjologiczne, co czynił  w biały dzień publicznie pod oknami budynku Komitetu Miejskiego PZPR. Wezwałem go, by natychmiast zaprzestał tych czynności, lecz na moje wezwanie Jarosław R. zareagował negatywnie, a wręcz czynności swoje nasilił". Co za wirtuozeria! A jakiż potencjał fizjologicznej dosłowności i politycznego napięcia! Aż mi się kombatancka łezka w oku zakręciła. Tak, tak, różnymi sposobami wyrywaliśmy komunie zęby krat, nikt wtedy nie miał  monopolu na walkę z socjalizmem.
  Milicyjne raporty pełne są zresztą takich smaczków, choć niekoniecznie utrzymanych zawsze w skatologicznej poetyce. Bywają też raporty heroiczne, jak choćby ten ze Szczecina: - i wspólnie z psem służbowym zaraz podjęliśmy pościg za uciekającym osobnikiem, lub ewidentne świadectwa braku odwagi:
 - Zauważywszy nas, wskazany figurant kazał nam spier…, co też  niezwłocznie uczyniliśmy". Osobnym zjawiskiem sztuki językowego raportowania była twórczość dzielnych oficerów tak zwanej obyczajówki. To byli arcymistrzowie paradoksu, przy których G. Marrino jawił się jako mistrz poetyckiej prostoty. Oto próbka talentu jednego z nich: - W czasie, gdy tu jeszcze mieszkała, leżała pijana na podwórku z obywatelem K., nieżyjącym już od dwóch lat. Albo majstersztyk rekonstrukcji zdarzeń opisany niegdyś na jednym ze szczecineckich komisariatów (ponoć!): - Robert G. rżnął na mnie ubranie. Sukienki nie porżnął, gdyż zdążyłam się rozebrać. Moją uwagę przykuły również empatyczne świadectwa niekłamanej troski o pogarszający się stan zdrowia socjalistycznego społeczeństwa w kontekście – żeby utrzymać  się w osobliwościach urzędowej stylistyki – chorób skórnych oraz ich wpływu na wydajność z hektara. Obywatelka Kamila B. jest elementem aspołecznym,  utrzymuje kontakt wyłącznie z elementem zarażonym wenerycznie, co rzutuje na jej częstą absencję w miejscu wykonywanej pracy. 
  I jak my drodzy Państwo mieliśmy budować socjalizm? Oby budowanie kapitalizmu wyszło nam lepiej, choć zważywszy na postępujący od kilkunastu lat proces  wtórnego analfabetyzmu  „czynnika ludzkiego” w naszym kraju,  nie będzie to wcale takie proste, „co na podstawie odgłosów werbalnych wydalanych paszczą pisemnie ustalił autor niniejszego felietonu”.

Tomasz Czuk

Felieton ukazał się w 536 wydaniu Tematu Szczecineckiego

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    aton 2 - niezalogowany 2010-10-20 16:15:39

    tylko mówią, że podobno "starczy" to jest uwiąd a mówi sę "wystarczy", chyba, że się mylę.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    KzS ;) - niezalogowany 2010-10-20 13:34:07

    Znając polskie realia a tym samym prawa członków spółdzielni mieszkaniowych Pani za przeproszeniem "wciągnięta na członka" musiała być zapewne przedstawicielką klasy wyższej dlatego też została potraktowana przez SM z należytym szacunkiem. Nawiązując do dowcipu o globusie, migrenie i nap... łbie, obywatelce klasy niższej lub średniej spółdzielnia zapewne napisała by tak: "Niniejszym informujemy, że została Pani w... w d... przez naszą szanowną spółdzielnię mieszkaniową. Zastanawia mnie jeszcze ilu przedstawicieli spółdzielni mieszkaniowych tudzież służb mundurowych skorzystało z darmowych korepetycji prof. Bralczyka.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    sulpicjusz - niezalogowany 2010-10-20 02:01:11

    Posługiwanie się językiem ojczystym nie jest - wbrew pozorom - takie łatwe, co też trochę złośliwie przypominam pewnemu poloniście przy każdym spotkaniu. Wszystkim się wydaje, że potrafią mówić i pisać po polsku /skończyli przecież szkołę!/, a "jak przychodzi co do czego" to z powiedzeniem trzech zdań do mikrofonu, czy napisaniem życzeń dla bliskich, na widokówce, jest kłopot. I nie ma się z czego śmiać, większość z nas tak ma... Moim ulubionym tematem językowych wrażeń są... instrukcje do przeróżnych urządzeń, narzędzi, aparatów (także komputerów) przetłumaczone "żywcem" przez fachowców - inżynierów z języków UE. Po lekturze tychże można się przekonać jak niewiele pozostało tym fachowcom z lekcji ojczystego języka w szkole powszechnej. A już "słowotwórstwo na styku..." to prawdziwa kopalnia pomysłów, zaśmiecających język polski. Kto nie wierzy - niech się przekona. Coś by trzeba z tym zrobić...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do