
Mija właśnie osiem lat, odkąd z rąk Tunezyjczyka zginął pochodzący ze Szczecinka ks. Marek Rybiński, salezjanin i misjonarz. Jak wykazało śledztwo zabójcą ks. Marka był jego tunezyjski współpracownik – stolarz pracujący w salezjańskiej szkole. Motywem były pieniądze, których mężczyzna nie chciał zwrócić. Za zabójstwo polskiego księdza został skazany na dożywocie. Przypomnijmy. Ks. Marek Rybiński, „Ryba” urodził się 11 maja 1977 roku w Koszalinie. Wraz ze swoją rodziną mieszkał w Szczecinku. 18 lutego 2011 roku świat obiegła tragiczna informacja o znalezieniu ciała księdza.
- Marek pracował w Salezjańskim Ośrodku Misyjnym. Miał za zadanie przygotowywać ludzi, wolontariuszy, którzy wyjeżdżali na misje – tak wspominała ks. Marka podczas jednej z rozmów z „Tematem” jego mama, Barbara Rybińska. Cały wywiad można przeczytać tutaj: https://szczecinek.com/artykul/do-konca-pozostal-dzieckiem/217718
- Wiadomo, to są różne kraje, afrykańskie azjatyckie, arabskie... Trzeba było wiedzieć, jak się w nich odnaleźć. Jak pracować i żyć z ludźmi w miejscach, w których panują inne tradycje i odmienna kultura. W pewnym momencie Marek poczuł, że też chciałby wyjechać. I tu jest pewien paradoks. Marek wstępował do zakonu, chcąc nawracać i nieść ze sobą wiarę, tylko że w Tunezji nie wolno nawracać.
- Gdzieś usłyszał, że w Tunezji potrzebni są misjonarze. Marek dowiedział się, że w Manouba potrzebny jest trzeci misjonarz. Złożył wniosek, i wkrótce okazało się, że został on bardzo szybko zaaprobowany. Wiedział, że w tym kraju będzie się dobrze czuł.
- Bał się panicznie. Dotąd był w Polsce. Do nas dochodzą różne wieści z tamtego regionu. A to talibowie, walki z chrześcijanami... On się bardzo bał. Ale nie dziwie mu się, że aż tak zakochał się w Tunezji. Mi wystarczył tydzień, kiedy pojechałam go odwiedzić. A on tam był przecież przez ponad trzy lata. W Tunezji urzekli go ludzie. Tam jest jeden wielki, serdeczny uśmiech - oni cały czas się uśmiechają. Ja przecież nie znam ani francuskiego, a już o arabskim to nawet nie wspomnę. Jednak bardzo lubię rozmawiać z ludźmi. Przez cały czas mówiłam więc po polsku. Pamiętam, że Marek żartował sobie z tego, ale ja po prostu tak musiałam. Bardzo serdecznie przyjęto nas w Marka szkole. Pamiętam, jak z dumą pokazywał nam plac zabaw, łazienkę dla maluszków, budynek, który przerabiali na salę gimnastyczną... Tam latem jest nawet po 40, 50 stopni upału. Chodziło o to, aby te dzieciaki jakoś ochronić przed słońcem…
Ks. Marek Rybiński pozostawił po sobie książkę „Zapiski Tunezyjskie”, wydaną już po jego śmierci. Salezjanina wspomina rodzina, rodzeństwo przyjaciele, księża i tunezyjska Polonia.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wspominamy Marka jak co roku. Wyrazy współczucia dla Rodziny
Dobrze, że w tych dzikich czasach "Temat,, pamięta i przypomina tak szlachetną postać.