
artykuł ukazał się w 515 wydaniu Tematu
7 maja działający przy SAPiK Klub na Obcasach gościł na spotkaniu znaną przede wszystkim ze swojego niegasnącego optymizmu dziennikarkę radiowej Trójki, Grażynę Dobroń
Dzisiejsze spotkanie pokazało, jak wiele jest osób, które pragną coś w swoim życiu zmienić, które chcą być szczęśliwe. Czy taka postawa, jaką dziś zaprezentowali uczestnicy spotkania, oznacza, że w naszej szarej codzienności po prostu potrzebny jest optymizm?
- Optymizm potrzebny jest nam zawsze. Jednak na co dzień ciężko go wykrzesać, ponieważ bardzo silnie oddziałują na nas nasze emocje pierwotne: byle do przodu, adrenalina, walka, bij, zabij… Na tym poprzestajemy, choć przecież nie jesteśmy na poziomie zwierząt. Ks. Józef Tischner często mawiał, że dzisiejszy człowiek jest jak „homo sovieticus”. Cechuje go nieporadność, niezdarność, brak ducha. A dobrze by było, gdybyśmy byli jak „homo prudens”. To człowiek roztropny. Potrafiący wykorzystać swój intelekt do robienia rzeczy pięknych. Korzystający ze zdobyczy życia, ale nie dla dobra własnego, tylko dla innych ludzi. Nie może być bowiem tak, że robimy wszystko dla siebie. Ogromna radość jest wtedy, gdy możemy coś komuś od nas ofiarować.
Zawsze pani podkreśla, że aby móc dzielić się szczęściem, najpierw trzeba zacząć od siebie – pokochać siebie.
- Tak, to prawda. Proszę sobie odpowiedzieć, co, na przykład, może dać matka swojemu dziecku, jeśli sama jest nieszczęśliwa?
Mnóstwo nieszczęścia.
- Właśnie. Więc zanim się zostanie mamą, rodzicem, warto wiedzieć, że i na siebie trzeba zwrócić uwagę. Że to ja odpowiadam za sposób wychowania i kształtowania innego człowieka. Póki się tego nie wie, można popełniać błędy. Jednak kiedy już zdobędziemy tę świadomość, to wtedy odpowiedzialność staje się znacznie większa. A wówczas i szczęście, którym się dzielimy, jest większe.
Człowiek jest stworzony do tego, by dzielić się swoim szczęściem?
- To obowiązek człowieka. Pierwszy z najpierwszych.
Ale przecież są osoby, które nie potrafią wykrzesać z siebie optymizmu. Do szczęścia w życiu podchodzą z rezerwą. Mówią, że mają pecha i tak już zostanie do końca. Co z nimi?
- Nie ma czegoś takiego jak pech. Jest tylko kultura, w której żyjemy. Kultura, która zbyt emanuje cierpiętnictwem. Ale to wcale nie oznacza, że nie można tego uniknąć. Nie ma ludzi, którym się nic nie udaje. Są tylko niewłaściwe sposoby użyte do zmiany swojego stanu, do osiągnięcia szczęścia lub poprawienia swojego losu. Tadeusz Konwicki powiedział kiedyś: ja tu jestem przejazdem, więc skoro ten przejazd trwa zaledwie kilkadziesiąt lat, to nie może być byle jaki. Można żyć na marginesie, a można żyć pięknie. Można żyć, cierpiąc, a można żyć szczęśliwie. Co wybierasz człowieku? Wszystko zależy od ciebie. Jesteś dorosły, masz wolną wolę. U nas przez wiele wieków, przez dziesiątki lat nie mówiło się o odpowiedzialności człowieka za swoje życie. Poprzedni system też się trochę do tego przyłożył. Już od najmłodszych lat ludzie są przekonani, że wszystko im się należy: praca zaraz po studiach, dobre zarobki, mieszkanie… A przecież o wszystko trzeba się starać. Nic nie przyjdzie samo. Owszem, należy się, ale dopiero, kiedy wypracujemy tę wartość. W trudnej sytuacji są ludzie, którzy się jeszcze nie przyzwyczaili do tego, żeby było inaczej. Że póki się żyje, póki dzień i noc – są możliwe zmiany.
Postawa afirmująca życie nie jest łatwa . Wydaje mi się, że trzeba mieć naprawdę silny charakter, żeby móc ją przyjąć.
- Nie wiem. Myślę, że tu chodzi o naszą kulturę. Jest w niej tylko logika. Są celebryci. Jest jakiś wyimaginowany świat, iluzja świata. Iluzja życia. A przecież prawdziwym światem jestem ja i to, co ze sobą mogę zrobić. To nie jest popularne, wiem. Być może potrzeba do tego odwagi. Ja jej nie potrzebuję.
Od zawsze jest pani tak optymistycznie nastawiona do życia, do siebie?
- Nie. Z natury, z urodzenia nie jestem optymistką. Naprawdę przeżyłam ciężkie doświadczenia. I moja rodzina również. Problemem był mąż i jego uzależnienie od alkoholu. Dziś, po latach jestem mężowi głęboko wdzięczna. Gdyby nie spowodował tej całej sytuacji, w której życie tak nam dołożyło, nigdy nie byłabym tu, gdzie jestem. Nigdy nie miałabym takiej wiedzy. I nigdy nie stanęłabym tak twardo na nogach.
Coś zawsze dzieje się po coś.
- Tak. Jestem o tym przekonana. Mój mąż dzisiaj wszystko by zrobił dla naszych dzieci. To jemu jest szkoda tych straconych lat.
Nieraz można usłyszeć opinie, że jest pani „nazbyt optymistyczna”. Jak pani odbiera takie komentarze?
- Nazbyt optymistyczna. (Uśmiech). Człowiek, który działa, zawsze ma swoich zwolenników i przeciwników. Ja nie chce mieć ani tych, ani tych. Wszystko, co robię, pochodzi z czystych intencji. Z własnego doświadczenia wiem, ile kosztuje człowieka dojście i wejście na taką drogę, którą ja podążam. Bo to jest droga otwartego serca i życzliwości wobec innych ludzi. Czy to się komuś podoba, czy nie. Jeśli ktoś zrozumie, że tak warto żyć, to pójdzie tą drogą. Jeżeli nie - jego wybór. Ja z tego powodu nie cierpię.
Rozmawiała:
Magdalena Szkudlarek
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie