Reklama

Najlepszy szewc w mieście

25/07/2008 18:21

Jak sam przyznaje, swojej pracy nigdy nie polubił. Wróżono mu wielką przyszłość, miał zostać księdzem. Tylko przypadek sprawił, że w 1943 roku zaczął kształcić się na szewca i pracuje w tym fachu od przeszło 50-ciu lat. Pan Marian Wieteska.
  Kiedy stanęłam przed zakładem szewskim na ul. Rzemieślniczej, czułam pewne obawy. Starszy człowiek z doświadczeniem życiowym, obyty z historią, wyspecjalizowany w swoim fachu – to może onieśmielać! Zza lady spojrzał na mnie jednak uśmiechnięty starszy pan o przenikliwym wzroku. Był zdziwiony, gdy wyjaśniałam mu cel swojej wizyty. – Jestem ciekawym człowiekiem? – pytał zdumiony, a ja z każdym słowem jego opowieści utwierdzałam się w przekonaniu, że wybrałam odpowiednią osobę.

Okupacja
Swoją przygodę z szewstwem pan Wieteska rozpoczął mając lat 15, w 1943 roku. Niemcy masowo wywozili polskich chłopców do pracy. Mimo, iż pochodził z licznej rodziny, matka chciała mieć wszystkie dzieci przy sobie. Nie zezwoliła na wyjazd syna, poszukując mu innego zajęcia. - Był taki warunek, że mogłem zostać w domu, ale musiałem pracować dla dobra Niemiec – wspomina.
  Praca polegała na utrzymywaniu niemieckich majątków, częściej zrywaniu szyszek w lesie. Pan Wieteska nie przyjął jednak tej oferty, gdyż wolał pracować dla siebie i na własny rachunek.

Trudne początki
Pan Marian zawsze był prymusem w szkole. Gdy wybuchła wojna, chodził do 3. klasy. Mimo wszystko miał wiele nadziei i z optymizmem patrzył w przyszłość. - Starano się nawet mi pomóc, gdyż pochodziłem z rodziny niezamożnej – wyjaśnia. Cóż za złośliwość losu! Dopiero masowy mord Niemców na Żydach otworzył, młodemu wówczas Wietesce, drogę do ówczesnej kariery. Wraz z Żydami zabrakło bowiem rzemieślników i handlarzy, zmalała liczba prawników. Nie istniała masowa produkcja, nie było sklepów z odzieżą ani obuwiem. Błędne koło – buty zamawiało się na miarę u szewców, którzy zostali wymordowani! Brak rzemieślników – brak butów i innych produktów codziennego użytku.

Czas na naukę!
- To była szansa dla polskich chłopców, by pozostać w domu a jednocześnie nie pracować dla Niemców – z entuzjazmem wspomina szczecinecki szewc. U każdego rzemieślnika gromadziło się po kilkunastu uczniów, chcących uczyć się rzemiosła. Gdy rodzice zechcieli posłać młodego Mariana na nauki do zakładu, było już za późno. U każdego majstra był komplet chłopców. - Najlepiej mieli uczniowie w miastach, bo szli do majstra, odpracowali swoje godziny i wracali do domu – komentuje pan Wieteska. Sam mieszkał na wsi, do najbliższego miasteczka miał 6 km. Szukanie stancji okazało się mozolne i bezskuteczne. Majster zauważył jednak u Mariana talent i predyspozycje do wykonywania zawodu, w nagrodę zaoferował mu nocleg i wyżywienie w swoim prywatnym domu. – To było dla mnie niezwykle ważne! – podkreśla.

Ziemia odzyskana
Kiedy w 1945 roku pan Marian Wieteska przyjechał na Zachód, na Ziemie Odzyskane, miał za sobą już 3 lata nauki rzemiosła. W nowym środowisku radził sobie doskonale jako szewc, z początku podlegając pod zakład, później otwierając własną działalność gospodarczą.
 – Robiłem najwspanialsze oficerki w okolicy! – chwali się swymi osiągnięciami.
   Dzisiaj pan Marian jest już wiekową osobą, która od 50. lat oferuje usługi szewskie w pełnym zakresie. Podczas rozmowy ani razu nie nazwał swojego zajęcia „pracą”, zawsze zaznaczając, że szewstwo jest rzemiosłem.
  - Słyszałem od wielu starszych osób, że szewstwo to jest rzemiosło najbardziej pogardliwe, że to brudne i nieopłacalne – komentuje po wieloletniej praktyce. Otoczony butami i starymi maszynami do szycia nie traci poczucia humoru. Twierdzi, że nie zamieniłby swojej pracy na żadną inną. Trudno się nawet dziwić – Najlepszy szewc w mieście, bez wątpienia! Przychodzę do pana Wieteski od kiedy tylko pamiętam. Ludzie jednak nie doceniają tego, wolą kupić nowe buty niż naprawiać – wtrąca starsza kobieta, która przysłuchiwała się naszej rozmowie.
  Nasz szczecinecki szewc cieszy się faktycznie dużą popularnością, ma swoich stałych klientów i wciąż pełne ręce roboty. – Nie chcę rezygnować z tego, co jest tak przydatne, do czego tak się przyzwyczaiłem. Mój syn też prowadzi swój zakład na ul. 28. Lutego. Jestem z nas dumny! – podsumowuje pan Marian Wieteska, wracając do swojej pracy.

                                  

Ewa Piasecka

 

foto: autorka / stock.xchng

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Marek - niezalogowany 2008-10-19 15:39:12

    Jestem pełen podziwu dla tak cieżko pracujących ludzi.Ktoś kto zaczął pracować od 13 roku życia zasługuje na szacunek. W tym wieku większość ludzi oczekuje na pomoc innych a on wciąż jest wierny zasadom które wpojono mu w tych ciężkich i odległych czasach.Takich ludzi warto naśladować i brać za wzór. Życzę panu jeszcze wiele lat owocnej pracy i zdrowia.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Waldek - niezalogowany 2008-09-29 14:29:04

    Może tak było wcześniej! Teraz jednak nie podejmuje się wszystkich napraw, wybiera te proste a przy tym "zdziera" kasę. Sympatyczniejszy jest koło kina "Wolność"

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do