
tygodnik Temat nr 638
Nie da się ukryć, że mężczyźni lubią polować. A jak przy okazji mogą sobie porywalizować ze sobą, to już nic więcej im do szczęścia nie potrzeba - oprócz oczywiście chmielowych napojów wyskokowych i odrobiny spokoju i wytchnienia od marudzącej nad uchem baby. A co robi przeciętny, statystyczny pan, kiedy żona zaczyna marudzić i, wręczając mu ścierkę czy innego mopa, do obowiązków domowych zaczyna go zaganiać? A no wtedy to chłop chwyta co się da i z domu pod pretekstem załatwiania niezwykle ważnych spraw ucieka. A gdzie najlepiej nawiać, żeby przy okazji odpocząć i swoje zapędy myśliwego zaspokoić? No przecież że na ryby!
Do panów uciekających z chałupy zawsze wtedy, kiedy baba coś od nich chce, nic nie mam. A nawet ich rozumiem i popieram bo ja sama, kiedy ktoś czegoś ode mnie chce, a na co akurat nie mam zbytniej ochoty, szukam najszybszej drogi ucieczki. Mało tego, jak mnie samą zew na sprzątanie najdzie, to wszystkich z domu wyganiam, co by mi nikt nie przeszkadzał i żebym sobie wszystko po swojemu w błogosławionym spokoju mogła zrobić. Jedynie cel wyprawy jakoś zdecydowanie średnio do mnie przemawia. Bo że panowie z przyrodą chcą obcować i świeżego powietrza dla zdrowia na łonie przyrody zażywać, to się zdecydowanie chwali. Ale zapewne nieco inne zdanie na ten temat mają główne zainteresowane, co to w naszych polskich jeziorach beztrosko sobie płetwami machają.
Ja rozumiem, że kryzys jest, bezrobocie coraz większe, a przy okazji, że jak coś jest za darmo, to trzeba to mieć, więc taka darmowa, dorodna ryba to samo szczęście w domu. I jak już ktoś tę rybę podstępnie podejdzie i skusi tym biednym, nabijanym za życia na hak robakiem, który w swoich robaczych męczarniach żywota dokonuje w imię wyższego dobra, aby taką rybą cała rodzinę wykarmić, to niby wszystko jest ok, bo to przecież walka o przeżycie się toczy.
Gorzej, jak ktoś sobie dla sportu na łuskate stwory poluje - to i ten robak, brutalnie z ziemi wygrzebany, przebijany i podtapiany, zwyczajnie na marne zginie, a i samej rybie niespecjalnie się to zapewne podoba. Bo jak już się ta głodna i naiwna ryba da podstępnie złapać, pyska sobie haczykiem poharata, traumę związaną z wyjęciem z wody przeżyje, to już chyba lepiej dla niej, żeby ją w łeb młotkiem trącić i zwyczajnie cierpienia jej ukrócić, a przy okazji trofeum jakieś do domu przytargać. A jak dla sportu, to wiadomo... robak na marnacje, a ryba po takiej traumie, z pokaleczonym pyskiem, nawet wypuszczona z powrotem do jeziora, już się swoim rybim życiem cieszyć nie będzie tak jak wcześniej. A na tym, że dumny łowca zwierza dzikiego, pokrytego łuską z odmętów wody wyszarpie, zmierzy, zważy, zestresuje, zdjęcie sobie z nim na pamiątkę przyszłym pokoleniom zrobi i stwora do naturalnego środowiska odprawi, nawet rodzina nie skorzysta. Co najwyżej chłop swoje ambicje udobrucha i potem wieczorami, rozpościerając jak najszerzej ręce, będzie wszystkim po raz setny o walce z metrowym i 20-kilowym potworze opowiadał (bo przecież głupio powiedzieć, że to nie potwór, a jedynie mała płotka).
Pomijając jednak już te wszystkie humanitarne hasła, troskę o życie robaka , ryb i zmarnowane wieczory wielu ludzi, trzeba wspomnieć, że wracający z ryb chłop to, jak przysłowiowa płachta na byka, na swoją babę działa. Bo nie dość, że od sprzątania się wykpił, żonę z całym bałaganem zostawił, na długie godziny zniknął i wrócił na gotowe to co? To jeszcze jej po powrocie tymi rybami od nowa chałupę zapaskudził. Może więc, w trosce o udane pożycie małżeńskie i nerwy swojej wybranki, warto by tak wybrać się na grzyby? To i nikt życia przy tym nie straci, a i baba zdecydowanie bardziej leśne trofea doceni, bo problem pierogów i bigosu z grzybami na święta niejako sam już się rozwiąże.
Marzena Góra
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie