Często na tym miejscu atakowałem telewizję, głównie stacje komercyjne, lecz tej rządowej, państwowej też nie oszczędzałem. Kląłem jak wszyscy oglądający to-to, a będący przy zdrowych zmysłach. Teraz mamy zmianę i ma to być jedna z dobrych. Czy jest?
Zmienił się prezes zarządu, który na początek wymienił tło głównego wydania „Wiadomości”. Zamiast widoku Pałacu Kultury - ciągle nie wiadomo dlaczego im. Stalina – jest Zamek Królewski. Nas akurat na dalekiej prowincji tło na jakim prezentuje się prezenter niewiele obchodzi. Nas, to znaczy szeroką publiczność na tej polskiej prowincji właśnie, gdzie telewizja bywa jedynym oknem na świat. A to dotyczy przede wszystkim ludzi starszych, których już jest większość. Bo – alarmują uczeni socjolodzy społeczni – społeczeństwo się starzeje. Oczekujemy w TV wiadomości prawdziwych, a dotąd były one często półprawdziwe i jakby redagowane dla półgłówków przez półgłupków. Myślę, jak wielu, iż dobra zmiana powinna polegać na rzetelnym, zwięzłym pokazywaniu obrazami i tekstem jak najwięcej o tym, co dzieje się np. u naszych sąsiadów. Może do telewizji wróci język polski, panie przestaną seplenić i przyjdą takie, które będą rozumiały co czytają. Oby tak się stało.
Nie słychać o regulacji wykorzystania reklam - nie tylko czasu zajętym przez nie na wizji, bo odpowiednie przepisy istnieją tylko ich się nie przestrzega. Albo sprytnie omija. I może ktoś zainteresuje się dlaczego większość produkcji reklamowych to wytwory wyobraźni pijanego wariata.
Póki co nic się w tej mierze wyraźnie nie zmieniło. Identycznie jak za poprzednich prezesów z nadania tamtych partii najwięcej mamy wiadomości o wystąpieniach, mowach i zmowach pani kanclerz Niemiec. Wygląda to w telewizyjnym okienku tak jakby dama ta nie mówiła i nie myślała o niczym innym tylko o uchodźcach. Znikają powoli wieści z Ukrainy. Nie wiemy jakie są losy okrutnej, bratobójczej wojny toczącej się niedaleko naszego kraju. Tymczasem w mieście i we wsiach powiatu szczecineckiego wywieszono plakaty wzywające młodych ludzi do stawiennictwie do WKU w celu - jak podają – określenia właściwości wojskowej. Nie wykluczone, że to wezwanie rutynowe, jak każdego roku, ale ludzie są podenerwowani, gdyż w kontekście Ukrainy takie ogłoszenia zastanawiają. Na wojnę się szykujemy? – Słyszałem takie pytania. Oficjalne media oficjalnie milczą na temat wspomnianych anonsów lokowanych na tablicach ogłoszeń.
Personalia są istotne i trudno nie pochwalić nowego szefa TVP za posłanie na trawkę prezentera z wyraźną wadą wymowy i uszkodzonym wzrokiem po prostu z zezem. Pół biedy aparycja. Lepiej by się pan ten nie kompromitował i nie robił z siebie oraz publiczności idiotów. Otóż publicznie opluł swojego dziadka, nazwał go „komunistyczną kanalią”. Gość wydał to oświadczenie – deklarację, czy coś podobnego, przez nikogo nie wywoływany i nie zmuszany. Zacytowałem dosłownie, bo słyszałem i widziałem ustawioną na kwadrat buzię autora tych i jeszcze gorszych słów pod adresem krewnego w linii, że tak napiszę, prostej.
Tymczasem temu dziadkowi pan prezenter – nie podaję tu z reguły nazwisk – zawdzięczał dotychczasową karierę w telewizji. A starszy pan był faktycznie polskim komunistą. Jednym z nielicznych naprawdę wierzących w komunistyczna utopię. W czerwcu 1956 roku w Poznaniu, podczas spontanicznego protestu wobec komunistycznej władzy wyzyskującej jeszcze gorzej niż niegdyś kapitaliści - wyszedł do zbuntowanych robotników. Broniących się przed bandą UB-eków i błagał, by zaprzestali beznadziejnej walki.
Znałem nieco bliżej tę postać z lat 70. minionego wieku, gdy na szczycie ówczesnej władzy odpowiadał za kulturę i środowiska opiniotwórcze oraz artystyczne. Pomógł wówczas wielu, ochronił przed represjami, choć oni nie byli miłośnikami komunizmu i panującego ustroju, wprost przeciwnie. W sumie porządny człowiek i pan b. prezenter nie musiał kajać się za dziadka, tym bardziej go po śmierci gnoić. Nie jestem zwolennikiem odpowiedzialności wnuków za dziadków i dzieci za czyny ojców. Skoro jednak jest ktoś tak zwanym resortowym dzieckiem, to radziłbym wstrzemięźliwość w słowach. I dotyczy to również nowych prominentów TVP. Tu wątek z resortowymi dziećmi – ostatecznie zamykam, amen.
Z innego rewiru. Zdarzyło się niedawno, że wicepremier i minister kultury w ostrych słowach, dalekich od kurtuazyjnej dyplomacji, odpowiedział na krytykę poczynań polskiego rządu ze strony niemieckich mediów i eurodeputowanych. Pan profesor zauważył, że Niemcy co najmniej jeszcze przez kilka pokoleń nie powinni uczyć nas demokracji. Bo – zaznaczył profesor - to oni zniszczyli polską kulturę, demokrację i gospodarkę podczas drugiej wojny. Nie sposób z profesorem się nie zgodzić. Zwłaszcza, gdy chodzi o odczucia starszego i średniego pokolenia rodaków. Nie byłbym, a sadzę, że profesor również, za pielęgnowaniem poczucia krzywdy, podtrzymywaniem przejawów nienawiści do niemieckich sąsiadów. Jak większość, także starszych i starych, jestem za pojednaniem. Czas goi rany. Jednak pouczanie, dawanie nam lekcji demokracji – to po prostu przesada. I nieładnie.
Wojciech Jurczak
feilieton ukazał się 20 stycznia w Temacie Szczecineckim
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie