Reklama

Ja, cesarz Kazimierz

27/11/2008 10:07

artykuł ukazał się w 475 wydaniu Tematu

 

Cesarz kloszardów i zarazem wielki prowokator – tak można w wielkim skrócie scharakteryzować Kazimierza Łosia, mało znanego w jego rodzinnym Szczecinku, za to sławnego w wielomilionowej metropolii jaką jest Berlin. Znany jest tam od dziesięciu lat jako Kaiser Kasimir. Trzeba przyznać, że postać to wielce barwna i zupełnie nietuzinkowa, nie pasująca do naszego ponurego, małomiasteczkowego krajobrazu.
W momencie agonii komuny był rzemieślnikiem – producentem ceramiki. Wybudował od podstaw imponujące piece do wypalania ceramiki, zakupił narzędzia. Jego fabryka „zjadała” więcej energii elektrycznej niż cała ul. Wiejska, przy której się mieściła. Nadeszły jednak ciężkie czasy, a sygnałem do wyjazdu było wezwanie komornicze. Jak wspomina w swojej najnowszej książce „Ja! Cesarz kloszardów”: Ogień przypalał pięty. Ze strachu pobiegłem na stację, wyposażony jak komandos. Trzeba szukać zbytu na ceramikę w Wiedniu, chociaż nigdy poza kraj nosa nie wychyliłem.
Swoją żebraczą wędrówkę za chlebem i pracą rozpoczął od Austrii. Potem przyszedł czas na Norwegię - kraj bogacący się na ropie z Morza Północnego, który podobnie jak Austria okazał się mało gościnny. Równie odpychająca była zasobna i zapatrzona w siebie Szwajcaria. W końcu trafił do Monachium. Tam udało mu się złapać, rzecz jasna na czarno, fuchę polegająca na budowaniu pieców i kominków dla bogatych monachijczyków. To był dla niego błogosławiony czas. Nauczył się zduństwa, posiadł też wiele tajemnic niemieckich ceramików.
Wciąż bez stałego zajęcia wrócił na krótko do Szwajcarii. Następnym etapem były różne miasta niemieckie. Jako bezdomny i bez pracy wciąż unikał policji, bał się deportacji do kraju. Spał gdzie się dało: pod mostem, w lesie, w opuszczonych halach fabrycznych, w parkach i jak najmniej w schroniskach dla bezdomnych. Wyżebrane pieniądze, jak sam twierdzi, mocno ściskał, przeznaczając je tylko na twórczość plastyczną. W tej mierze są jednak pewne nieścisłości jako, że po kilku latach udało mu się spłacić długi, a w pierwszej kolejności ścigającego go komornika. 
Ostatecznie zakotwiczył w Berlinie, choć to określenie w przypadku takiego jak on wagabundy, może być mocno na wyrost. Przybył tam,  to chyba właściwe określenie, w 1998 roku. Tutaj w nadzwyczajny sposób, jak twierdzi za przyczyną Najwyższej Władzy, został nominowany na cesarza. Cesarz Kazimierz? Niezupełnie. Berlińczycy mieli problem z prawidłowym wymówieniem jego imienia, został więc Kazimirem, dokładniej - Kaiser Kazimir. Jak przystało na cesarza, z miejsca opodatkował poddanych. Najważniejszą daniną stał się - jako, że trąbka i gwizdek były stałymi atrybutami Jego Wysokości - podatek trąbkowy i gwizdkowy
Jego największym osiągnięciem było wejście w świat artystycznej bohemy. Dość szybko stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w Berlinie. Ciągał ze sobą dwukołowy, ale za to sporych rozmiarów drewniany wózek. Służył mu naprzemiennie jako tron lub jako miejsce pracy literackiej – woził też ze sobą archaiczną maszynę do pisania. Zaczął od sprzedaży prasy o bezdomnych. Niejako przy okazji rozpoczął lepienie gwizdków z gliny. Zdarzało się, że do gazety dołączał za darmo miniaturowy bezdomny kwiatek, a w okresie Bożego Narodzenia miniaturową, bezdomną choinkę. Powoli zaczął odbijać się od dna, co nie znaczy, że zmienił swój tryb życia. O nie!
Nie przyjęli go do Związku Plastyków przy Kothner Strasse, za to ze sprzedaży gazet uczynił uliczną sztukę - choć jak sam twierdzi nawet nie wiedział o tym, że stał się jednym z przedstawicieli performersów. Wydał w tysiącach egzemplarzy trzy swoje książki, rzecz jasna przetłumaczone na język niemiecki. Wydrukował grube tysiące sztuk różnego rodzaju pocztówek i plakietek. Stał się z czasem bohaterem niejednego telewizyjnego reportażu i niejednej gazety. Dziennikarzy jednak nie cierpi. Uważa ich za sępów, którzy chcą jedynie zarobić na robieniu mu zdjęć.
Na Jego Cesarskiej wizytówce widnieje berliński adres – Greifswalderstrasse 161. Mówi, że jest to adres polskich nieudaczników - wszakże niechaj poddani wiedzą, gdzie cesarz przyjmuje.
Sztuka uliczna przeżywa swój renesans. Kazimir już od dziesięciu lat zabawia berlińczyków swoimi nieziemskimi pomysłami.
Kaiser Kazimir wrócił do domu, do Szczecinka. Każdy wolny kąt w domku przy ul. Wiejskiej zajmują teraz różnej wielkości ceramiczne rzeźby.  Najważniejszy jest jednak okazały piec, zrobiony z dwóch tysięcy elementów. Zastrzega, że to wszystko jest nie na sprzedaż. Zaraz po powrocie napisał zaproszenie do burmistrza, przewodniczącego Rady Miasta a także dyrektora SAPiK i muzeum – zaprasza ich do swego domu. Twierdzi, że przedstawi im bardzo poważną propozycję. Jak do tej pory wszyscy mało taktownie milczą, no może z jednym wyjątkiem. Przed tygodniem odezwał się przewodniczący Wiesław Suchowiejko. Obiecał, że przyjdzie na Wiejską, no i przyjechał.


ON - CESARZ KLOSZARDÓW

Kazimierz Łoś znany jest w Berlinie jako Kaiser Kazimir. Uważa, że bez mecenasów sztuka nie może istnieć. Nawet najwięksi artyści siedzieli przy dworach królów i cesarzy. Wystosował do burmistrza i przewodniczącego RM zaproszenie. Wciąż czeka, ale powoli ogarnia go zniechęcenie.

Byłem kiedyś jednym z największych rzemieślników w Szczecinku. W pewnym momencie to wszystko padło. Plan Balcerowicza spowodował przycięcie produkcji i ludzie przestali kupować. Nagle przestały być potrzebne kształtki, dachówki i podokienniki. Byłem w tym czasie największym producentem ceramiki na północy Polski. Pewnego dnia pojechaliśmy na targi i niczego nie sprzedalismy. Tylko jeden - Jurek Śniadecki sprzedał swoje spławiki. Chodził dumny jak paw. Patrzyliśmy na niego. Tylko spławiki! A nam hurtownie popadały.
Jak Ruskie zerwali handel, to nawet Czajkowski nie miał już gdzie sprzedawać. Wszyscy padliśmy. Sadowniczek: - Co ja teraz zrobię? Mam kupę ludzi a moje kobiałki na truskawki już nie idą, bo padły plantacje truskawek. A tak dobrze szło...
Ja zatrudniałem dwudziestu ludzi. Teraz nie widziałem co zrobić.
Jestem twórcą nurkowania w Szczecinku. Klub założyłem w 1966 roku. W ubiegłym roku zafundowałem swoim żyjącym jeszcze kolegom, zjazd związany z czterdziestoleciem istnienia klubu. No może dokładniej, zorganizowali go kolega Florencki i Ogrodowski, a ja za wszystko zapłaciłem. (Śmiech) Spotkaliśmy się po 40 latach.

Mieszkałem pod mostem
Wpadnij pan do mnie do domu, uprawiam parę dziedzin. Zacząłem lepić w glinie we Freiburgu. Któregoś dnia zacząłem płakać i tak zostałem artystą, a Freiburg znokautowałem.  Siadłem sobie na ulicy i zacząłem sprzedawać lokalną gazetę, taką jak tutaj „Temat”. Robiłem przy tym figurki. Zanim sprzedałem parę gazet, miałem tyle datków, że głowa puchnie. Ale co tam Freiburg, daleko do domu, dlatego przyjechałem do Berlina. Mieszkałem dosłownie pod mostem, na kwaterach dla bezdomnych. Potem wymyśliłem, że wszyscy dziennikarze na świecie muszą przeczytać moją autobiografię, dowiedzą się z niej jak się sprzedaje propagandę.
 
Wyganiałem im pecha
No, ile pana zdaniem można dziennie sprzedać gazet? Ja sprzedałem 270. Jak to robiłem? A w tym właśnie jest cała rzecz, dlatego performens. Nawet nie wiedziałem co to jest. Dopiero potem powiedziano mi na czym polega. Na czym polega? Przykładowo, za darmo wyganiałem ludziom pecha. Albo dawałem im miłość. Albo w niedzielę wyganiałem z nich diabła. Wymyśliłem 120 metod sprzedaży propagandy. Kazimir, ty mnie pięć lat temu dałeś miłość. Mamy już trójkę dzieci. Wszystko jest w najlepszym porządku.
 
Tłumaczą mnie najlepsi 
Czy wie pan kto najwięcej sprzedaje literatury w Berlinie? Ja swojej. Wie pan jak zostałem pisarzem? Nigdy by mi to nie przyszło do głowy. Stało się to pięć lat temu. Piszę po polsku, a tłumaczą mnie najlepsi niemieccy tłumacze Gombrowicza, Masłowskiej i Stasiuka – Antje Ritter i dr Olaf Kuhn. Swoje książki podzieliłem na odcinki.
Mam taką gazetę, jak wasza. Nazywa się „Trybuna Cesarska”. Wypowiadam się w niej o aktualnej sytuacji. Przykładowo, napisałem o paru rynkach w Berlinie, o paradzie pedałów... Pisałem krytycznie o kulturze i sztuce. Pozwoliłem sobie krytycznie przejechać się po najważniejszych obiektach Berlina. Mam oczywiście konsultantów. Mój zespół składa się z najważniejszych polskich redaktorów.
Skąd ich pan wytrzasnął? Ja im płacę! (Śmiech) Przychodzę do nich i mówię: - Rozmowa płatna. I koniec dyskusji. Jak jest jakiś problem do przedyskutowania, wysyłam maila. Mam dwóch tłumaczy, dwóch redaktorów, jeden w Warszawie, drugi w Berlinie. Ja nie wiem gdzie postawić przecinek, bo oni są od tego.
Kto drukuje? Ja jestem wydawcą. Drukuję w drukarni w Berlinie. W jakim nakładzie? A czy ja muszę się tłumaczyć? Tego nie powiem. Sam to sprzedaję na całe miasto. Nie robię tego w jednym miejscu. Chodzę po knajpach wieczorem i sprzedaję i to bardzo skutecznie.

Jestem cesarzem

Na ulicach Berlina wygląda pan tak jak na zdjęciu?
 - Mam specjalne stroje. Jestem cesarzem Berlina. Dlaczego cesarz? Bo Berlin zawsze miał cesarza. Mam nominację od samego świętego Piotra. Co? No tak.
Któregoś dnia będąc przy katedrze narzekam, że wszystko można o kant dupy rozbić, że nie ma porządku, złodzieje oszuści, bałagan. Aż nagle za chmury wychyla się św. Piotr i mówi: - Od dzisiaj jesteś cesarzem.

cesarzkazmirRzezba.jpg

Sztuka polega na wariactwie
A to rozumiem, nominacja pochodząca od najwyższej władzy. Niewielu dostąpiło takiego zaszczytu... A wie pan, że sztuka polega na wariactwie? Do tego trzeba mieć fantazję i ja ją mam. Trafiłem na ludzi przygotowanych mentalnie. Tak mówiąc między nami, przecież to jest wariactwo, jak zakładam koronę. Nałożyłem ją siedem lat temu. Na początku to tak było. Jadę volkswagenem - teraz już nie jeżdżę, bo słabo widzę i piję piwo - jadę więc samochodem i myślę co tu nowego wymyślić. Już wiem - koronuję się. Tak się zamyśliłem, że walnąłem w tira.
Moim współpracownikiem jest Michał – emerytowany policjant. Mówię mu: -  Michał, potrzebna jest mi korona. A z nim nie ma dyskusji, jak trzeba, to trzeba. Przyniósł prospekty i zrobił koronę z blachy. Nałożyłem ją i oni (berlińczycy) to zaakceptowali.

Zostałem Kasimirem 
Rzadko kiedy nakładam koronę, tylko podczas wielkich imprez. Mam też berło. Niemcy są ponurakami i nie znają się na humorze. A ile się od nich nasłuchałem, jak pytali skąd jestem. Odpowiadałem, że z  Pomorza. A to nasze. Znaczy jestem Prusakiem, bo się tutaj w Szczecinku urodziłem.
Kiedy im mówię, że jestem Prusakiem, to mówią, że my tu wrócimy. Oni mają sentyment do tych ziem. Moi rodzice przyjechali tutaj z Wołynia. Powiedziano im „wysiadać” i koniec. Mieli gówno do powiedzenia.
Miałem parę incydentów. Jestem osobą publiczną, dlatego są tego plusy i minusy. Żal do Polaków kierują do mnie. Oni wiedzą kim jestem. Dla nich Kazimierz jest za ciężkie do wymówienia, dlatego zostałem Kasimirem.

Nie wyciągałam łapy po pieniądze
Jurto wyślę maila do Wyszomirskiego, że jeśli nie będzie spotkania, nie będzie żadnej rozmowy. Dlaczego nie chcą rozmawiać? Nie rozumiem, nie wiem o co chodzi. Napisałem list otwarty do burmistrza – nie odpowiedział. Mam kilkanaście rzeźb mimo, że szkoły ceramicznej nie skończyłem, ale jestem eksperymentatorem. Opanowałem takie techniki o jakich świat nie ma pojęcia. Łączę ze sobą trzy materiały: szkło, ceramikę i kamień. Na własny koszt w domu buduję piec klasy „Madonna” Leonarda da Vinci. On już kosztował 70 tysięcy euro. Żadnego wsparcia. Nie zwracałem się do was. Mam już 62 lata, jestem stary facet. Pieniądze to ja mam i bieda mnie już nie ciśnie. Chciałem zaistnieć w tym mieście. Wyciągnąłem rękę. Nie wyciągałam łapy po pieniądze, bo je mam. Dałem propozycję. Bardzo grzecznie napisałem i co? 
 

Taki już jestem
U was, Polaków, największe sławy wie pan gdzie mogą grać? Na bocznych polach. Tymczasem na środku pola w Berlinie siedzi taki mały Kazik z Wiejskiej -  to ja. Największe polskie sławy grają tylko na bocznych torach, korzystając z układów i powiązań. A ja? Bez protekcji, w kraju wroga w Berlinie siedzę i trzymam ich w szachu 10 lat. Napisałem trzy świetne książki, wykonałem genialne rzeźby. Rzeźbiarze mogą mnie w dupę pocałować. Kiedyś powiedziałem studentom ze Szczecina, żeby przysłali swoich profesorów z akademii na naukę do mnie. A tak, jestem bezczelny. Taki już jestem.

Mówię to z goryczą
Taki zawsze byłem. Wymyśliłem taki performens, że głowa puchnie. Co ważne, jest skuteczny. Chciałem Szczecinkowi coś pomóc, razem byśmy coś zrobili. Nawet dyrektor SAPiK  nie odpowiada na moje maile. Przecież go nie zjem, tak samo burmistrza nie zjem. Po co ja tu będę siedział? Nakładam czapkę i jadę z powrotem. Ja sobie głowy wami nie będę zawracał.  Mam w domu kraty, ubezpieczenie, włączam alarm i mam to w dupie. 
Kiedy pan powtórnie zawita do nas?
- A po co? Tu nie ma z kim gadać. Z kim tu gadać? A ja mam was w dupie, a co pan sobie myśli? Zrozum pan mnie. Zostałem odrzucony i co? Mam się prosić? Mam dorobek. Mam wydruki w gazetach berlińskich - 700 tys. nakładu. Wyszedłem jako żebrak i znokautowałem wszystkich artystów w trzech dziedzinach - rzeźby, pisarstwie i performens. I wy mnie odrzucacie, syna tego miasta, który już przedtem coś zrobił. Jestem rozgoryczony. Mnie tłumaczą najwięksi tłumacze polskiej literatury. Który z was miał artykuł w berlińskiej „Polityce” na dwie strony? Nikt. A ja miałem. Żaden za was dupki nie miał. Mam piec do ukończenia, nie skończę.  (...) Ten piec był więcej warty niż cała wasza ulica Wiejska. Byłby wycieczki z całego świata. Syn przyjedzie z Warszawy i je sprzeda. To jest genialne dzieło klasy „Guernica” Picassa.

Mówię to z goryczą. Tymczasem w Berlinie przyjęli mnie od razu. Powiedzieli mi - ty jesteś diament. Mówili to nawet artyści - ty jesteś dla nas inspiracją. A te miasteczko...
To co pana z nim wiąże? - Bo się tutaj urodziłem. Chcę tu umrzeć. Chcę być tutaj pochowany pod grobem moich rodziców. Rzeźb mam tyle, że cały deptak mógłbym zastawić. Pracowałem w najlepszych firmach ceramicznych w Niemczech. A tu nie ma z kim gadać. To jest przerażające.
Miliony ludzi oglądały moją wystawę. Mam film zrobiony przez SAT-1. Miałem 5 różnych wystaw.

Tak olewać cesarza artystów!

W ciągu czterech lat napisałem trzy książki, to chyba nieźle, co? Rzeźby mam nawet w sraczu, bo już nie ma miejsca. Jeśli nie dogadam się z miastem, demontuję to. Jestem jednym z największych ceramików architektonicznych na świecie. To żaden pic. Ten piec kosztował mnie do dzisiaj 70 tys. Niech pan wejdzie po drabinie na górę i zobaczy. Do tej pory jest tam 2000 płytek. Jestem jego projektantem. Jest zrobiony w połowie, w książce jest opisany jak będzie wyglądać. Zrobię to upierdliwie, czekam dwa miesiące na jakąkolwiek rozmowę. Tak olewać cesarza artystów, cesarza Berlina! Chodź pan, to jest muzeum. Tam jest 20 rzeźb - to jest milion dolarów. To jest mój autoportret. Operuję niesamowitymi materiałami - to rzemiosło plus fantazja. Tu jest archiwum dokumenty, zdjęcia. Wymyśliłem siedem wydań widokówek. Rozdałem ich 35tys. i nie splajtowałem!
 
To jest prawdziwa sztuka
To, co robię, to szum medialny. Uważam, że jest to prawdziwa sztuka. Pokazałem panu dobrą sztukę. Zamykam. Wymyśliłem pieniądz - proszę bardzo - Kazimir w Berlinie - cesarska mennica żebraków. Wydrukowałem tego sto tysięcy. To jest medal pamiątkowy - 20 tys., a co to jest na cztery miliony ludzi? Ta rzeźba kosztowała mnie 1000 euro, na taśmie są moje teksty, które czyta zawodowy aktor. Wchodzę z nią w milionowy tłum.  A to jest odezwa pierwszomajowa: żebracy artyści, żebracy i k.... łączcie się. 
Tu mam książkę napisaną na trybunie. Pisałem ją na tej starej maszynie na oczach całego miasta w koronie. Napisałem też książkę - krytyka kultury i sztuki miasta Berlina. Oczywiście, stał przy mnie sztab doradców. Napisałem po polsku a oni przetłumaczyli na swój język. Mam najlepszych tłumaczy. Antije Ritter ukończyła polonistykę i filozofię na Uniwersytecie Humboldta. Jest językowym geniuszem. Wyszła za warszawiaka i mówi wyśmienicie warszawskim akcentem.

Jesteście śmieszni
A to cesarskie rozporządzenie. O czym mówi? Opodatkowuje berlińczyków od wina grzanego. Jeśli wychlał za stówę, to tyle samo musi dać zarobić artystom, bo inaczej moi podani żebracy nakopią mu do dupy. Pięć tysięcy nakładu. Nakład rozdany. Do niczego nie dokładam, mnie ludzie dotują a ja piję sobie piwo. Ja nie sprzedaję literatury jak pan, tylko zbieram podatek - jednym paluszkiem.
Książkę robię w wielkim bólu. Czytam, poprawiam. Łamię wszystkie zasady gramatyczne. Piszę dźwiękiem. Odczytam panu fragment. Mam wielkie szczęście, jestem cesarzem artystów miasta Berlina. Ale jestem wk.....ny,  wracam do Berlina. W pale mi się nie mieści. Co wy wyprawiacie. Śmieszni jesteście.
     


Notował: Jerzy Gasiul

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    Lidia - niezalogowany 2010-07-26 15:05:15

    Spotkalam cesarza 5.7.2010 w Konstancji...Kolorowy to facet! Pozdrawiam! Lidia Praga RCZ

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    kaiser von berlin - niezalogowany 2009-12-29 02:57:03

    polski hrabia łos poleca ci midzynarodowa stronę internetowa - www.kaiserkasimir.pl

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    Krzynio - niezalogowany 2009-01-03 11:33:17

    Facet sprawia wrażenie szaleńca ale czy wszyscy artyści nie byli za takich uważani? Gość wie czego chce w życiu i uparcie dąży do celu. Chętnie zwiedził bym jego muzeum na Wiejskiej gdyby tylko się zgodził. Życzę dużo zdrowia, powodzenia i wytrwałości oraz uznania jego sztuki w kraju za życia.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    E. Nowacka - niezalogowany 2017-12-20 03:25:19

    Człowiek z duszą, nie pasuje do naszej rzeczywistości, nie da się zagłaskać bo ma swoje własne zdanie i własny pogląd na otaczającą go rzeczywistość. Może kiedyś znajdzie się ktoś, kto zauważy i doceni jego wysiłek i walkę o przetrwanie i zaistnienie "w tym lokalnym oceanie". Tego Tobie Kaziu życzę.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do