Reklama

Andrzej Juniewicz: Największym sukcesem dla trenera jest wychowanie swoich następców

03/10/2020 08:05

Początki historii Stowarzyszenia Turystyczno-Sportowego Pomerania sięgają 1969 roku. To właśnie w tym czasie Andrzej Juniewicz z Zygmuntem Walczakiem zaczęli organizować w Szczecinku klub lekkoatletyczny. Po wyjeździe w 1975 r. Zygmunta Walczaka, razem z Markiem Rumińskim Andrzej Juniewicz zaczął krzątać się przy lekkoatletyce. W 1980 roku podjął pracę jako szkoleniowiec w OSiR. Zaczął też pracę w MKS Orlę, następnie był krótki epizod trenerski w LZS Koszalin, później w Budowlanych Szczecin. W czerwcu 1995 roku powołany do życia został Lekkoatletyczny Klub Sportowy Szczecinek, którego prezesem został Lech Kwiatkowski a pierwszą zawodniczką została Grażyna Kowina. W 1997 roku klub przystąpił do Zrzeszenia LZS, co skutkowało zmianą nazwy na MLKS Szczecinek. Kolejna zmiana nastąpiła 27 kwietnia 1998 roku, kiedy powstało Stowarzyszenie Turystyczno-Sportowe Pomerania Szczecinek, znane do dziś. Od 2007 roku STS Pomerania organizuje zawody dla przedszkoli, zwane „Zostań Mistrzem”.  Liczy się przede wszystkim dobra zabawa ale również przez taką aktywność dzieci uczą się rywalizacji fair play oraz pracy w grupie. Klub przez te wszystkie lata wychował mnóstwo wybitnych zawodników i zawodniczek, zdobywał rewelacyjne wyniki i bił rekordy, zgarniał także mnóstwo medali na najważniejszych imprezach. Porozmawialiśmy z Andrzejem Juniewiczem o historii Pomeranii, a także o warunkach do uprawiania lekkoatletyki nad Trzesieckiem.


25 lat Pomeranii Szczecinek. Jak wyglądał początek funkcjonowania klubu i skąd w ogóle zrodził się pomysł na niego? Pamiętajmy, że został powołany jako Lekkoatletyczny Klub Sportowy Szczecinek.


Andrzej Juniewicz: - Wcześniej już pomagaliśmy przy organizacji Biegu Osińskiego, kiedy dyrektorem był pan Piotr Nowakowski. Podczas tego biegu mówimy "No tak, ale w Szczecinku nie ma lekkoatletyki". Rok wcześniej skończył się MKS Orlę i praktycznie rzecz biorąc był klubik przy Szkole Podstawowej nr 1, ale nie było jako takiego klubu. W związku z tym, na jednym spotkaniu był pan Piotr Nowakowski (ówczesny dyrektor OSiR - red.), był burmistrz Goliński i z rozmowy wyszło, że dobrze by było, gdyby coś się w tej lekkiej atletyce zaczęło dziać. I tak powstał Lekkoatletyczny Klub Sportowy Szczecinek. Później z tego powstał Miejski Lekkoatletyczny Klub Sportowy, który był protoplastą powstania wszystkiego. Pojawili się tacy fajni zawodnicy. Powiedziałem, że trzeba się nimi zająć profesjonalnie. W związku z tym osobiście zająłem się szkoleniem. I z tego za chwilę wyszło kilku fajnych zawodników jak Kamila Maciejonek, a wcześniej było kilku medalistów typu Grzesiu Wójcik czy Ania Cybulska. To były nasze takie pierwsze kroki, pierwsze sukcesy. Nie było to znikąd, bo ja pracowałem wcześniej w Orlę Szczecinek, później byłem w Koszalinie, a następnie byłem w Budowlanych Szczecin. I tam mieliśmy naprawdę fajnych zawodników, między innymi Sławka Kusiowskiego - w tamtych czasach był Mistrzem Świata Juniorów w sztafecie. W związku z tym, że niejako chcieliśmy to wszystko sami tworzyć, przekształciliśmy klub na Pomerania Szczecinek. Po powstaniu klubu zajęliśmy się wszystkim bardziej profesjonalnie. Próbowano nas ściągnąć do Szczecina, ale za sprawą ówczesnego Przewodniczącego Rady Powiatu pana Wawrzyńca Romackiego zostaliśmy tu w Szczecinku i oparliśmy naszą działalność o Zespół Szkół im. St. Staszica. Wszyscy zawodnicy niejako przeszli do tej szkoły. Wtedy też zaczęła się kariera takiej zawodniczki jak Kamila Maciejonek. W tamtym czasie była to taka nasza zawodniczka, która była taką „sztandarową dziewczyną” w Szczecinku i w Polsce. W bodajże 2002 roku pobiegła niezapomniany bieg, finał Ogólnopolskiej Olimpiady Młodzieży Mistrzostw Polski U-18, gdzie uzyskała drugi wynik w historii polskiej lekkiej atletyki w biegu na 3000 metrów. Ten wynik, 9:40,56, przetrwał "ząb czasu" i w tej chwili broni się, bo chłopcy nawet czasami tak szybko nie biegają jeszcze w tej chwili w tej kategorii wiekowej (śmiech). W tej szkole byli też wybitni zawodnicy jak Grzesiu Rybarczyk czy Mirek i Marek Kowalscy. Generalnie taki "bum" rozkwitu, był w 2006 roku jak przyszedł nowy burmistrz, jak zaczęło się takie bardziej unormowane finansowanie sportu w Szczecinku i pan Jerzy Hardie-Douglas otworzył bramkę do tego, że mieliśmy za co wyjeżdżać i było też to szkolenie bardziej unormowane. Pomerania zaczęła rozkwitać. Zaczęły się sukcesy już takie typowo w konkurencjach płotkarskich. Zapoczątkował je nasz syn Jakub, który otworzył drogę do kolejnych dobrych plotkarzy wychowywanych w Szczecinku. Dzisiaj mamy zawodników w czołówce europejskiej.


Międzyzdroje, czerwiec 1995
 

Dlaczego Jakub tak szybko zakończył karierę?
- Dlatego, że kontuzja go dopadła. Wrócił przed maturą do Szczecinka i pojechaliśmy na zawody po obozie kadry. Zostawił swoje "kolce" na obozie kadry, wystartował w innych i "urwał" mięsień dwugłowego. Praktycznie rzecz biorąc jego kariera się zawiesiła, ale po takiej kontuzji i tak jeszcze wrócił i zdobył bodajże wicemistrzostwo Polski i był czwarty na MP seniorów. To jest duży wyczyn, że w ogóle wrócił, ale wtedy był przygotowany aby walczyć o medale Mistrzostw Świata w Barcelonie.

Przez tyle lat w barwach Pomeranii medale najważniejszych, prestiżowych imprez zdobywało wielu świetnych, wybitnych zawodników i zawodniczek. Który sukces pamięta Pan najbardziej? Jest coś takiego, co zapadło najbardziej w pamięci przez te lata?
- Najbardziej to zawsze występ naszego syna na Mistrzostwach Polski, gdzie też startowaliśmy z kontuzją, na środkach przeciwbólowych, zdobył złoty medal. Wtedy była bardzo silna ekipa "płotkarzy", bo był piąty zawodnik na Igrzyskach Olimpijskich Filip Drozdowski. Natomiast w tej chwili każdy świeży sukces cieszy. Ostatni występ Madzi (Magdalena Tomczak-Gołowicz - red.), to dziewczyna była przygotowana na bieganie 13.50, czyli na pierwszą trójkę w Europie. Takich sukcesów było wiele i każdy był specyficzny. Pamiętam pierwszy złoty medal Kamili Maciejonek, a później pasmo sukcesów.

Co jest najważniejsze w klubie jeśli chodzi o samych zawodników? Na co kładzie się największy nacisk, nie tylko na treningach, ale i w ogóle?
- Przede wszystkim na indywidualny rozwój zawodnika. My staramy się przede wszystkim, żeby zawodnik pogodził naukę ze sportem. I to nie jest w ten sposób, że jest sport za wszelką cenę i również nie nauka za wszelką cenę. Trzeba to wszystko pogodzić, bo co z tego, że będzie dobrym zawodnikiem, jak sobie później nie będzie radził w życiu i również odwrotnie? Po latach spotykam się z sytuacjami, kiedy zawodniczka czy zawodnik mówi do mnie: "A czemu trener mnie wtedy nie zmusił, żebym tak czy inaczej poszedł taką drogą?". Taką wybitną naszą zawodniczką, która nie osiągnęła rezultatów ze swojego talentu była Kinga Chmurska. Nacisk był "tylko nauka, nauka" i to było wybitne dziecko. Spotkaliśmy się parę lat temu i pytała mnie, dlaczego ja jej nie przekonałem, żeby ona uprawiała sport. Później osoby takie żałują, one mają tylko jedną szansę w życiu.


Obóz sportowy Nawojowa 1996/1997
 

Czy każdy może dołączyć do klubu, czy musi spełniać jakieś określone warunki? Ilu zawodników macie na ten moment w Pomeranii?
- Mamy bardzo dużo zawodników. Chociaż trudno to określić akurat "zawodnikami". Zawodników mamy garstkę. Ale mamy uczestników zajęć, bo do nas przychodzą dzieci, które bawią się lekkoatletyką, realizujemy program "Lekkoatletyka dla każdego". Nie wszystkie dzieci osiągną sukces, ale przeżyją dobrą przygodę. Jest w klubie około 150 dzieci. Natomiast w tej chwili mamy takich klasowych zawodników, z klasami sportowymi około 15. Prawdziwym zawodnikiem się staje jak ktoś uzyskuje drugą klasę sportową. Mnie najbardziej irytuje, jeżeli jest utalentowane dziecko w Szczecinku i są trenerzy, ale tacy w cudzysłowie, którzy blokują ich indywidualny rozwój. Ja ostatnio widzę dziewczynkę, która ma taki sam potencjał, a może nawet większy jak miała Kamila Maciejonek, a widzimy jak się męczy i nic nie osiąga. I mówienie, że się realizuje w inny sposób, jest tylko po prostu mydleniem oczu. Zawodnik, jeśli ma jakieś możliwości rozwoju, powinien wybrać optymalną drogę. Także na pewno zawodnicy, którzy nie osiągnęli nawet mistrzostwa, stają się dobrymi w przyszłości ludźmi.

Co jest największym sukcesem dla trenera?
- Największym sukcesem dla trenera generalnie jest wychowanie swoich następców. W tej chwili mamy "przyczółek" w Szczecinie i mamy trenera Szymona Nadarzyńskiego, który w tym roku zaskoczył wszystkich, bo po dwóch czy trzech latach intensywnej pracy, osiągnął duży sukces. Wprowadził trzech zawodników na Olimpiadę Młodzieży. A nasz syn jest w tej chwili trenerem kadry narodowej płotkarzy juniorów. Jak jadę na zawody i słyszę pochwały na jego temat i że to jest trener z przyszłością, to się robi słodko na sercu i myślę, że to jest największy sukces nasz, że mamy następców.


Kamila Maciejonek, Szczecin rok 1999

W Waszym klubie nie brak utalentowanych zawodników i zawodniczek, którzy osiągają kapitalne wyniki na wielu prestiżowych, najważniejszych imprezach: Magdalena Tomczak-Gołowicz, Natan Frąckiewicz, ale też pamiętajmy, że jest Pomeranii Izabela Krzyżanowska, Sandra Woldt czy Julia Baran. W kim jeszcze upatrujecie spore nadzieje w najbliższych miesiącach czy latach?
- Takim objawieniem jest teraz Oliwia Zabielska, która bardzo krótko trenuje. To jest naprawdę wybitna dziewczynka, która przyszła do nas praktycznie po koronawirusie i osiągnęła drugą klasę sportową. To będzie w przyszłości dużej klasy zawodniczka, taką mam nadzieję. W młodych mamy tak szeroką gamę dzieci i nie chcę z imienia czy nazwiska o kimś mówić, ale w roczniku 2008 czy 2007, mamy takich zawodników. Naprawdę wybitne talenty. Izabela Krzyżanowska rok temu powiedziała do mnie osobiście "Do niczego się nie nadaję, a trener mnie tu do chodu" zmusza"... Natomiast była tutaj grupa zawodników z Gorzowa i mówi "Wiesz, ja mam tutaj taką fajną trenerkę od chodu, która sama chodziła i dobrze by było, jakby pokazać filmik, jak Iza chodzi. Muszę Panu powiedzieć, że w tej chwili w Polsce wszyscy są zachwyceni Izą. Ona już po roku jest finalistką MP! Walczyła o medal i ja naprawdę na dwa okrążenia przed końcem byłem przekonany, że ona ten medal zdobędzie. Ale też to uczy pokory. Na przykład Sandra Woldt była wybitnie utalentowaną, natomiast była przez pseudotrenerów "chowana" i wstrzymywano jej rozwój kariery, a dzisiaj ja jestem bardzo szczęśliwy, że ona poszła do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. My nie mamy możliwości jej tutaj utrzymania, bo nie mamy grupy rzutów, nie mamy trenera specjalisty od rzutów, poszła do trenera kadry narodowej, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście jest tak utalentowana jak my widzimy (...) Natomiast jak ktoś jedzie na imprezę docelową, to wcale nie znaczy, że ma umiejętności. Tak się robi krzywdę dzieciom. To tak, jakby poszedł na salę operacyjną jakiś ekonomista i miał zrobić operację na otwartym sercu.

Jak zatem ważne są dla Waszego klubu poszczególne rekordy życiowe, które osiągane są przez Waszych sportowców na różnych zawodach?
- Jeżeli ktoś biega na przykład 15 sekund na 100 metrów i poprawi się na 14.50, to jest to jego nieprawdopodobny postęp, czyli on się rozwinął, ale jeżeli ktoś przychodzi i jest wybitnym talentem, wygrywa wszystko i ma dobry wynik i po dwóch latach do tego wyniku się nie może zbliżyć, czyli chyba jest to nieumiejętność trenera.


Monika Ganiec (nr 664) na OOM w Poznaniu, rok 2001
 

W 2009 roku w wywiadzie dla Tematu, powiedział Pan, że z uwagi na brak infrastruktury młodzi lekkoatleci nie mogą się rozwijać. Wtedy w Szczecinku nie było jeszcze nawet stadionu lekkoatletycznego, a w ostatnich latach sprawa nieco się zmieniła i stadion jest - na Świątkach. Jak bardzo pomocy w codziennym funkcjonowaniu klubu jest to obiekt?
- Dla nas ważniejsza jest hala. Wtedy ta hala nasza to była tragedia, ale mieliśmy ten obiekt. Natomiast nie mogliśmy robić wielu konkurencji i teraz niestety dalej nie możemy robić, na przykład wieloboju, w którym mieliśmy wspaniałych zawodników - najpierw był Wojtek Stypa, a później Staś Stypa, czy obecny teraz trener wieloboju i myślę, że będzie to trener kadry, nasz wychowanek - Szymon Nadarzyński. My dalej nie możemy robić tyczki i dziesięcioboju, ale generalnie bez tego stadionu nie moglibyśmy robić biegów przez płotki. Naprawdę jest to pomocne, ale już dla zawodników wysoko zaangażowanych. Dla amatorów to po prostu wystarczy nam hala. Dla zawodników zaangażowanych potrzebny jest stadion, tylko że stadion, który by spełniał takie wymogi, że moglibyśmy tutaj rozgrywać zawody rangi mistrzowskiej, mityngi. A tutaj mamy dużo jeszcze do zrobienia. Przede wszystkim nie ma również wystarczającej liczby osób które mogłyby to zrealizować, bo my nie mamy sędziów, działaczy, którzy zajęliby się typowo lekkoatletyką. Łatwiej jest ściągnąć do piłki nożnej, a do lekkiej atletyki niekoniecznie, bo to nie jest dyscyplina łatwa i przyjemna. Jeżeli chcesz robić wyniki, musisz na to ciężko zapracować. Pamiętam dziewczynkę, sprinterkę, która też była wybitnym talentem, a później nie zrealizowała się jako zawodnik, bo nie miała możliwości, bo spotkała na swojej drodze takich trenerów, którzy nie mogli w niej rozwinąć tego wszystkiego i ona przedkłada później swoje doświadczenia na swoich zawodników i popełnia te same błędy.


"Chrzest" na obozie, Białogard - sierpień 2004


Jak można, Pana zdaniem, przekonać dzieci do lekkoatletyki? Wiadomo, że piłka nożna jest popularyzowana na każdym kroku, podobnie koszykówka, czy siatkówka, a co z lekkoatletyką?
- Bardzo dużo zawodników z piłki nożnej do nas przychodzi i wraca. Dam przykład Jakuba Olejniczaka, który przyszedł do nas z piłki nożnej. I zaczął krok po kroku robić wyniki, miał trudny okres juniorski, ale w momencie teraz jak poszedł na studia, został młodzieżowym mistrzem Polski. Koronawirus mu przeszkodził w tym roku uczestniczenia w Mistrzostwach Europy, ale ma jedne z lepszych wyników w Europie. Ja nie patrzę już też tylko przez pryzmat samej Polski, albo "bieganie wokół komina", tylko patrzę jak ja mam zawodnika sklasyfikowanego w Europie w pierwszej dziesiątce, to wiadomo, że jest to zawodnik (...) Jak dziecko zaczyna robić wyniki, to zostaje. Po piłce nożnej też przyszedł na przykład chłopiec bardzo utalentowany, osiągał w miarę dobre wyniki, ale już miał takie braki i problemy, że już po prostu się nie rozwinął.

Bardzo często jest tak, że u młodych sportowców, nie tylko u lekkoatletów, problem jest nie w ich umiejętnościach, tylko jest taka "blokada" w ich głowie. Jest do odpowiednie podejście, by to zmienić?
- Oczywiście. My mieliśmy zawodnika, który pojechał na Mistrzostwa Europy, stanął w bloki i powiedział, że on nie wystartuje, bo to była właśnie blokada. Albo miał minimum na Mistrzostwa Świata parę lat temu, przychodził i zaczęło go wszystko boleć. I do takiego zawodnika trzeba podejść indywidualnie i tutaj tak samo, jak w innych sportach. Wiemy, że pracują z psychologami i to są zawodnicy, którzy osiągają później sukcesy. Muszą pracować z ludźmi, którzy potrafią mentalnie nastawić. W tym roku była zawodniczka, bo mamy takich przyjaciół z Wrocławia, powiedziała, że "nie, ją wszystko boli i nie wystartuje". A po rozmowie z nimi, z terapeutami, wystartowała i zrobiła rekord życiowy! W tym roku Natan Frąckiewicz w dniu wyjazdu naszej ekipy na Halowe Mistrzostwa Polski był niezdatny do biegu. Miał bardzo wysoką gorączkę, podjąłem decyzję, że zostaje i został w Szczecinku. W dniu zawodów został dowieziony, miał spotkanie z terapeutami trzy godziny przed startem. Tak się zmobilizował, że wygrał te Mistrzostwa Polski! Działając na podświadomość, na psychikę, można też wyzwolić dodatkowe pokłady emocjonalne.

A jak można zniszczyć psychikę zawodnika?
- Zrobić mu wynik, jedzie na dużą imprezę i zrzuca się go na głęboką wodę i on jest taki zagubiony, że mając wynik w czołówce krajowej, nie realizuje się. Później jadąc na Mistrzostwa Województwa, nie może nawet zdobyć medalu w swojej koronnej konkurencji. Albo jak się robi z kogoś wicemistrza, a startuje na przykład tylko dwóch zawodników (...) W lekkiej atletyce nic się nie oszuka, w statystykach wszystko widać. Nie ma tego, że się zrobi z kogoś mistrza świata (...) Albo imprezy, na których jest więcej pucharów niż uczestników. To jaką to ma później wartość?


Spała, 2007 rok
 

Zdarzają się też takie sytuacje, nawet w jednym z klubów ze Szczecinka, że rodzice czasami bardziej chcą niż ich dzieci. Stwarzają taką presję na młodych sportowcach. Jaki to później ma wpływ na dziecko?
- To, że nie mamy później sportowca. My mieliśmy zawodniczkę, której rodzice chcieli więcej niż dziecko. Zmieniła już chyba ze cztery kluby i teraz jest w kolejnym. Tylko że wtedy, jak była u nas, mając 10 lat, rozwijała się. Im była starsza, zamiast się rozwijać i osiągać lepsze wyniki, to nie mogła się nawet do nich zbliżyć.

11 lat temu powiedział Pan, że niegdyś trenowaliście w parku, bo miasto nie miało żadnego profesjonalnego obiektu. Mówił też Pan, że gdzie się nie pokazaliście, tam się Was przepędzało. A jak teraz wyglądają Wasze relacje z miastem? Nie da się ukryć, że promujecie Szczecinek na największych imprezach lekkoatletycznych i to w świetny sposób.
- Uważam, że bardzo dobrze nam się współpracuje. My mamy jakąś markę i nie podważa się naszych umiejętności. W tej chwili naprawdę mamy bardzo dobre warunki w Szczecinku, doskonały klimat. Tylko zazdrość osób, które nie potrafią tego zrobić lepiej, tylko po prostu negują i za kulisami próbują nam przeszkadzać. Najgorzej, że są to czasami nasi wychowankowie, którzy przychodzą i przeszkadzają nam w robieniu dobrego rezultatu.


Magdalena Tomczak-Gołowicz, Jakub Juniewicz i Natan Frąckiewicz
 

Jak widzi Pan STS Pomerania w kolejnych latach i jak przede wszystkim widzi Pan lekkoatletykę w naszym mieście. Jest dla niej szansa na rozwój nad Trzesieckiem?
- Jest bardzo duża perspektywa. Widzę to naprawdę w różowych kolorach, ponieważ mamy doskonałą bazę. Tylko trzeba by ograniczyć dostęp do środków "oszołomom". My co roku doszkalamy trenerów (...) Ja byłem niepopularny z tego względu, że robiłem coś, co chciałem robić dobrze, a wytykałem, że ktoś coś robi tylko dla korzyści materialnych, a nie robi tego korzyści dziecka, zawodnika i środowiska. Dziecko nie może być narzędziem, dziecko jest celem.

 

Rozmawiał: Patryk Witczuk
 

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-03 09:32:48

    Nie można odmówić sukcesów tym fajnym szczecineckim zawodnikom???????????? Natomiast fakt że byli wychowankowie odchodzą i „przeszkadzają” to świadczy że mają dogłębną osobistą wiedzę na temat Pomerania Klubu i dlatego tak się zachowują...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-04 19:37:33

    małe sprostowanie co do historii lekkoatletyki w Szczecinku: MKS ORLĘ był znaczącym klubem na mapie Polski z wieloletnią tradycją i z wieloma reprezentantami polski, którzy osiągali sukcesy również na arenie międzynarodowej. W tym okresie pod wpływem nowych osób na arenie sportowej Szczecinka wykorzystano motyw iż MKS Orlę był klubem prowadzonym w ramach Szkolnego Związku Sportowego w Koszalinie i wstrzymano dotacje miejskie dla klubu, pod pretekstem dotowania tylko klubów miejskich . Nie ważne było to, że byli to zawodnicy ze Szczecinka, że nazwa klubu była MKS Orlę Szczecinek. Nie było więc rozpadu lekkiej atletyki w tym okresie kiedy pojawił się Pan Juniewicz i jak podaje się w tym artykule, był na natomiast mocny klub, który z punktu widzenia jako konkurencyjny, należało ładnie nazywając "przekształcić" w tzw. klub miejski, w wyniku czego trenerzy i działacze MKS Orlę zrezygnowali ze współpracy i podjęli decyzję o likwidacji klubu.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-05 01:11:06

    Taki may drobiazg. W 1969 roku Andrzej Juniewicz nie zakladal klubu lekkoatletycznego. Mial wtedy 12 lat. Kilka lat pozniej razem z Andrzejem trenowalem 'plotki' w tym klubie. Bez wiekszych sukcesow.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-05 12:42:03

    Racja, w latach 70 trenowałam w MKS "Orlę" Szczecinek i jakoś pana Juniewicza niw widziałam jako trenera. Pojawił się później i nie będę komentowała jego wyczynów.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-05 15:22:28

    Zygmunt Walczak https://gazetalubuska.pl/panie-trenerze-sto-lat/ar/7882312

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-05 18:34:00

    W "testamencie" Pana Juniewicza brakuje bardzo wiele przykrych incydentów. Fakt był członkiem, płotkarzem MKS Orlę". Po odejściu trenera Z.Walczaka kręcił sie nadal koło b.klubu. W międzyczasie na chleb zarabiał w handlu i tu ..... (non com). Mimo wszystko p. Juniewicz zdrowia życzę i PRAWDY.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2020-10-06 10:36:37

    Osobiście nie znam nikogo kto zna pana JIUniewica i ma o nim dobre zdanie...

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do