
Jako, że często dane mi jest przemieszczać się po naszym mieście nie tylko za sprawą moich dwóch dolnych kończyn, ale również dzięki różnym dobrodziejstwom techniki, coraz częściej wrażeniu oprzeć się nie mogę, że w kółko kręcę się zazwyczaj. Co prawda zmysł orientacji w terenie nie wykształcił się u mnie jakoś wybitnie ponad przeciętność i mieści się w granicach typowo kobiecej zdolności docierania do celu, ale to nie o nieznajomość drogi tu chodzi. Bo atrakcje takie kierowcom zafundowano, że (niczym na karuzeli) można się co chwilę w kółko trochę pokręcić. A jak tak patrzę i patrzę, to wydaje mi się, że rond w mieście to my więcej niż marketów mamy.
I rozumiem, że to ma wszystkim zmotoryzowanym poruszanie się po drogach usprawnić, ale w niektórych przypadkach z tym ułatwianiem niekoniecznie wszystko poszło jak trzeba. Chociaż mi osobiście te ronda nasze jedynie z perspektywy pasażera dane jest oglądać i pod kątem wizualnym oceniać, to nie raz podczas przejażdżki z ust persony, która pojazd prowadziła, wyrazów nieprzyzwoitych musiałam wysłuchiwać.
Co prawda istniejące od dawna "karuzele" swoją funkcję bardzo dobrze spełniają, ale najnowsze okrągłe, wysokie "kopce" to już jednak niekoniecznie. Ani to ładne ani użyteczne, bo jeśli się autobusu czy dużego auta dostawczego na stanie nie posiada, to za wiele przez te usypiska zobaczyć nie można i z żarliwą modlitwą na ustach w ruch kołowy przychodzi się niekiedy włączać. Uroku miastu też to nie dodaje, bo jednak to okopy jakieś czy wały przeciwpowodziowe bardziej przypomina. Ale że uprawnień do poruszania się po naszych polskich drogach jeszcze nie posiadam, to i temat jakoś zbytnio mi głowy nie zaprzątał.
O ile aktualnie to, co się na skrzyżowaniach buduje, emocji żadnych we mnie nie wyzwala, o tyle powstanie nowego okręgu na środku chodnika lekko mnie zaciekawiło. Jako, że od lat przeszło dwudziestu na osiedlu Zachód dane mi jest mieszkać, to i przyzwyczajenia swoje i sprawdzone, najkrótsze trasy posiadam. I tak dnia pewnego do znajomej w okolice ulicy Połczyńskiej na umowną kawę się wybrałam i zdziwiłam się bardzo, że mi w którymś momencie chodnik się urywa, a dalej to już tylko piach, krawężnik i jakąś nową drogę mogę popodziwiać. Zęby zacisnęłam, mokry piach szerokim łukiem ominęłam, przeskoczyłam wysoki krawężnik i udając, że tego wielkiego, usypanego ze zbędnej ziemi wielkiego kopca w ogóle nie zauważam, dzielnie przed siebie ruszyłam.
I niby rozumiem, że zmotoryzowani mieszkańcy też muszą w końcu wygodnie móc swój pojazd zawrócić a fundusze, które na wszelkiego rodzaju przebudowy są przeznaczone, też gdzieś ulokować trzeba. Ale pomysł, żeby chodnik w samym środku osiedla (który do tego w bliskim sąsiedztwie przedszkola się znajduje) w ulicę zamieniać i pieszych drogi spacerowej pozbawiać, nie bardzo mi się spodobał. Podejrzewam, że właścicielom salonu fryzjerskiego i gabinetu dentystycznego, których to schody do wejścia teraz wprost na ulicy się zaczynają, również do gustu nie przypadł. A przecież wystarczyłoby zatoczkę jakąś ładną zrobić i stare płytki betonowe, na wszechobecny już polbruk, tylko powymieniać.
Właściciele samochodów, którzy to w pobliskim bloku mieszkają, z nowego rozwiązania komunikacyjnego się cieszą, reszta obywateli za głowy się łapie, a ja się zastanawiam, czy aby na pewno pozbawianie mieszkańców jednego z głównych osiedlowych chodników na rzecz nowej drogi i kilku miejsc parkingowych, było decyzją słuszną.
mg
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!