
Temat nr 531
Łatwo sobie wyobrazić, jak może wyglądać dzieciństwo spędzone w domu dziecka. Z pewnością nie są to lata młodzieńczej beztroski. Aby zwiększyć liczbę rodzin zastępczych i niewielkich ośrodków, w których łatwiej odnaleźć ciepło, rodzinną troskę, rząd planuje, że już za kilka lat duże, państwowe domy dziecka przestaną funkcjonować. Wielofunkcyjna Placówka Pomocy Rodzinie w Szczecinku również przygotowuje się do wcielenia w życie ministerialnych koncepcji. Jednym z kroków, które przybliżą placówkę do wymaganych standardów jest redukcja liczby przebywających w niej wychowanków. Czy trwająca reforma przyczyni się, do choć częściowego zlikwidowania typowych dla placówki problemów?
Oddział maluchów już nie jest potrzebny
Zgodnie z obowiązującą ustawą o pomocy społecznej, do końca 2010 r. w domach dziecka nie będzie mogło mieszkać więcej niż 30 osób. Aby dojść do wymaganego standardu, najmłodsi wychowankowie szczecineckiego Oddziału Małego Dziecka, którzy z różnych względów nie mogą wrócić do swoich domów, jeszcze w tym roku znajdą opiekę w rodzinach zastępczych. – Nic nie dzieje się nagle – uspokaja Agnieszka Popławska, dyrektor Wielofunkcyjnej Placówki Pomocy Rodzinie w Szczecinku. - W okresie 2 lat od utworzenia oddziału, Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie w Szczecinku przeszkoliło wiele rodzin, do których w tej chwili trafiają przebywające na oddziale dzieci.
Jak tłumaczy dyrektor, Oddział Małego Dziecka został utworzony, ponieważ istniała potrzeba, by najmłodsi wychowankowie, w tym noworodki zabierane prosto ze szpitala, nie byli pozbawieni specjalistycznej opieki. W myśl obowiązującego prawa, najmłodsze dzieci powinno się kierować bezpośrednio do rodzin zastępczych, a dopiero w przypadkach, gdy w takich rodzinach nie ma miejsca, należy stosować opiekę instytucjonalną.
- Dopóki nie znajdziemy rodzin zastępczych dla wszystkich dzieci, ten oddział będzie funkcjonował – zapewnia nasza rozmówczyni. – Myślę, że wszystko potrwa do końca roku. Rozumiem, że temat ten budzi wiele emocji, które wiążą się także z kwestią zwolnienia zatrudnionych na oddziale pracowników. Jednak likwidacji tego oddziału można się było spodziewać. Zgodnie z nowym projektem ustawy, od stycznia przyszłego roku do placówek opiekuńczo-wychowawczych nie będą bowiem kierowane dzieci poniżej 10 roku życia.
Stare i nowe problemy
Zgodnie ze słowami dyrektor, współczesne domy dziecka różnią się od tych sprzed lat. Jeszcze do 1999 r. wszystkie placówki podlegały pod MEN. Dziś natomiast pieczę nad domami sprawuje Ministerstwo Pracy i Polityki Społecznej. Co więcej, w domach dziecka nie przebywają już sieroty. Rodzice wychowanków zwykle mieszkają w pobliżu. Jednak, mimo iż znajdują się oni praktycznie w zasięgu ręki, trzeba się mocno natrudzić, żeby nakłonić ich do podjęcia wysiłku wychowawczego.
- Nasi wychowankowie przebywają w placówce na podstawie postanowień sądu rodzinnego – tłumaczy A. Popławska. – Tak się wszystko zaczyna. Najczęściej trafiają tu rodzeństwa od 3-osobowych wzwyż. To dzieci, młodzi ludzie, którzy nagle zostali wyrwani ze swojego życia rodzinnego. Często nie do końca pojmują całą sytuację. W ich mniemaniu my jesteśmy winni. Dla nich tłumaczenie, że rodzic nadużywa alkoholu, że w rodzinnym domu jest przemoc, nie ma sensu. Nie chcą z nami współpracować, nie chcą tu być. Ponieważ ich rodzice mieszkają blisko, uciekają. Nie widzą tego, jak wyglądają ich domy, że mama czy tata, często nieprzytomni od nadużywania alkoholu, nie są w stanie zapewnić im podstawowej opieki…
- Dlatego dziś pracujemy zupełnie inaczej – kontynuuje dyrektor. – Kładziemy duży nacisk na pracę z rodziną naturalną, żeby dziecko mogło wrócić do domu. Zapraszamy rodziców na rozmowę i w obecności specjalistów staramy się zdiagnozować problem. Zapewniamy też wsparcie: pokazujemy rodzicom, jakie mają możliwości, zachęcamy do udziału w warsztatach, do podejmowania terpii; dbamy, żeby odwiedzali dzieci. Mamy parę takich bardzo udanych powrotów. Ostatnio do jednej z mam, która przez półtora roku walczyła z uzależnieniem, wrócił chłopczyk. Takie sytuacje zawsze bardzo nas cieszą. Niestety, w większości przypadków jest tak, że w pierwszym szoku rodzice deklarują, że zrobią wszystko, by odzyskać dziecko. Ale na deklaracjach się kończy. Rodzice nie stawiają się na spotkania, nie biorą udziału w terapii. Co więcej, oszukują dzieci, mówiąc, że się starają i że to my robimy wszystko, by trzymać je z dala od domu.
Odnaleźć więź
Na szczęście, według naszej rozmówczyni, większość dzieci udaje się przekonać do zasad obowiązujących w placówce. Dużą zasługę w tym procesie można przypisać wychowawcom. To oni pokazują dzieciom, ale przede wszystkim dorastającej młodzieży, że przestrzeganie powszechnych norm, czy zwyczajne chodzenie do szkoły może się okazać korzystne. Także inni pracownicy placówki, zatrudnieni w administracji i obsłudze, mają wpływ na funkcjonowanie dzieci, wszyscy angażują się w wychowanie, przytulanie i pogadanki.
Mówi dyrektor placówki: - Wszystko zależy od dorosłego. Są w kadrze takie osoby, które potrafią stworzyć z wychowankami pewną więź. Istotne są w tym wspólne wyjścia, spacery, rozmowy, zwykła opiekuńczość. System pracy wymaga, by dzieci były podzielone na grupy. Z każdą z nich pracuje trzech wychowawców. Każdy wychowawca ma pod średniąopieką 2, 3 dzieci. Czuwają oni, czy dziecko jest odpowiednio ubrane, wyposażone do szkoły, jak wyglądają jego kontakty z rodziną. Charakterystyczne jest to,że im bardziej życzliwie mówi się o rodzicach, tym łatwiej jest potem pracować z dziećmi.
Zgodnie ze słowami dyrektor, wychowankowie, w przeciwieństwie do minionej epoki, niewiele już różnią się od swoich rówieśników z tzw. normalnych rodzin. Nie czują też, że są gorsi. To również zasługa wychowawców. – Niekiedy w szkołach trudno uniknąć sytuacji, w których jedno dziecko wytknie drugiemu, że mieszka w domu dziecka. Dzieci potrafią być okrutne. Ale nasi wychowankowie potrafią przyjść do wychowawcy, opowiedzieć o tym i rozwiązać problem. Choć akurat takie sytuacje zdarzają się rzadko – przekonuje A. Popławska.
Zbiorowość życia a przemoc
- Molestowanie się nie zdarza, nie mamy w ogóle takich sygnałów – zapewnia nasza rozmówczyni. – Wiem, że to zagadnienie zawsze budzi wiele emocji, bo mówimy przecież o dużym skupisku dzieci, młodzieży oraz pracowników. Jeśchodzi o przemoc, jest podobnie. W trakcie mojej kadencji był może jeden incydent zgłoszony przez dziecko. Zareagowaliśmy natychmiast. Wszczęliśmy procedury, zotała powiadomiona prokuratura i odpowiednie organy. Nic nie może być bagatelizowane. Wychowankowie dokładnie wiedzą, do kogo mają się zwrócić o pomoc. Na tablicy informacyjnej wymienione są wszystkie organizacje zajmujące się przestrzeganiem praw dziecka i ich numery telefonów. Jes-
tem pewna, że gdyby się coś działo, wiedzielibyśmy o tym na bieżąco.
Zdaniem dyrektor, czasem bywa, że ze wględu na demoralizację, wszczynana jest czasochłonna procedura, która ma na celu umieszczenie wychowanka w młodzieżowym ośrodku socjoterapii lub w ośrodku wychowawczym. O jej końcowym rezultacie nie przesądzają jednak indywidualne osoby, ale sąd rodzinny. Podobnie jest w przypadku konieczności umieszczenia dziecka w ośrodku psychiatrycznym: - Jeśli wymagana jest hospitalizacja, to nie decyduję o tym ja, ani sekretariat, ani wychowawca, tylko specjalista, lekarz psychiatra. Szpitale psychiatryczne mają bardzo obwarowane przepisy jeśli chodzi o przyjmowanie nastoletnich dzieci. Mogę zapewnić, że jeżeli już mamy do czynienia z koniecznością hospitalizowania wychowanka, wszystko przebiega zgodnie z wymaganymi procedurami i nie jest to bynajmniej żadna forma kary. Dodam, że w 2009r., zdaniem lekarza psychiatry hospitalizacji wymagało 2 dzieci, w roku bieżącym nie było takiego przypadku. Istotnym jest również fakt, że dziecko powyżej 16 roku życia, zgodnie z obowiązującymi przepisami, musi wyrazić zgodę na umieszczenie w takim szpitalu.
- Oczywiście, jeśli dziecko łamie zasady, musimy mieć jakieś narzędzie wychowawcze, które pozwoli nam wyciągnąć konsekwencje. Na pewno nie jest to jednak umiesz-czenie w szpitalu, czy inny sposób naruszający godność dziecka czy jego poczucie bezpieczeństwa.– dodaje A. Popławska. – Jeśli dziecko coś przeskrobie, nie może np. skorzystać z jakiegoś atrakcyjnego wyjścia do kina albo musi odpracować coś na rzecz grupy. W większości przypadków, jak w każdej rodzinie, skłonni jesteśmy jednak pobłażać, choć wiemy, że jest to niewychowawcze. Dużo rozmawiamy z dziećmi i często odpuszczamy. Mogę zapewnić, że z naszej strony nie ma w stosunku do dzieci żadnych nadużyć.
Żeby było normalnie…
Szczecinecka placówka nie różni się niczym od większości pozostałych. Na co dzień tętni życiem i rozbrzmiewa głosami tych nieco młodszych wychowanków. Czasem przed jej budynkiem można spotkać kobietę czy mężczyznę, usilnie próbujących ukryć łzy – to często jedyny, dostrzegany przez osoby z zewnątrz, ślad rozgrywajacego się tu rodzinnego dramatu.
Wychowawcy wraz z dyrekcją robią wszysko, by w tym domu żyło się w miarę normalnie. Dlatego z tym większą niechęcią wraca się tu do sprawy wyemitowanego w jednym z ogólnopolskich kanałów programu.
- Niechętnie o tym rozmawiam. – wyjawia A. Popławska. - Jeśli ktoś z ponad 2-godzinnego pobytu w placówce robi osiem minut nagrania i przedstawia to, co chce przedstawić, w sposób nieobiektywny, gdzie odpowiedzi na pytania są zmontowane w jakiś przedziwny sposób - to trudno o jakikolwiek komentarz. Powiem tylko, że po programie najbardziej zbulwersowane były dzieci. Czuły się bardzo źle, bo mowa była o ich domu. Rozmawialiśmy na ten temat. Obejrzeliśmy razem program, każdy miał prawo wypowiedzi i skonfrontowania wszystkiego z rzeczywistością.
- Dziś już napięcia zeszły – dodaje dyrektor. - Na ten moment funkcjonujemy bardzo dobrze. Jak przedtem. Nastolatki, które brały udział w programie, opuściły już placówkę –usamodzielniły się, wróciły do domu rodzinnego, znalazły swoje miejsce w rodzinach zastępczych.I tak to się skończyło. Wychowankowie ra-
czej nie zgłaszają pretensji, a jeśli już coś sygnalizują, to na bieżąco dany problem rozstrzygamy. Słuchamy dzieci. One wiedzą, czego oczekują od nas i czego my oczekujemy od nich. Przy tej ilości dzieci musi to w taki sposób funkcjonować. Chcielibyśmy, żeby tak było. (sz)
foto: stock.xchng
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie