
Będziemy jednak mieli w Szczecinku „wytrzeźwiałkę”!!! Wreszcie. I jak tu szanowni Państwo nie wierzyć w siłę pisanego słowa i sprawczą potęgę wynalazku Gutenberga. Jakiś czas temu w jednym ze swoich felietonów napisałem, że to wstyd, aby czterdziestotysięczne, książęce miasto z siedemsetletnią historią i europejskimi ambicjami nie miało izby wytrzeźwień. I proszę. Biorę dziś do ręki gazetę, czytam, i duma mnie rozpiera – jest! Klamka zapadła. Będziemy mieli wreszcie upragnione schronisko dla „poszukiwaczy zaginionej Warki”. Malutkie co prawda, jak pomostowe emerytury, ale i tak nie ma co narzekać. Małe jest przecież piękne, zwłaszcza w kontekście globalnego kryzysu i finansowego bałaganu, który pomału zaczyna ogarniać naszą gospodarkę. Nikt nam przynajmniej nie zarzuci inwestycyjnej megalomanii. Poza tym nie od razu Kraków zbudowano.
Czasami nawet o wiele lepiej zacząć od kameralnej inwestycji. Jakiś chodniczek z polbruku, zatoczka autobusowa czy dziesięcioletnie komputery do wiejskiej świetlicy. A potem takiego wiatru nabrać w żagle, że w Gawexie o inwestycyjnym tornadzie będą mówili. W Trzesiece i Świątkach coś o tym wiedzą. A te osiem miejsc noclegowych, którymi będziemy w Szczecinku dysponowali i tak nam poprawi bazę hotelową, i tak. Zwłaszcza w sezonie letnim. Zresztą, kto tak naprawdę wie, jaką ilością miejsc dysponowała będzie nasza szczecinecka izba wytrzeźwień na siedemsetlecie miasta?! A może to dopiero początek?
A może staniemy się regionalnym potentatem „detoksu” oraz innych specyficznych usług medycznych?! Takim ośrodkiem SPA dla „rycerzy błony śluzowej przełyku”? Jedno w każdym razie jest pewne, pomysłodawcom całego przedsięwzięcia należą się prawdziwe wyrazy uznania, chapeaux bas! Co by jednak nie powiedzieć, była to heroiczna decyzja. Budowa „wytrzeźwiałki” to strzał w dziesiątkę społecznych oczekiwań i kolejny cios w bastion emocjonalnej znieczulicy. Od dzisiaj ofiary polskiego przemysłu spirytusowego nie będą już narażone ani na niesprzyjające okoliczności przyrody, ani na wściekłe ataki szczecineckich komarów, tudzież innych latających kreatur, od których aż roi się w naszym parku.
Tak oczywiście twierdzi mój sąsiad Zenek, który sprawę zna od podszewki i już od kilku lat lobbuje na rzecz rozszerzenia usług medycznych naszego szpitala. Martwi go jedynie nieodpłatny charakter nowopowstającego przybytku i to, że będzie to właściwie ersatz prawdziwej „izby lordów wytrzeźwienia” i zmarnowanie szansy na poprawę finansowej kondycji naszego szpitala. I chyba ma w tym swoim narzekaniu trochę racji, gdyż w dobie ewidentnej zapaści polskiej służby zdrowia, kolejny koszyk bezpłatnych świadczeń medycznych jest co najmniej dyskusyjny. Alkoholowe upojenie to wszak stan przejściowy, po którym, prędzej czy później, dochodzi się w końcu do siebie, a nie jakaś nowa jednostka chorobowa.
Panie Tomku - powiedział mi ostatnio rozgorączkowanym głosem - to marnotrawienie publicznego pieniądza i ekonomiczna ślepota! I ja go drodzy Państwo doskonale rozumiem, a w rozumieniu spraw tak istotnych wątpliwości jego w pełni podzielam. Nie wiem bowiem dlaczego akurat nasz szpital ma dobrowolnie rezygnować z pobierania jakichkolwiek opłat za tak wyrafinowane i popularne usługi! Na tym można zarabiać, i to całkiem nieźle.
W Przemyślu na przykład, izba wytrzeźwień przyjmuje dziennie około 15 admiratorów przemysłu spirytusowego. Koszt upojnie spędzonej w takim przybytku nocy ustawowo wyceniony został na 250 złotych. Rocznie jest towięc kawał grosza. Gdybyśmy w naszym Szczecinku codziennie przyjmowali jedynie czterech takich delikwentów, to przychód z tego tytułu osiągnąłby kwotę 365 tysięcy złotych! A przy ośmiu, 730 tysięcy. Uzbierałoby się na kolejne wielofunkcyjne boisko.
I to właśnie nie pozwala Zenkowi zmrużyć oka. Tyle się kasy panie Tomku u nas marnuje, że odnoszę wrażenie, że wciąż żyjemy w czasach gospodarki centralnie planowanej – powiedział mi ostatnio w chwili szczerości! Może i tak. Dla mnie jednak sprawa jest jasna. Lepszy rydz niż nic. Lepsza taka „wytrzeźwiałka” niźli żadna, choć jak obserwuję co się u nas ostatnio wyprawia w polityce, to dochodzę do wniosku, że przede wszystkim przydałaby się nam „izba wytrzeźwień politycznych”. Ponadpartyjny twór, w którym znalazłoby się miejsce dla wszystkich. I tych, co to pourazowe problemy mają z golenią prawą, i tych, co to w golfa sobie lubią na cypryjskiej ziemi pograć. A że rychło zabrakłoby w niej pewnie miejsca, to już zupełnie inna para kaloszy. U nas już tak jest, niestety. A obciach z tego większy, niż akcyza za gorzałę – jak mówi mój sąsiad Zenek. A on ma łeb….
Tomasz Czuk
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie