Reklama

Biesiada u św. Krzysztofa

02/09/2013 05:07

 

Jak olbrzymia siła i jakie możliwości drzemią w społeczności parafialnej, o tym można się przekonać nie tylko podczas uroczystości religijnych. Parafia św. Krzysztofa jest jedną z sześciu (nie licząc wojskowej) szczecineckich parafii, i zarazem parafią najmłodszą. Powstała w 2001 roku. Początkowo nabożeństwa odbywały się w budynku magazynowym przy stacji towarowej, w 2006 roku przy skrzyżowaniu ul. Pomorskiej  i Słowiańskiej rozpoczęły się prace przy budowie kościoła.  

 Mimo, że do zakończenia budowy jeszcze daleko, kościół jest już użytkowany od dwóch lat. Parafia jest niewielka, stąd fundusze na budowę są raczej skromne. Kościół powstaje wyłącznie z pieniędzy parafian. Corocznie organizowany festyn jest nie tylko okazją do zebrania funduszy, ale i wspólnej zabawy oraz biesiadowania. 

  - Na początku przyświecał nam jeden podstawowy cel - budowanie wspólnoty. Do kaplicy przychodziło niewielu i trzeba było spotkać się na innej płaszczyźnie. I to się udało - wspomina proboszcz pw. św. Krzysztofa ks. Bogusław Matusik. - To są potężne pieniądze (w ubiegłym roku podczas festynu zebrano ok. 25 tys. zł - dop. red.). Musimy także kontynuować prace przy budowie domu parafialnego. 

Na początku lata wewnątrz kościoła została wykonana drewniana podsufitka modrzewiowa, ocieplenie dachu oraz tynki wewnętrzne. Do kościoła został doprowadzony także ciepłociąg z kotłowni osiedlowej.Parafia będzie teraz sukcesywnie wywiązywała się z zadłużenia wynikającego z zakończonych robót. 

  Niedzielny (1 września) festyn był już dziewiątym z rzędu. Jak zawsze plac przy kościele z ledwością mieścił biesiadników i widzów. Na scenie (grano w sumie przez pięć godzin) najpierw zaprezentował się tutejszy chór, a po nim dwie kapele ludowe: Swojacy z Sitna oraz Ton Gryf i Turowianki. Amatorzy mocnego uderzenia mogli posłuchać utworów w wykonaniu zespołu Overdrive. Festyn tradycyjnie zaszczycili członkowie miejscowego Bractwa Kurkowego organizując miniaturową strzelnicę, a także dwaj rycerze jerozolimscy, którzy próbowali przysposobić wszystkich chętnych do strzelania z łuku oraz do pojedynku na miecze.  

  Peryferyjnie położona parafia przyciągnęła wielu mieszkańców nawet z drugiego krańca miasta. - Jesteśmy jedną wielką rodziną – podkreśla ks. B. Matusik. - Mamy dużo przyjaciół i życzliwych osób, którzy kibicują  nam w naszym zmaganiu się z trudnościami i budowaniem wspólnoty.  

  To, co łączy wszystkich, to nie tylko sfera materialna ale przede wszystkim duchowa. - Gdybyśmy mówili tylko o wymiarze materialnym, byłoby to tylko nieporozumienie – dodaje ks. proboszcz. Pytany, jak może scharakteryzować swoją parafię, odpowiada: - Nie czuję się kompetentny, ale podzielę się refleksją. Jak patrzymy na nasze rodziny w domach - to są różne. Czasem nie jest idealnie, czasem się rozlatują. Czasem stanowią piękny przykład życia małżeńskiego, rodzicielskiego, co jest budujące. To się przekłada na życie większej wspólnoty - w tym przypadku parafii. Tak to jest, że jest grupa która bardzo o siebie dba, szanuje i w tej wspólnocie zdobywa świętość pracując nad sobą. Jest skazana jest na rozwijanie się. Pan Bóg daje nam talenty ale nie po, to abyśmy je zakopywali i przechowywali, ale po to abyśmy je pomnażali. Tam, gdzie w rodzinach jest  bylejakość, to osłabia i wspólnotę parafialną.

 - Kiedy przychodziłem tutaj, do Szczecinka, rozmawiałem z ks. kard Kazimierzem Nyczem (ówczesnym ordynariuszem Diecezji Koszalińsko-Kołobrzeskiej – dop. red.). Patrząc na granice , ilość mieszkańców i szkoły mówił, że aby można było duszpastersko objąć całą parafię, należy wybudować plebanię, aby zamieszkało w niej dwóch wikariuszy z proboszczem, aby ewentualnie było jeszcze miejsce dla emeryta. Księży jest jednak coraz mniej. Drugi ksiądz wikariusz będzie tylko w sferze marzeń. Są jednak emeryci, którzy będąc jeszcze w pełni sprawnymi  swoje siły lokują w naszej wspólnocie. Mam na myśli ks. Edmunda Kozę, byłego proboszcza z Gwdy Wielkiej, który wspomagał nas szczególnie teraz podczas wakacji.  

 Tegorocznego festynu nie popsuła nawet kapryśna pogoda. W pewnym momencie zamiast dotychczas przyjemnie grzejącego, letniego słońca, pojawił się zimny wiatr z obfitym deszczem. Po krótkiej nawałnicy szybko posprzątano ławy i stoły, a zabawę można było kontynuować. Jak dowcipnie zauważył prowadzący konferansjerkę ks. Jacek Zdoliński (pracuje w Kołobrzegu, w parafii pw. Bożego Miłosierdzia), deszcz zmył ceny. Od tej pory to, co serwowano na stoiskach, w tym m.in.  pierogi, pieczone ziemniaki, karkówka z grilla, kiełbaski z grilla, chleb ze smalcem, wyroby z dziczyzny - znacznie potaniało. 

Festyn zakończył się tradycyjnie wielkim losowaniem nagród. Główną była pralka oraz dwa rowery. (zet) 

 

 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do