
wywiad ukazał się w 531 wydaniu Tematu
Jak przyznał, w Bornem Sulinowie jest pierwszy raz. Choć nie wie, czy jego filmowy pierwowzór, oficer Abwehry Hauptmann Hans Kloss, nie gościł wcześniej w niemieckim garnizonie Gross Born.
Niewątpliwą atrakcją VI Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki Żołnierskiej, imprezy zorganizowanej przez borneński Dom Pomocy Społecznej, była wizyta Stanisława Mikulskiego, odtwórcy legendarnej roli agenta Janka J-23 w kultowym serialu Telewizji Polskiej, „Stawka większa niż życie”.
Mimo że od debiutu „Stawki” na szklanym ekranie minęło ponad 40 lat, serial cieszy się nadal szalonym wzięciem wśród widzów. I to nie tylko tych starszych, pamiętających „wyczyny” Klossa na niemal wszystkich frontach II wojny światowej.
Aktor spotkał się z mieszkańcami Bornego Sulinowa i gośćmi imprezy. Pytań było mnóstwo, Stanisław Mikulski, mimo zacnego już wieku (81 lat - dop. autora), w wielce zajmujący i ciekawy sposób odpowiadał na pytania. A tych było, co niemiara. Oczywiście, najwięcej dotyczyło kulis „Stawki..”.
- Jako ciekawostkę, powiem, że zaledwie kilkakrotnie, w najtrudniejszych scenach, zastępowali mnie dublerzy czy kaskaderzy. Miał człowiek zdrowie, oj miał - mówił S. Mikulski. - Jednak dublerzy wkraczali na plan wyłącznie wtedy, gdy byłem kontuzjowany. Między innymi przy scenie skoku z pociągu (zwichnięta noga), gdy szedłem do partyzantów, a także podczas ewakuacji ze zniszczonej wybuchem fabryki tajnej broni niemieckiej. Miałem wtedy wybity bark. Resztę, nawet najtrudniejszych scen „obskakiwałem” sam.
Czy będzie nowa „Stawka większa niż życie”? - Powojenne przygody Hansa Klossa i Hermanna Brunnera obrosły już niemal legendą. Niestety, wciąż pozostają tylko na papierze. Jest jednak nadzieja, że zdjęcia do nowej „Stawki” wreszcie ruszą. I to prawdopodobnie jeszcze w tym roku - zapewniał aktor.
Scenariusz? Wielce interesujący. - Napisali go Andrzej Szypulski i Zbigniew Safjan, ukrywający się pod pseudonimem Andrzej Zbych. Akcja rozgrywać się będzie w czasach współczesnych - dodaje aktor. - Emerytowany były as wywiadu Hans Kloss, posiadacz kawałka ziemi i małej stadniny koni, beztrosko spędza czas. Spokój zakłóca mu wieść o zamordowaniu bliskiego przyjaciela. W powietrze wylatuje samochód byłego J-23, jego wnuczka zostaje uprowadzona. Okazuje się, że ktoś chce z Klossem wyrównać wojenne rachunki. J-23 musi ponownie stawić czoła wszelakim niebezpieczeństwom i wejść do akcji. Oczywiście, w nowej „Stawce” nie może zabraknąć miejsca dla mojego „przyjaciela” Hermanna Brunnera.
Warto w tym, miejscu zaznaczyć, że producent nowej „Stawki” Robert Sojka podkreślił: - Nie jest to komedia i nie jest to parodia. Znaleźliśmy sposób, aby przenieść „Stawkę większą niż życie” w czasy współczesne. Nowa „Stawka” ma przede wszystkim opowiadać z humorem, dystansem oraz sympatią do legendy oryginału, przewrotną historię kryminalną.
Stanisław Mikulski znalazł też chwilę czasu, by opowiedzieć czytelnikom „Tematu” o swojej aktorskiej przygodzie, nie tylko tej sprzed ponad pół wieku. - Dlaczego jestem na Przeglądzie Piosenki Żołnierskiej w Bornem Sulinowie? Otóż prowadziłem festiwale w Kołobrzegu. Było to bardzo dawno temu, ale to były piękne czasy - wspomina pan Stanisław. - Tych festiwali na moim koncie uzbierało się kilkanaście.
Jak już wspomnieliśmy, aktor zawitał do leśnego miasteczka po raz pierwszy. - Byłem bardzo ciekawy, co to za Festiwal Żołnierski robią w dawnym niemieckim i radzieckim garnizonie. Co prawda nie spotkałem tu swoich dawnych kolegów i wykonawców, ale za to wielu innych miłych i ciekawych ludzi, także tych śpiewających największe przeboje żołnierskie.
Co się stało, że te melodyjne piosenki grane w rytm wojskowych marszów, współcześnie tak straciły na popularności? - Czasy się zmieniły, po prostu dzisiaj słuchamy innej muzyki, innych piosenek. I pewnie nikogo już nie interesuje piosenka żołnierska. Szkoda, bo z wielkim sentymentem słuchałem śpiewanych dziś utworów. To były właśnie te piosenki, które ja przed laty prezentowałem w Kołobrzegu.
Rozmawiając z panem, nie sposób nie wspomnieć o aktorstwie. Zacznijmy od „Kanału”. - Było to pół wieku temu, ale fabuła filmu wciąż pozostaje aktualna. Coś, co powstało i ma swoją wartość, to przetrwa wieki. „Kanał” to znakomity film, nagrodzony na Festiwalu w Cannes, pokazany i wyróżniany w wielu krajach świata. Nic, zatem dziwnego, że nawet dziś „Kanał” oglądamy z wielkim zainteresowaniem i sentymentem, a nawet podziwem.
Czy „Stawka” utrudniła panu dalsze życie twórcze? - Absolutnie. Choć mam trochę żalu do pewnych reżyserów, którzy nie chcieli mnie obsadzać w innych rolach, bo uważali, że będę się kojarzył widzowi wyłącznie z Hansem Klossem. Po „Stawce” był m.in. „Pan samochodzik”. Ten serial dla młodzieży przełamał pewien stereotyp. Także kolejne seriale, jak choćby „Dziewczyna i chłopak”, czy czeski „Tylko Kaśka”. W tych serialach mogłem się pokazać. Tam nikt już nie widział we mnie Klossa.
Woli pan film czy teatr? - Zawsze teatr. Teatr jest bliższy aktorowi, głównie z uwagi na żywy kontakt z widzem. Każdy spektakl jest inny, po prostu nie da się go powtórzyć. Ale da się za to poprawić po konsultacji z widzem. A film już nie. To, co zostało nakręcone, to czy będę oglądał to dziś, czy też za sto lat, to zawsze będzie to samo.
Rozmawiał:
Sławomir Włodarczyk
wywiad ukazał się w 531 wydaniu Tematu
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Fajny materiał. Można trochę odpocząć od naszych szczecineckich brudów, od JHD, prezesa Bogdana S., sporów wokół Krono itp. PS. Pozdrowienia dla Brunnera - a Hansa Klossa warto byłoby zaprosić do Szczecinka!