Reklama

Moim zdaniem: Zamiast nauczycieli - świętowali uczniowie

02/12/2008 06:25

Tego jeszcze nie było, jako żywo i jak sięgam swą belferską pamięcią, że ho, ho! Wprawdzie we wtorkowy Dzień Nauczyciela szkoły umilkły uczniowskim gwarem, co zrozumiałe, wszak to i dla nich święto, ale nauczycielom ... kazano w szkołach dyżurować. Mało to poważne, by nie wyrazić się bardziej dosadnie. Dopowiedzmy – sytuacja jak wyżej miała miejsce w samorządowych podstawówkach i gimnazjach, bo te mnie akurat interesują i stąd też nadchodziły liczne czytelnicze sygnały.  Ale tak też zarządzono i w szkołach średnich, co znaczy, że wszędzie tak świętowano.
Dlaczego zatem tak było i co się takiego stało, że resortowe nauczycielskie święto, które od lat – nie zliczę ilu – było dniem wolnym od pracy, w tym roku stało się parodią tego święta?  Zatelefonowałem więc, jak mi się wydawało – do źródła, czyli do szczecińskiego Kuratorium Oświaty. Wiedziony nie tylko dziennikarską ciekawością, ale nade wszystko czując na sobie wspomnianą już presję Czytelników, reprezentujących dość liczne w Szczecinku środowisko nauczycielskie, co skutkuje także niniejszym felietonowym tekstem. Trochę to co prawda potrwało, zanim ktoś łaskawie udzielił mi informacji. Jakiej? No więc z pewną taką nieśmiałością poinformowano mnie, że owszem, jest to dzień wolny, ale tylko od zajęć dydaktycznych, bo ewentualnym chętnym (uczniom?) trzeba w szkołach zapewnić tzw. zajęcia wychowawcze.
Na pytanie – dlaczego akurat od tego roku i co się takiego stało, nie uzyskałem odpowiedzi. Tak to sobie wymyślili i nie gratuluję, bo nie ma czego! To tak, jakby górnikom w Barbórkę kazać zjeżdżać na przodek, węgla pilnować. Już widzę gimnazjalistów, którzy aż tak tęsknią za swoją szkołą, że przychodzą doń nawet wtedy, gdy nie ma zajęć, bzdura! Sam jestem belfrem i mimo, że żaden z moich szkolnych podopiecznych w ów świąteczny wtorek do szkoły się nie pofatygował i słusznie, bo niby po co, to też musiałem swoje w jedynce oddyżurować, jak zresztą wszyscy pozostali nauczyciele.
Nie podarowałem jednak, telefonowałem nawet i do ministerstwa, a jakże, by ostatecznie upewnić się co do tych niedorzecznych pomysłów, a może i zdemaskować nadgorliwców. A dlaczego by nie? W końcu co jakiś czas konsultacyjnie kontaktuję się z MEN-em, więc nic to dla mnie szczególnego. Ministerialnego rzecznika prasowego, niestety nie zastałem, a że mam tam jeszcze kilku znajomych, to i dość szybko wyczułem w tych zdawkowych grzecznościowych rozmowach pewne ich urzędnicze zakłopotanie, wywołane po prostu ... niewiedzą. Co znaczy, że samemu trzeba tego i owego dociekać i skomentować, jako i czynię. Zatem odnoszę wrażenie, że co niektórzy oświatowi decydenci koniecznie chcieli sprowadzić belfrów do parteru, choćby i za to, że ostatnio zbyt ostentacyjnie domagali się swego, grożąc, manifestując i wreszcie strajkując. Coś musi być na rzeczy, choć nie zmieniłem zdania i do nauczycielskich protestów nadal mam stosunek co najwyżej ambiwalentny. Ale, że nadarzyła się okazja, wiec pokażemy wam, kto tu karty rozdaje, tak to odebrano w środowisku i chyba zasadnie. Przy okazji, okazało się co tak naprawdę możemy i co znaczy nasza, powiedzmy, oświatowa samorządność. To też zadziwiające, bo niby jest w końcu demokracja i choćby namiastka jako takiej lokalnej decyzyjności czy jej nie ma?
Bywalcy zakrzyczą mnie w tym miejscu, że gdzie jak gdzie, ale w oświacie nadal obowiązuje centralizm demokratyczny. No proszę, czy Państwo to jeszcze pamiętają, bo ja tak, ot i mamy jej rezultat – wypisz, wymaluj! Szkoda mi jedynie co niektórych znajomych dyrektorów, którzy musieli się rumienić i ukradkiem liczyć swoje grono. Aż dziw, że nie ma dotąd siły na bzdurne zarządzenia, nawet i w tak światłej – wydawać by się mogło – oświacie. Dlatego, pardon, nie mógłbym i nigdy nie chciałbym być dyrektorem szkoły, choć kuszono mnie, i to nie raz. Na szczęście zostałem jednak przy swoim.
Jakby co, nie napisałem tego tekstu jedynie w odpowiedzi na liczne, jak już wspominałem, czytelnicze sygnały czynię to także i w swoim imieniu. Przyszedłem co prawda w to niby święto do szkoły, ale się tu nie nudziłem i dość szybko znalazłem sobie zajęcie. Napisałem oto kolejny raport do ... ministerialnego zespołu na temat sprawdzianów zewnętrznych. Co prawda wolałbym to robić w domowym zaciszu, ale co to za różnica. Zresztą, co miałbym tam innego robić. Solidaryzuje się jednak z moimi koleżankami i kolegami, niektórzy musieli przyjść do szkoły grubo przed ósmą, bo może ktoś przyjdzie. No to dalej, oświatowi włodarze, każcie nam odtąd dyżurować w wolne soboty, niedziele, a nawet i czerwone kalendarzowe święta, bo może ktoś stęskniony za swoją szkołą będzie tu uparcie przychodzić.
Zresztą, wszystkiego już można się spodziewać, jak tak dalej pójdzie, to mogą też wprowadzić domowe dyżury pod telefonem. A dlaczego nie? Niech się dalej kręci ta spirala nonsensu. A co!
                     

Bogdan Urbanek

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do