
Tygodnik Temat nr 633 / 13 września 2012
Coś się w powietrzu porobiło i po zimnych deszczach znowu zawitało nam ciepłe, a nawet umiarkowanie upalne słoneczko. Słoneczne dni niestety, nie wszystkim służą. Kierowcom raczej nie służą. Dowodem na to są cztery wypadki w ostatni wtorek i to w ciągu czterech - pięciu godzin. Całe szczęście obeszło się bez ofiar i większych niedomagań na zdrowiu uczestników. Co ważne, trzy zdarzyły się na krajowej „jedenastce”. W pierwszym pani zapomniała, że jednak nie ma pierwszeństwa i walnęła swoim nowym autem w trochę starsze. Strażacy założyli pani kierowcy kołnierz ortopedyczny i... czekali na pogotowie ratunkowe. Czekali w sumie coś ze dwadzieścia minut. Wezwanie poszło, ale tam dyspozytor (na pół województwa zainstalowany w Kołobrzegu) oświadczył, że nie ma karetki. Ponoć najbliższa znajduje się w Barwicach, a pozostałe - to on(a) nie wiedział(a) gdzie. Tak sobie myślę, dobrze się stało, że starosta zadbał o swoje rodzinne miasto i właśnie tam ulokował stały dyżur jednej karetki. Gdyby nie ona... aż strach się bać.
Drugim razem kierowca tak się śpieszył do domu nad morzem, że nie wyrobił na wirażu i go „zniesło” do rowu, a następnie obróciło na dach. Tym razem na miejscu zjawiły się dwie karetki. To dobrze, wszakże od przybytku głowa nie boli. Trzeci był na granicy naszego województwa i ze względu na tonaż, najbardziej dokuczliwy w skutkach. Kierowcy nic się nie stało, choć jego ciężarówka z ptasim pokarmem rozorała na kilkudziesięciu metrach przydrożny rów niczym pole pod rzepak. Tutaj karetka była niepotrzebna. A gdyby nawet ktoś ją wezwał, to skąd operator w Kołobrzegu ma wiedzieć, gdzie się kończy i zaczyna Pomorze Zachodnie na południu. Na północy wiadomo morze, dalej nie pójdziesz ani pojedziesz. A tutaj? Gdzieś w lesie, ale gdzie? Czwarty był tuż za wsią Marcelin. Kierowca samobieżnego dźwigu przez nieuwagę zjechał nieco na pobocze. I samobieżny dźwig przewrócił się do góry kołami. Każdy kto jeździł odnowionym odcinkiem „dwudziestki”, wie że drogowcy odstawili fuchę. Uklepane łopatą żwirowe pobocze jest miękkie i wystarczy nieopatrzny ruch, aby wessało cały pojazd do głębokiego na tym odcinku rowu. Owszem wszystko ładnie wygląda, ale to wszystko, co o walorach użytkowych odnowionej trasy można powiedzieć.
Byłby i piąty, tym razem koło Netto, gdyby nie osobisty Anioł Stróż pewnego analfabety drogowego wyjeżdżającego z parkingu. Jego wyczyn niczym się nie różnił od cyrkowego salto mortale. Tu i tam widzowie wstrzymali oddech, a kierowcy swoje pojazdy. A to wszystko przez słońce, niskie ciśnienie i pylasty smród, jak to określa nasz burmistrz, prosto znad Kaliningradu.
A propos parkingu przy Netto. Znikł kiosk z rożnem, z kurczakami. Mało tego, zapadły się pod ziemię dwa pokrewne opiekacze do kurczaków, ten sprzed poczty przy ul. 28 Lutego i ten z Manhattanu. Toć to prawdziwy pomór, a może nawet rewolucja gastronomiczna. Tym razem (nomen omen) padło nie na kurczaki, a na rożna. Czyżby zemsta kurczaków za przypiekanie ich prądem? A może czyszczenie przedpola przed zainstalowaniem w naszym mieście jakiegoś większego opiekacza, w którym McChicken`a będzie można spożyć w McDonald`dzie. Trudno powiedzieć, czy o ich likwidacji zdecydowały względy ekonomiczne, estetyczne czy może zapachowe. W przypadku tych ostatnich, to już lepszy nawet zwęglony kurczak niż smród przypalanego drewna. Tymczasem smakoszom gdakającego mięsa pozostaje już tylko domowy grill w ogródku, a może nawet i na balkonie.
Wracając do dróg, to tutejsi rowerzyści, próbując poruszać się po centrum, jak mówi mój sąsiad Zenek z ósmej strony „TS” - mają przerąbane. Po pierwsze - główna jezdnia, czyli Wyszyńskiego i 28 Lutego jest dla nich niedostępna. Dostępne za to są niby pasy dla rowerów na chodnikach. Dlaczego niby pasy? Bo, są to chodniki tyle, że z czerwoną kostką. A wszystko chwilami tak wąskie, że rower z pieszym wymijają się na styk. Niejednokrotnie dla wzajemnego bezpieczeństwa (rowerzysty i przechodnia) po prostu rower należy prowadzić - szczególności na odcinku pomiędzy ul. Kamienną a Armii Krajowej i dalej przy dawnym „Gryfie”. Rowerzyści też różnie się zachowują, ale chyba nie ma co brać przykładu z prezydenta Sopotu i ograniczyć szybkości dla rowerów do 10 km/h.
To tyle na temat ruchu drogowego, kurczaków i rowerzystów. Najważniejsze w tej chwili jest, aby łapać ile się da słonecznych promieni, bo to już są ostatki. Szkoda lata.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie