Reklama

Ewelina Wieczorek: Wegetarianizm jako protest przeciwko cierpieniu

29/11/2011 11:54

"Człowiek jest królem zwierząt tylko dlatego, że jego brutalność przewyższa brutalność zwierzęcą. Żyjemy dzięki śmierci innych, jesteśmy chodzącymi grobami".
Leonardo da Vinci

"Boże sprawiedliwy, iluż to godzinami mąk zwierzęcych stwarza sobie człowiek jedną minutę uciech dla swojego podniebienia".J. P. F. Richter


Ta publikacja, jako kolejna część naszej wędrówki po świecie wegetariańskim, będzie dotyczyła problematyki cierpienia zwierząt. Osobiście znając życie, jestem pewna, że wśród Czytelników niniejszego artykułu będą osoby, które całkowicie się zgodzą z faktem, że to, co dzieje się w wielu hodowlach i na fermach, przyprawia o zawrót głowy. Wielu jednak stwierdzi krótko: „cóż, takie jest życie” i usprawiedliwią się standardowym dziś tekstem, że człowiek musi przecież coś jeść.
W swojej pracy zawodowej dość często prosiłam moich klientów i znajomych, by podali mi powód, dla którego jedzą mięso. Zdecydowana większość z nich zadeklarowała, że jedzą, bo lubią; wcale nie dlatego, że sądzą, że mięso jest potrzebne dla ich organizmów czy że jest zdrowe.
Niektórzy nie potrafili odpowiedzieć na moje pytanie. Stwierdzili tylko, że nie wiedzą, dlaczego jedzą… nigdy się nad tym nie zastanawiali.
Usłyszałam też kilka odpowiedzi w stylu – „przecież wszyscy jedzą, to dlaczego miałbym i ja nie jeść”? Albo: „mięso jest do jedzenia, więc jem”.
Zauważ, że mówią: „mięso jest do jedzenia, nie zwierzę jest do jedzenia”. Mięso to dla ludzi kolejny produkt spożywczy, o którym nie myśli się w kategoriach zabijania czy śmierci. To wyrób przemysłu spożywczego i koniec, kropka.
Idąc do masarni czy na stoisko sklepowe z mięsem i wędlinami, nie patrzymy na nie jak na efekt mordu, bo jesteśmy znieczuleni. Nie rusza nas to absolutnie, tak jakby na tych hakach wisiały sobie wafelki czy bułki... A prawda jest taka, że to przecież zwierzęta, które zostały nierzadko bardzo brutalnie zabite. Owszem, są już ładnie wyczyszczone, wypatroszone, jednak pamiętajmy, że całe to ich przygotowanie od momentu zabicia do przywiezienia do sklepu dzieje się poza zasięgiem naszego wzroku (czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal…).
Ogólnie rzecz biorąc, ludzie nie chcą słuchać, o tym, co się dzieje w rzeźniach. Nie chodzi tu o sam fakt zabijania zwierząt, ale o sposób, w jaki się to robi. Jeżeli ktoś nie wie, do czego dochodzi na świecie, to niech obejrzy sobie film o tym jak się traktuje bezdomne psy w Chinach. Wpycha się je do niewielkich klatek po kilkadziesiąt sztuk i gdy się nie mieszczą upycha się je nogami, po czym żywcem odziera ze skóry. Pytanie, kto dał nam do tego prawo?
Człowiek zawsze myślał, że jest najważniejszy, że jest pępkiem świata. Wszystkie inne istoty muszą mu wobec tego służyć. I może to nie byłoby wcale takie złe, gdyby tylko za swą posługę otrzymywały w zamian jakiś szacunek i dobre traktowanie.

Serena Coles, prezes Towarzystwa Wegańskiego, pisze:
„Jesteśmy przekonani, że obecnie zostało już dostatecznie dowiedzione, że śmierć i cierpienie głęboko czujących istot, w celu dostarczania człowiekowi pokarmu lub innych produktów, są całkowicie niepotrzebne. Odwrotnie, wiemy, że dalsza eksploatacja zwierząt wyrządza krzywdę nie tylko zwierzętom, ale i samym ludziom. Wiąże się bowiem z marnotrawieniem skąpych już zasobów potrzebnych pilnie do zaspokojenia głodu świata. Prowadzi do niszczenia środowiska i w ten sposób zagraża całemu życiu. A przede wszystkim podcina korzenie wiary w Miłość, Sprawiedliwość i Miłosierdzie, wiary, która stanowi sedno wszystkich religii, filozofii i dążności humanitarnych”.
Najnowsze badania z tematyki zachowania zwierząt potwierdzają, że zwierzęta podobnie jak ludzie są zdolne do odczuwania strachu, cierpienia i bólu. Tymczasem na świecie corocznie zabija się 50 miliardów zwierząt. O wiele więcej przeżywa niewyobrażalne katusze wskutek chowu przemysłowego. Zwierzę nie powinno być więc mięsem, ani przedmiotem stworzonym do zabijania, a potem zjadania.
Pobudki moralne wielu ludzi, którzy przeszli na jarstwo ujawniły się wówczas, gdy zdali sobie sprawę z faktu, jak wielkie brzemię odpowiedzialności ludzie noszą na barkach, spożywając mięso.
Warto pamiętać, że zanim zwierzęta zostaną dowiezione do rzeźni przeżywają wielkie męczarnie. Krowy całe swoje życie spędzają w zamknięciu, umieszczane w ciasnych boksach, na podłodze z betonu lub blachy. Nieodpowiednie podłoże powoduje, że chorują na zapalenie racic, co sprawia im wielki ból, przez co wiele z nich stoi przez wiele godzin na ugiętych kolanach.
Boksy, w których przebywają krowy, są tak ciasne, że gdy krowa się kładzie, żelazne pręty wbijają się głęboko w jej ciało. Karmione treściwą paszą chorują na wątrobę, co jest kolejną przyczyną bólu.
Hodowcy nie biorą pod uwagę wszystkich tych udręk, bo dopóki taka forma hodowli jest opłacalna, nie widzą powodu, aby dokonać zmian. Człowiek-hodowca stał się zupełnie nieczuły na krzywdę zwierząt i to jest bardzo smutny fakt.
Gdy zwierzęta są już gotowe do konsumpcji, zostają transportowane do rzeźni. Wrzuca się je do ciasnych klatek (jedne na drugie) i tak w wielkim przerażeniu i bólu pokonują swą ostatnią drogę.
W rzeźni wiesza się je za nogi na ruchomej taśmie. Taśma się przesuwa, a pracownik wsuwa np. każdemu kurczęciu do dzioba skalpel i przecina tętnicę szyjną. Wisząc głową w dół kurczak umiera wskutek zadławienia się własną krwią.
Równie okrutna jest procedura transportu i uboju krów. Platformy do ich przewożenia są najczęściej przeładowane, zwierzęta jadą więc stłoczone, narażone na mróz lub upał, a ponadto są nierzadko bardzo brutalnie traktowane przez konwojentów. Przy gwałtownym ruszaniu lub hamowania ciężarówek często padają i łamią nogi. Czasem spędzają w samochodach 2-3 dni, bez picia i jedzenia. Gdy oczekują w rzeźni na egzekucję przez całe nieraz godziny, czują zapach krwi. Ulegają licznym stresom, które w technicznym języku hodowlanym nazywają się „stresem samotności” występującym u cieląt oddzielonych od matek, lub „stresem transportowym”.
Jak myślisz, czy spożycie mięsa pochodzącego od zwierzęcia, które całe życie żyło w stresie, bólu i przerażeniu, może przynieść człowiekowi jakąkolwiek korzyść? Nie wydaje mi się...
W stanie stresu obserwuje się wzmożoną akcję serca, zaburzenia czynności układu krążenia, układu oddechowego i pokarmowego. A już po kilku dniach oczekiwania na ubój w pobliżu miejsca egzekucji występują przypadki owrzodzenia żołądka, powiększenia wątroby i inne objawy chorób powstających na tle nerwowym.
Takie są fachowe diagnozy stanu zwierzęcia, który w kategoriach humanistycznych nazywa się po prostu cierpieniem.
Świnie hodowlane trzymane są w przegrodach tak ciasnych, że nie mogą chodzić, ani nawet się obrócić. Jedna z fotografii w księdze Singera przedstawia świnię leżącą w ciasnej klatce i przymocowaną za głowę łańcuchem do podłogi, aby nie mogła się poruszać poruszając się bowiem traci na wadze…

Jest sporo autentycznych filmów (np. na Youtube), które obrazują to, co dzieje się w rzeźniach czy na fermach. Można sobie poszukać we własnym zakresie. Ja osobiście nie lubię ich oglądać, ponieważ przestaję wtedy wierzyć w dobroć ludzką. A to nie jest dobre.
Człowiek z natury wcale nie jest zły i nie można całkowicie mu nie ufać. Jednak z drugiej strony to pieniądze, pazerność, chciwość i chęć ciągłego zadowalania siebie powodują, że ludzie przestają zachowywać się właściwie, etycznie, moralnie, godnie.
Współczesny wegetarianizm jest ruchem niezależnym, nie wynika z podporządkowania się zewnętrznym zaleceniom czy normom w zamian za uzyskane dla siebie korzyści. Rodzi się i rozrasta jako suma osobistych, indywidualnych decyzji i samodzielnego wyboru.
Przykładem tego nagłego obudzenia się współczucia, które przeobraża całego człowieka, jego świadomość i sposób życia, może być historia Evy Batt, weganki, opisującej wydarzenie, które miało duży wpływ na jej dalszy rozwój umysłowy i duchowy:
Czekała kiedyś z mężem na pociąg na małej stacyjce, używanej głównie przez miejscowych farmerów do transportu bydła. Na jednym końcu peronu stały przywiązane krowy, a na drugim grupa cieląt. Niektóre z nich były jeszcze tak młode, że z trudem utrzymywały się na nogach. Krowy nieustannie spoglądały w kierunku cieląt, zachowywały się bardzo niespokojnie, ryczały głośno, a od strony cieląt odpowiadało im ciche, wzruszające pobekiwanie.
Eva zatrzymała jednego z konwojentów, pytając:
– Dlaczego ich pan nie połączy, te zwierzęta są strasznie zgnębione rozłąką.
– Dlatego proszę pani – odpowiedział żartobliwie – że krowy jadą teraz na targ, aby pani mogła mieć swoje mleko do herbaty, a cielęta będą zabrane do rzeźnika.
– Dlaczego do rzeźnika?
Mężczyzna cierpliwie próbował to wytłumaczyć nieuświadomionej mieszczance:
– Proszę zrozumieć, gdyby te biedne krowy nie miały dzieci, pani nie dostałaby przecież swojego mleka, a nie można trzymać zbyt wielu cieląt. Dlatego właśnie ta reszta zostaje zabita na cielęcinę, aby pani mogła mieć sznycel na obiad.
Byłam wstrząśnięta – pisze Eva – nie uświadamiałam sobie, że również i mleko jest przyczyną okrucieństwa i uboju. Sądziłam zawsze, że krowy pasą się spokojnie po zielonych łąkach, a dobry gospodarz ujmując nadmiar mleka z wymion przynosi im tylko ulgę.
Staliśmy blisko krów, zwróceni do nich plecami. W pewnej chwili odwróciłam się, bo poczułam, że jedna z nich położyła swój wilgotny pysk na moim ramieniu. Nie wydała żadnego głosu, tylko jej rojące się od much oczy spojrzały prosto w moje oczy. I wierzcie mi, ja sobie tego nie wyobraziłam, stanęłam twarzą w twarz z milczącym błaganiem. To spojrzenie było zupełnie niepodobne do spokojnego wzroku krów, które widuje się na pastwiskach. W oczach tej krowy był popłoch i rozpacz. Ona błagała mnie, aby oddać jej cielaka. To cierpienie w niczym nie różniło się od cierpienia ludzkiego. Ta nie wysłuchana prośba została przy mnie na zawsze i na zawsze mnie zobowiązywała. Ignorując potem rady i przestrogi trwałam przy swoim postanowieniu, aby nigdy więcej żadnej krowie z mojego powodu nie odebrano cielaka.

Maria Grodecka w swojej ksiązce poświęconej zagadnieniom wegetarianizmu, zadaje pytanie o to, jak to się dzieje, że współczesna kultura tak łatwo toleruje koszmar przemysłowych hodowli, że pogodnie i ulegle znosi ten balast niewiarygodnego barbarzyństwa? Jak to się dzieje, że rozległe budynki rzeźni i fabryk hodowlanych istnieją w tych samych miastach, gdzie są również sale koncertowe, muzea i galerie sztuki, biblioteki, kościoły i uczelnie? Dlaczego to sąsiedztwo nie brzmi w ludzkich uszach zgrzytliwym dysonansem?
Pisze ona dalej, że system zwierzobójstwa posługuje się bardzo sprawnie uzasadnieniami z repertuaru nauki: za jadaniem mięsa przemawiają naukowe względy żywieniowe i zdrowotne, a za używaniem zwierząt do okrutnych doświadczeń przemawiają względy poznawcze. W takiej ideologicznej fortecy cały proceder zwierzobójstwa może funkcjonować nie tylko bezkarnie, ale nawet w blasku świetności.
(...)
Nad światem współczesnym zaciążył przemysł cierpienia i śmierci milionów zwierząt. Przemysł ten funkcjonuje systematycznie, planowo, naukowo, starannie i nowocześnie. Wykonywany jest przez wykwalifikowanych, cenionych i dobrze zarabiających fachowców. Nie oni jednak, nie ci „trudniący się ofiarnie” odgrywają w tym przemyśle decydującą rolę. Jego siłą napędową i podstawową inspiracją są oczekiwania konsumentów. To właśnie presja popytu podtrzymuje strukturę uprzemysłowionego zwierzobójstwa. To na skutek nieustannego, nieustępliwego nacisku roszczeń nabywców mięsa działa ona co dzień od nowa, w dostojeństwie prawa i moralności i przy pełnej akceptacji wszystkich, którzy w nim uczestniczą jako producenci, konsumenci i apologeci.
Nie sposób się z tym nie zgodzić.
...
Sądzę, że warto przytoczyć również dosadne słowa Sieradzkiego z jego książki pt. Życie bez chorób:
Ludzie etycznie dojrzewali, a zwłaszcza my, chrześcijanie, niejako z definicji, z obowiązku potępiamy wszelką przemoc jako nieludzką, okrutną, prymitywną formę walki. A czyż  zabijanie w celach konsumpcyjnych zwierząt, naszych  młodszych braci, i to tych  najniewinniejszych i najszlachetniejszych, które nie potrafią obronić  swego życia przed siłą i podstępem człowieka - nie jest przemocą?
Jak można mówić o miłości, moralności i zabijać, zwykle w okrutnych cierpieniach szlachetne istoty dla dogodzenia własnemu podniebieniu?
A cóż powiedzieć o tak okrutnym i dzikim zwyczaju, jak corrida w krajach uchodzących za cywilizowane i tradycyjnie katolickie?
Trudno pojąć, jak zabijanie, tak rażąco sprzeczne z piątym przykazaniem, a także z Chrystusową zasadą miłości, może iść w parze z wiarą w Boga, który jest Miłością i obejmuje nią wszystkie stworzenia. Czym tłumaczyć tę dziwną perwersję w umyśle i sercu ludzkim?
Nawet przykład wspaniałego św. Franciszka z Asyżu, który zwierzęta uważał za swych braci i stworzył w Kościele osobny seraficki nurt, nie wpłynął na zmianę tej zadziwiającej niewrażliwości chrześcijan, a zwłaszcza teologów i duszpasterzy, na cierpienia i losy zwierząt.
To nie tyczy się tylko chrześcijan, bo nie trzeba być człowiekiem wierzącym, aby zrozumieć zasadę miłości czy kierować się dekalogiem. To wynika z etyki i kręgosłupa moralnego, jaki się zdołało przez swoje lata życia zbudować.

Przypomniała mi się przed chwilą sytuacja, gdy kilka lat temu jedno z dzieci z mojej rodziny w kontekście jakiejś rozmowy dorosłych, zapytało mnie: „co to znaczy zgrzeszyć? Co to jest grzech?”
Nie wiedziałam wtedy, co powiedzieć takiemu małemu dziecku. Nie chciałam odpowiedzieć byle jak, albo tak, by źle to zrozumiało.
Gdyby zapytało mnie dziś o to samo, doskonale wiedziałabym, co odpowiedzieć.
My, ludzie dorośli na ogół wiemy, że tym, co kwalifikuje daną czynność, działanie czy zachowanie do miana grzechu, jest świadomość.
Grzech popełniamy wówczas, kiedy doskonale zdajemy sobie sprawę z powagi i jednocześnie nieetyczności danego zachowania czy działania. Dopóki nie wiemy, że czynimy źle – nie popełniamy grzechu.
Jako małe dzieci nie mieliśmy pojęcia, skąd bierze się to pyszne smażone mięsko na naszych talerzach. Dziś już wiemy. Niektórzy z nas udają, że nadal nie wiedzą, bo tak jest wygodniej. Zawsze można się jakoś wytłumaczyć, usprawiedliwić, ponaciągać fakty. Pytanie, w oczach kogo chcemy zabłysnąć? Po co te usprawiedliwienia? Dla kogo?
Wielu mężczyzn mówi z ironią:
- trawy jadł nie będę
Albo z dumą:
- prawdziwy mężczyzna jest zawsze mięsożerny!
Do tego dochodzą liczne usprawiedliwienia:
- człowiek od zawsze był mięsożerny
Czy też argumenty po obejrzeniu filmu bądź przeczytaniu artykułu o sytuacji zwierząt hodowlanych:
- czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal
- nie zbawimy świata
- zwierzęta się po to hoduje, aby mieć co jeść
- zawsze się tak robiło (tego akurat nie wiemy. Sądzę, że nie było tak zawsze)
- będę miał/ miała anemię albo zachoruję, jak nie zjem mięsa
Odpowiedzi można mnożyć w nieskończoność. Każdy potrafi sobie ułożyć stały tekst, aby usprawiedliwić swoje wybory i czyny. I tyczy się to nie tylko kwestii jedzenia :-)


Ewelina Wieczorek
www.epicentrumzdrowia.pl
http://dietacwiczeniaodchudzanie.epicentrumzdrowia.pl/blog-dieta-cwiczenia-odchudzanie

foto: sxc.hu

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    mieszkaniec - niezalogowany 2011-11-30 15:01:06

    jak zmusić lwa żeby żarł trawę?

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    mięsożerca - niezalogowany 2011-11-29 18:56:11

    aż mi ochota naszła na krwisty stek z niewinnych zwierzaczków ;)

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do