
(tygodnik Temat, 17 maja 2012)
Czasami się tak zdarza, że stuk puk, do drzwi swoich słyszymy i co wtedy robimy? Bo przecie nie wiemy czy to przyjaciel, czy wróg, że o komorniku na ten przykład to ja już nawet nie wspomnę. Pół biedy jak w drzwiach mamy wizjera zainstalowanego, bo spoglądamy i jak przyjaciel, to otwieramy, a jak osoba, której widzieć nie chcemy, to wystarczy zawołać -nikogo nie ma w domu. Gorzej jest jak takiego dynksa w swoich drzwiach nie mamy i co wtedy?
Zasadniczo wyjścia są dwa. A zalecił mi je wiele lat temu wujek Władek a łon na czym jak na czym, ale na bon tonie to się zna. Tak więc szybko wrzucamy na siebie płaszcz otwieramy drzwi i widząc kogoś miłego naszemu sercu, mówimy: Och jak dobrze, że właśnie teraz przyszedłeś, bo ja właśnie przed sekundą wróciłem. I zapraszacie osobę lub osoby do środka i miło spędzamy ze sobą czas. Bo wiadomo niezapowiedziane wizyty często są i milsze i lepsiejsze od wizyt zapowiedzianych.
Ale co zrobić, jeśli po otwarciu drzwi widzimy osobę, której nie znosimy i chętnie byśma ją własnymi ręcyma udusili? Ano stosujemy wyście drugie. Otwieramy i mówimy z przyklejonym do twarzy uśmiechem: Ach jak się cieszę, ale przykro mi bardzo, bo mam nagłe wezwanie i muszę natychmiast wyjść. No i osobę mamy z głowy i gra gitara!
Ale załóżmy, że drzwi już otwarte i osoba zaprzyjaźniona wchodzi w nasze progi i co dalej?
Niby proste, bo wiadomo przecie, że gość w dom to... itd. Ale może być kłopot. Bo ostatnio tak się jakoś porobiło, że jak ktoś do mnie przychodzi to już w progu koniecznie z butów chce wyskakiwać i paradować w skarpetach albo w pończochach, w zależności od płci. Uzasadniają to tym, że noga musi im odpocząć, a o tym, że robią to z szacunku do moich paneli tudzież dywanu też mnie zapewniają i za służbowymi kapciami się rozglądają. I za Chiny ludowe nie idzie im wytłumaczyć, że moje panele podłogowe wymyślono dla obuwia, że dywanu to ja nie mam, a wełniak podłogowy se odkurzę i wypiorę jak się pobrudzi, a kapcie służbowe zlikwidowałem po pamiętnym sylwestrze, kiedy to o mało nie udusiłem się ze śmiechu widząc panie w kreacjach i w służbowych starych rozdeptanych kapciach o dwa numery za dużych.
Bo o tym, że takie kapcie rozsadnikiem grzybicy są, to ja już nie wspomnę, jak też o tym, że niektóre stopy wydzielają woń, która zapachu fiołków nie przypomina niestety zresztom. W głowę zachodzić zacząłem skąd ci się ten łobyczaj u nas wzion i jak delikatnie gościom wytłumaczyć, co by się u mnie nie rozzuwali.
Wyjaśnił mnie to nieoceniony jak zwykle wuj Władek. Kiedyś przed chatą było gumno błotniste i to bardzo, no i buty bywały ubłocone, a w chacie była przyzba, no i tam te ubłocone buty się zostawiało, co by błota na pokoje nie nosić. Co prawda gumno i przyzba odeszły w niepamięć, ale obyczaj powrócił i realizowany jest w przedpokoju.
A co do rozzuwania, to wuj radę mi dał, według nowych reguł i bon i tonu. No i gdy w ostatni weekend, a ściśle mówiąc w sobotę zawitał do mnie kolega i po przekroczeniu progu zaczął rozwiązywać sznurowadła, to sięgłem po bejzbola - służbowego i delikatnie co by go nie urazić, warknąłem: Ani mi się waż. No i nie zdjął. Bo wiadomo, gość w dom to... a że dom mój, to porządek ma w nim być.
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
I JAK TU NIE KOCHAĆ MAĆKA??