Reklama

Rynek handlowych marzeń

04/09/2010 07:20

Temat nr 530


 Szczecineckie targowisko zawsze mnie fascynowało. Mojego sąsiada zresztą też. Zenek należy bowiem do pokolenia, dla którego dzień bez wizyty na „rynku”, to dzień bezpowrotnie stracony – niczym złudzenia o budowie socjalizmu z ludzką twarzą. Ta fascynacja została mu jeszcze z czasów szkolnych, kiedy wraz z kolegami niestrudzenie przemierzał „Rynkową Górkę”, aby na własnej skórze przekonać się jak wygląda jedyna enklawa wolnego handlu w naszym mieście. Przetrwała wszystko. Wątpliwe dobrodziejstwa uspołecznionej gospodarki i urynkowienie Rakowskiego. Bolesną kurację Balcerowicza i narodziny polskiego kapitalizmu. Ba, nie zmogły jej nawet hipermarkety, ani szał internetowych zakupów. Nasze targowisko ma się dobrze i mimo upływu lat wciąż są ludzie, którzy nie wyobrażają sobie prawdziwych zakupów bez wtorkowej wizyty na ulicy Cieślaka. Szczytem elegancji może nie jest, to fakt. Daleko mu też do krakowskiego Kleparza, bazaru Różyckiego, czy szczecińskiego Turzyna. Ale i tak nie ma co narzekać, bo czas się tam zatrzymał, dzięki czemu „rynek” ma swój niepowtarzalny, rustykalno-przaśny sznyt, którego próżno by szukać w innych miastach. Jest kuriozalnym reliktem minionej epoki, podobnie jak obowiązek meldunkowy. Ludziom to oczywiście wcale nie przeszkadza, bo magia tego miejsca jest niezaprzeczalna – i to nie tylko dla handlarzy. Tak w każdym razie twierdzi Zenek, który oblicza polskiego handlu zna jak własną kieszeń, a swoim doświadczeniem i wiedzą zakasowałby niejednego wykładowcę SGH. 
W czasach komuny zjeździł niemal całą Europę i spory kawałek Azji, więc doskonale wie czym kaczka wodę pije i skoro mówi, że nasz „rynek” jest miejscem magicznym, to bez wątpienia ma rację. Poza tym mój zacny sąsiad, podobnie jak wielu innych Polaków, zawsze lubił pohandlować. Brakuje mu co prawda polotu i gracji, z jaką po wzburzonym morzu agresywnego marketingu potrafią się poruszać mieszkańcy Bliskiego Wschodu, ale i on swego czasu miał w tej materii spore sukcesy, a topografia europejskich targowisk była dlań chlebem powszednim. Handlował wszystkim i ze wszystkimi. Niemcom z NRD sprzedawał futbolówki, schodziły jak ciepłe bułeczki, zwłaszcza w Neustrelitz. W Turcji kupował kożuchy, na Węgry jeździł po elektroniczne zegarki – „Keleti  pályaudvar” był jego drugim domem.  Rumunom z dobrotliwym uśmiechem na twarzy wciskał Biseptol, który w ojczyźnie „Słońca Karpat” uchodził podówczas za znakomity środek antykoncepcyjny. Od Wietnamczyków skupował papierosy, uszczypliwie zwane u nas „Zemstą Ho Szi Mina” i kolorowe trampki. Przebicie w Polsce było prawie czterokrotne. Od Rosjan z Bornego złoto, kolorowe telewizory, tuszonkę i „kanfiety”. Ich niepowtarzalny smak pamięta do dzisiaj. Miał też oczywiście swoje miejsce na targowisku, ale w momencie, w którym otworzono tam w latach dziewięćdziesiątych pierwszy w powojennej historii naszego miasta SEX-SHOP, zwinął interes. To już oczywiście historia, a dla niektórych czytelników niemal prehistoria, Zenek jednak wspomina ją z łezką w oku. Dlatego też z niepokojem śledzi całe zamieszanie wokół rynku i niecierpliwie oczekuje sensownego rozwiązania. Parę miesięcy temu napisał nawet w tej sprawie petycję do Urzędu Miasta, ale bez spodziewanego rezultatu. Ducha jednak nie gasi. Od czasu do czasu zagląda na targowisko, choć czyni to już bez szczególnego entuzjazmu. Z jakiego powodu, mogę się tylko domyślać. Podejrzewam, że denerwuje go opłakany stan, w jakim się ono obecnie znajduje. Po jednej z ostatnich takich wizyt Zenek bezceremonialnie mi oświadczył, że to wiocha i obciach, aby czterdziestotysięczne miasto nie miało porządnego targu. I dalibóg ma rację chłopina, co tu kryć. Przydałoby się nam targowisko z prawdziwego zdarzenia, oj przydało. Nie jakiś tam kolejny Manhattan, tylko taki wypasiony – jak bydlę na sterydach – targ na miarę XXI wieku. Tym bardziej, że czasy się zmieniają. Świat przyśpieszył, miasto nam pięknieje, a supermarketów mamy więcej niż w Koszalinie. Gorzej tylko, że jak już liberałowie podatki podnoszą, to człowiek zupełnie nie wie czego się po socjalistach spodziewać i właśnie dlatego Zenek całkiem poważnie myśli o powrocie do handlu – tak na wszelki wypadek. Nie będzie to oczywiście wcale takie proste. Konkurencja bowiem nie śpi, a Wietnamczycy, Ormianie i Turcy wprowadzili doń nutę orientalnej egzotyki i namiastkę globalizacyjnego szaleństwa, o których do tej pory mogliśmy w Szczecinku jedynie pomarzyć. Z drugiej jednak strony, skoro Lance Armstrong, wrócił do kolarstwa, Michael Schumacher do Formuły 1, a Michał Wiśniewski do Mandaryny, to dlaczego Zenek miałby nie wrócić do handlu? Genius loci szczecineckiego targowiska na pewno na tym nie ucierpi, a kto wie, czy nie zyska.
                                            
Tomasz Czuk

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    salome0 - niezalogowany 2010-10-16 00:06:40

    Szczeciński turzyn niestety powoli znika z mapy targowisk, wypiera go kolejna galeria

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do