
To, co przydarzyło się Grzegorzowi Kędzierskiemu, może się przydarzyć każdemu. Życie dowodzi, że tylko w bajkach złoczyńcy trafiają przed surowe oblicze Temidy. A ta, po dociekliwym wysłuchaniu obu stron, orzeka bez emocji - za to sprawiedliwie.
Tymczasem rzeczywistość jest brutalna. Po prostu na ulicy można dostać w ryja, a napastnikowi pobłażliwy sąd puści to w niepamięć. No może - zupełnie jak przedszkolakowi – pogrozi paluszkiem.
Było to dokładnie 1 listopada, w dzień Wszystkich Świętych ubiegłego roku. Tego dnia pan Grzegorz pojechał na groby swoich teściów do Barwic. Na ulicy wyjął komórkę, aby zadzwonić do żony.
- Stojąc przy bramie domu wyjmowałem telefon. Akurat nadjeżdżało czerwone cinquecento. Nagle kierowca najpierw zahamował, po czym ruszył na pełnym gazie skręcając w boczną ulicę, aby po kilku sekundach ponownie wrócić. Samochód zatrzymał się i wyszedł z niego pasażer. W ręku miał butelkę z piwem. Ok. 25-30 letni mężczyzna podszedł do mnie wulagarnie mnie zaczepiając.
- Gdzie ty ch... dzwonisz?
Odpowiedziałem: - To moja sprawa.
Zapytał mnie, czy aby nie dzwonię na policję. Odpowiedziałem, że być może na policję. Wtedy z auta wyszedł również kierowca.
No i się zaczęło. Najpierw był rzut butelką. Całe szczęście, że niecelny. Pan Grzegorz w ostatnim ułamku sekundy uchylił się i szkło rozprysło się na ścianie. Napastnik nie darował i zaatakował tym razem z kopa i pięści.
11 kwietnia tutejszy Sąd Rejonowy orzekł, że Marcin K. i Szymon K. działając w porozumieniu poprzez uderzenie pięściami i kopaniu na całym ciele wzięli udział w pobiciu Grzegorza Kędzierskiego, w wyniku czego doznał on obrażeń ciała w postaci zasinienia wargi dolnej, stłuczenia i zasinienia uda prawego.... Tytułem zadośćuczynienia za zniszczoną komórkę obaj zostali zobowiązani do zapłacenia po 150 zł kary.
Panu Grzegorzowi pozostało więc jedynie w sądzie złożyć wniosek o nadanie tzw. klauzuli wykonalności. Wniosek został złożony. Czas płynął, aż tu we wrześniu na ręce pana Grzegorza trafia pisemko z miejscowego sądu z którego wynika, że obaj napastnicy w sierpniu złożyli apelację do Sądu Okręgowego w Koszalinie, a ten uchylił wyrok Sądu Rejonowego. Jednym zdaniem, wniosek złożony przez poszkodowanego jest więc bezprzedmiotowy i został oddalony.
- Nawet nie wzywano mnie do koszalińskiego sądu! O ostatecznym wyroku, w którym przecież byłem stroną poszkodowaną, dowiedziałem się dopiero teraz, kiedy oddalono mój wniosek. Jak to jest, że od wyroku mogą się odwoływać bandyci, a ja nie mogę? I tak ma wyglądać sprawiedliwość? Jak widać z tego, na ulicy bandyta może każdego bezkarnie walić i tak ujdzie mu to na sucho – mówi rozgoryczony Grzegorz Kędzierski. – Przyznam, że jeszcze przed rozprawą sądową obaj przyjechali do mnie do domu i chcieli mi zapłacić kasę, ale nie wziąłem od nich pieniędzy. Byłem głupi, bo chciałem sprawiedliwości za pośrednictwem sądu.
(jg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
sąd to ostatnie miejsce gdzie można szukać sprawiedliwości! tam się okaże że tak wogóle to sam na siebie napadłeś:-)
Dopóki zyje stara generacja to sprawiedliwosc jest dla wybrancow...Dlatego ja jak i wielu innych wyprowadzilismy sie z Polski,i przyjezdzamy tylko w odwiedziny...na zachodzie jest inaczej...w Irlandii tych dwoch by juz siedzialo na drugi dzien po tym ataku,malo tego,jek by zostali uznani winni to wydrukowali by cala sprawe w gazecie w rubryce "sprawy karne" z dokladnymi ich danymi osobowymi i adresem!!! Tak tu jest w Irlandii,ze menty spoleczne sie boja!!! Pozdrawiam