Reklama

Tomasz Czuk: Halloween czy św. Patryk - czyli dylemat mniemany

03/11/2011 10:18

   Zbliżające się  Zaduszki i poprzedzający je dzień Wszystkich Świętych  to raczej temat na wyciszony i pełen refleksyjnego skupienia esej, aniżeli iskrzący się  fajerwerkami błyskotliwego humoru  felieton. Co innego za to Halloween. W przypadku tego niby-święta powaga jest zbędna, a sama sprawa jasna jak promienny uśmiech Janusza Palikota po ogłoszeniu wyborczych wyników. Nie ma więc doprawdy najmniejszych powodów, aby roztrząsać fenomen jego popularności.  Halloween w obecnym kształcie to po prostu kolejny sukces marketingowców i specjalistów od sprzedaży, którzy uczynili zeń rozpoznawalny na całym świecie handlowy produkt. Doszukiwanie się w nim jakiegokolwiek związku z przyczynami schamienia polskich obyczajów uważam za konstatację tyleż nieuzasadnioną, co przedwczesną. Trudno bowiem jednoznacznie stwierdzić, czy dewastacja grobów na szczecineckim cmentarzu, do jakiej doszło kilka lat temu, miała związek z handlową ekspansją tego quasi-święta, czy też jest wynikiem najzwyklejszego w świecie wandalizmu.
   Z socjologicznego punktu widzenia takie uogólnienia są zawsze nie do przyjęcia. Jedno w każdym razie do wiadomości przyjąć już wypada. Czy to się nam  podoba, czy nie, Halloween stał się od jakiegoś czasu elementem polskiej kultury popularnej, podobnie jak obciachowe Walentynki,  dzień św. Patryka czy Oktoberfest. Oba kulturowe przeszczepy przyjęły się w naszej rzeczywistości do tego stopnia, że wielu nastolatków nie wyobraża sobie już dzisiaj 31 października bez kolejnej edycji "Nocy horrorów" w kinie Wolność, cenowej promocji przy zakupie irlandzkiego Guinnessa 17 marca  czy kiczowatych serduszek rozdawanych w dzień św. Walentego. Transplantacja się zatem udała, choć nie wszystkim się oczywiście podoba.
   Mój sąsiad Zenek na  przykład Halloweenu w ogóle nie uznaje, konsekwentnie twierdząc, że to pogaństwo  i uchylanie drzwi szatanowi. Nie tylko zresztą on. A w Polsce jaj sobie z szatana szanowni Państwo robić  nie wolno, co to, to nie!  Szatan bowiem niejedno ma imię, niczym słowiański Swarożyc, i tylko czyha na takie okazje. Zenek to doskonale wie. Ma po prostu taki wykrywacz. Mówi, że kupił na wiejskim odpuście, ale coś mi się zdaję, że łże. Od jakiegoś czasu potrafi w każdym razie diabelską siarkę wyczuć nawet w warzywach. Dyni na przykład już od lat do ust nie weźmie, bo mu się właśnie z Halloweenem kojarzy, a teściową to niedawno święconą wodą polewał, gdy ta pestki dyniowe z "marszaka" do domu przyniosła. Heavy Metalu oczywiście też nie słucha, nawet naszej Materii, choć niby taki lokalny patriota. Ale to jeszcze pryszcz. Ostatnio na Kołobrzeskiej, kiedy wieczorową porą zapukała do jego drzwi  gromada  dzieciaków, prosząc o cukierki  i strasząc  psikusem, to takiego kopa zasadził jednemu z nich, że biedaczysko prawo powszechnego ciążenia przypomniał sobie dopiero na parterze, tak uciekał. Podobnie jak reszta skonfundowanego całą sytuacją  halloweenowego towarzystwa.  W styczniu spróbują pewnie jeszcze raz, tyle tylko że z Turoniem i Gwiazdą Betlejemską - po kolędzie. Wtedy nic im raczej nie grozi, bo Zenek tradycję, nie powiem, uszanować potrafi.  Musi być tylko nasza, taka przaśna, słowiańska, no i ma się rozumieć lechicka, a nie jakaś tam unijna. Chyba, że mówimy o dniu św. Patryka lub Oktoberfescie. Wtedy u Zenka diametralnie zmienia się  punkt widzenia, ale to już zupełnie inna bajka.

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Wróć do