
Tygodnik Temat nr 633 / 13 września 2012
Przemysł książkowy pogrywa nieczysto. Tak przynajmniej twierdzi moja znajoma i muszę się zdać na jej zdanie, bo to nie ja, a ona lat temu z dziewięć dziecię powiła, co by kraj swój wspierać, niż demograficzny choć trochę zwalczyć i przy okazji sobie samej szansę na jako taką emeryturę stworzyć. Jak pomyślała, tak zrobiła, dziecię odchowała, tylko jeszcze je wykształcić trzeba. I tu dopiero zaczynają się schody. Bo przecież wyprawka sama się nie skompletuje, a pozornie darmowa edukacja okrągłą (i niemałą) sumę co roku z portfela będzie jej wyrywać. Mało tego, znajoma rok później na podobny pomysł wpadła i aby patriotyzmem jeszcze większym się wykazać, to synowi swojemu wraz z mężem braciszka młodszego zafundowała. Niestety, z tego co nam wredne media przekazują wynika, że wizja emerytury pomimo jej starań i tak się oddala i w dziurze (co nam się w budżecie nieopatrznie zrobiła) wypełnionej politycznym błotem radośnie i beztrosko się tapla.
No ale jak już są dzieci, to trzeba je i odchować, i wychować, i przy okazji ubrać i wykształcić. I o to wykształcenie właśnie znajoma najbardziej się obawia. Bo o ile w kompetencje nauczycieli rzadko zdarza jej się wątpić, o tyle w swoje finansowe możliwości związane z luksusem posłania dzieci do szkoły ma już poważne obawy. I tak co roku, w połowie wakacji (kiedy to rodzice postanawiają wyprawki skompletować) o istnieniu tej ogólnopolskiej teorii spiskowej sobie przypomina.
Ale o co chodzi? A no oczywiście chodzi o pieniądze. I to całkiem niemałe. Kiedyś, lat temu ze dwadzieścia, jak się miało, dajmy na to, szóstkę dzieci, to się najstarszemu komplet podręczników kupiło, stosowne pouczenie o szanowaniu książek wygłosiło i całą gromadę na jednych książkach wykształciło. A później ktoś wpadł na pomysł, że polityka prorodzinna to bardziej na szczeblu ideowych haseł i marnej propagandy może się odbywać, becikowym się rzuci, co by na kilka pierwszych paczek pieluch dumnym rodzicom starczyło i z głowy. A na książkach to przecież niezły interes można zrobić.
No bo kto to widział żeby rok po roku dzieci książki po sobie dziedziczyły lub za kilka złoty od starszych kolegów kupowały? No to się Państwu zupełnie nie opłaca! A że naród od wieków i tak jest uciśniony to nic mu się nie stanie, jak go jeszcze trochę tu i ówdzie ucisną. I oczywiście najlepiej, żeby tłum wierzył, że to dla jego dobra i widział, że o obywatela u nas to się dba! I stąd najpewniej ta nieszczęsna reforma oświaty w bólach, łzach i pocie się zrodziła. No bo wiadomo - nowa reforma, to i nowy program, a jak nowy program, to i podręczniki nowe. I jak komuś się w życiu zdarzyło, że akurat w `86 lub później na świat potomstwo wydał, to ma zwyczajnie przechlapane. Bo nie dość, że gimnazja porobili, licea profilowane powymyślali to jeszcze się okazało, że te podręczniki, które przez długie lata w użytkowaniu polskiej młodzieży były, można co najwyżej o kant mało szlachetnej części ciała rozbić. I jakby tego było mało, co roku okazuje się, że nowym książkom też co nieco brakuje, więc już się młodszym pokoleniom nie przydadzą żeby - wiadomo - narodu nie ogłupiać.
Na szczęście w którymś momencie uznano, że w tej materii nie ma już za bardzo co poprawiać, a interes przecież musi się kręcić. I co teraz? A no nic. Starym, wypróbowanym sposobem wzięto się za nową reformę, prasy drukarskie rozgrzano i nowe podręczniki (co by do nowej reformy pasowały) zaczęto zwyczajnie drukować. Tylko teraz w swój poziom wykształcenia zwyczajnie powątpiewam, skoro ja się w tych „nieodpowiednich” książkach tyle lat zaczytywałam. Ale przecież ważne, że nam chociaż młodzież coraz lepiej kształcą, co roku podręczniki ulepszają, rodzice pieniądze wykładają, polityka prorodzinna śmieszy a interes się kreci.
foto: sxc.hu
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie