
(Temat nr 595 / 1 grudnia 2011)
Świetlica jest w Sitnie. To pierwsza wioska za rogatką Szczecinka, gdy jedziemy w stronę Stargardu. Dwadzieścia lat temu w pomieszczeniach dzisiejszej świetlicy była stolarnia. Zapewne w kraju jest wiele świetnie prowadzonych świetlic wiejskich, lecz w gminie Szczecinek, czy jak kto woli koło Szczecinka - tylko taka jedna. "Ukończyła" właśnie 20 lat, wciąż jest potrzebna, skoro cieszy się nieustającym zainteresowaniem mieszkańców. A konkurencja duża, bo bardzo blisko Szczecinek z kinem, biblioteką organizującą ciekawe imprezy kulturalne, wreszcie rozmaite lokale zapewne z mniej ambitną rozrywką, ale przecież są i okazują się potrzebne. Dynamiczna działalność` to nie jedyny wyróżnik wiejskiej placówki kulturalnej w Sitnie. Otóż od początku, czyli przez 20 lat świetlicą kieruje Dorota Świątek.
Pani Dorota o sobie: - Tu się urodziłam, tu dorastałam. W pobliskich Świątkach ukończyłam technikum rolnicze, ale pracy w wyuczonym zawodzie nie podjęłam. Byłam katechetką w szkole. No, może trochę nietypową, bo na moich lekcjach dzieciaki nigdy się nie nudziły i nie bałaganiły. Najpierw odmówiłam, gdy gmina mi zaproponowała pracę świetliczanki w tylko co wyszykowanej świetlicy. Rodzice, znajomi, koleżanki mówili, że źle zrobiłam. Bo podobno mam talent - tu uśmiech - przekonywania ludzi do swoich racji. Mocno mnie namawiali. No, to po jakimś czasie pracę przyjęłam. Na niepełnym etacie, bo inaczej być nie mogło, miałam już rodzinę, przychodziły na świat nasze dzieci. Sama nigdy nie dałabym rady, pomagali i pomagają przede wszystkim moi bliscy, mąż, dzieci zwłaszcza starsze, dziś już dorosłe, jak się mówi, na swoim. Ale nie tylko oni, miałam i mam od zawsze wsparcie ludzi z wioski. Jestem już babcią, mam dwanaścioro dzieci...
-Przepraszam, ile?!
-No tak, wszyscy się dziwią, gdy tak mówię: szóstkę urodziłam, dla kolejnych sześciorga - jesteśmy małżeństwem od 28 lat - stanowimy rodzinę zastępczą. Jak sobie daję radę? To proste, lubię to co robię i nie wyobrażam sobie inaczej. Przez te lata uzbierało się mnóstwo dyplomów, gratulacji. To cenne, lecz dla mnie najważniejsze jest dobre słowo uznania od tych, dla których pracuję. Może to brzmi tak jakoś patetycznie? Może, ale jestem prostolinijną osobą, mówię, co myślę.
Dla mieszkańców Sitna, czyli sześćdziesięciu rodzin, wizyta w świetlicy przynajmniej raz w tygodniu jest czymś zwykłym, by nie napisać nawykiem. Przychodzą młodzi i bardzo młodzi, czyli dzieciaki, starsze panie i starsi panowie. Pełny socjalny przekrój małego wiejskiego środowiska. U Doroty - tak mówią - stale coś się dzieje. A to pokazy kulinarne przygotowane wspólnymi siłami, a to jasełka, albo śpiewa i tańczy - to od święta raczej - folklorystyczny zespół "Swojaki". Dziewięć pań i trzech panów. Śpiewać każdy może, potańczyć też.
Późny listopadowy wieczór. Dzieci przygotowują dekoracje choinkowe. "Bo żadne najdroższe i najpiękniejsze świecidełka nigdy nie zastąpią tego, co sami wykonaliśmy" - tak mówią starsze damy na wsi. Skąd to znamy? Z dzieciństwa może o ile ono było dobre, za sprawą mądrej miłości rodziców. Do świetlicy na rozmaite zajęcia przychodzą panie, które stawiały tu pierwsze kroki dorosłego życia wiele lat temu. Owe niegdyś podlotki dziś mamy i babcie świetlicy nie omijają.
Jak napisaliśmy - kilka kilometrów jest do Szczecinka z całym jego miejskim sztafażem. Ale widać wyraźnie, tu bliżej do wszelkich rozrywkowych wspaniałości, bo albo są zaraz za płotem, albo po drugiej stronie szosy.
- I jest się między swoimi, a nie jak zagubiony piesek na długachnej ulicy. - To refleksja jednej z uczestniczek zajęć świetlicowych.
Dorota o sobie: - Po 26 latach małżeństwa postanowiliśmy wybrać się na urlop. Do Zakopanego. Ja wtedy gór nigdy nie widziałam. Dorosłe dzieci nas namówiły na ten wyjazd. Pięknie było. Powrót do domu też odczuwaliśmy jako coś bardzo miłego, bo my tu żyć przyzwyczajeni.
Gminy finansują świetlice. W zasadzie sprowadza się to do opłacania pół i ćwierć etatów świetliczanek. Decydują mieszkańcy na podstawie życzeń ludności. Wszędzie jest fundusz sołecki. O sposobie wykorzystania tych pieniędzy, decydują wiejskie społeczności poprzez rady sołeckie, które sobie wybierają. Pokaźna reszta kosztów jest na barkach mieszkańców. Grosza nie żałują, wiedzą na co i komu go dają. Pani Dorota pokazuje mi trzy opasłe tomy, w których dzieci i młodzież za jej poradą i pod jej opieką, opisały powojenną historię Sitna. Ich dziadkowie i rodzice dostarczyli do tych unikalnych kronik stare fotografie. Współczesność dokumentują zdjęcia z wycieczek i treściwe, krótkie opisy. Dla historyka - amatora lektura co najmniej na kilkanaście wieczorów. Dorota sypie nazwiskami swoich pomocników, przeprasza, jeśli kogoś niechcący pominęła. Pani Iza Malinowska jest animatorką zespołu "Swojacy", z Koszalina dojeżdża Tomasz Nowacki, muzyk, fachowy opiekun zespołu. Panie Dorota Stawowczyk i Janina Stoffer dbają o kulinarne zajęcia i... aprowizację. Na jubileuszowy wieczór 20-lecia placówki stawiła się niemal cała wioska. 40 osób uczestniczyło w specjalnym spektaklu historycznym. Opowiadali o dziejach swojej miejscowości, wedle owych kronik, a tłem opowieści była świetlica. Na jubileusz gmina i wójt Janusz Babiński zafundowali dla świetlicy w Sitnie elegancką kuchenkę gazowo-elektryczną. Do pokazów sztuki kulinarnej - jak znalazł.
Ale, ale, byłbym zapomniał! Otóż mąż pani Doroty, Tadeusz jest osobą znaną niemal wszystkich łasuchom w Szczecinku i okolicy. Jest sprzedawcą w firmowym kiosku ze słodyczami "Słowianki" przy ul. T. Kościuszki w Szczecinku. I to jakim sprzedawcą! Doradzi, pomoże, dopasuje do smaku, pośmieje się, pożartuje. Z tego sklepu każdy wyjdzie uśmiechnięty. I tak ma być.
Wojciech Jurczak
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie