
Bezsprzecznie najważniejszym wydarzeniem na naszej śródleśnej polanie w ostatnich dniach był sądowy wyrok „w sprawie burmistrza”. Sprawa, a właściwie ciągnąca się kilka lat rozprawa, dotyczyła szkolenia urzędników w posługiwaniu się językiem angielskim. Tak już jest, że urzędnik nie musi poprawnie posługiwać się polszczyzną, ale angielskim – wskazane.
Czy po Brexicie język angielski zostanie wyrugowany i zastąpiony językiem naszych zachodnich sąsiadów, bo przecież to oni są teraz „panią matką” w Związku, przekonamy się z czasem.
Moim skromnym zdaniem sygnał ku temu dał już niegdysiejszy „król Europy”, składając właśnie w tej twardej dla Polaków mowie przyrzeczenie. Złośliwi wspominają coś o hołdzie, ale to nieprawda, ponieważ treść została wygłoszona nie na klęczkach (vide matejkowski „Hołd Pruski”), a na siedząco. Poza tym, apel skierowany był do przywódców „bratniej partii”. Nie, nie tym razem tej zza Buga - a zza Odry.
Teraz, po sądowym wyroku wątpliwe, aby kursy nawet zupełnie innego języka były organizowane urzędowo. Wprawdzie treść wyroku przypomina wypowiedź odurzonej kadzidlanymi dymami Pytii, ale kto powiedział, że decyzje państwowych urzędów, a przecież do nich należą także sądy, muszą być dla wszystkich komunikatywne, jasne, jednoznaczne i zrozumiałe? Tak być nawet nie powinno. W przeciwnym razie całą rzeszę prawników dotknęłoby bezrobocie większe niż górników.
Jak to powiedział jeden z tutejszych posłów – wyroków się nie komentuje. Przyznajmy, to pogląd niezwykle oryginalny. Do tej pory zwyczajowo dotyczyło to tylko oponentów zmarłego, a i to najczęściej tylko w dniu jego pogrzebu. Poseł jednak skomentował. Powiedział, że wierzy w niezawisłość sądów oraz to, że (znaczy sądy) nie kierują się wpływami politycznymi.
Nieprzypadkowo ludzie mówią, że wiara czyni cuda. Dowodem na to są drakońskie wyroki za zjedzony batonik, albo za uszczuplenie skarbu państwa o należne 5 groszy podatku, ale nie za przekręty liczone w milionach. Takie przymioty jak sprawiedliwość, niezawisłość, brak politycznych wpływów, niezależność uważane są i to nie tylko na naszej leśnej polanie, raczej za mocno dyskusyjne, by nie powiedzieć, że w sferze bajek dla niegrzecznych dzieci. W tym wszystkim nie ma zastrzeżeń jedynie co do jednej cechy – sądy są wolne. I to na tyle, że procesy ciągną się latami, a potem już nikt nie pamięta o co w tym wszystkim chodzi.
Takim właśnie przykładem jest proces burmistrza. W bardzo dawnych czasach to było oczywiste, że za wykroczenie lub przestępstwo podwładnego odpowiedzialność ponosi również jego przełożony, ponieważ za właściwy nadzór i organizację pracy bierze pieniądze.
Praca w samorządzie do łatwych nie należała. Użycie czasu przeszłego nie jest przypadkowe. Sądząc po preferencjach tutejszych wyborców, podstawowym kryterium jakim się kierują przy stawianiu iksów na karcie do głosowania, jest wielkość i ilość bilbordów jakie kandydat zawiesi na mieście i przede wszystkim partyjna przynależność. Obowiązująca ordynacja powoduje, że nawet ze śladowym poparciem (rodzina, znajomi ze strony szwagra), tyle że w grupie mającej wieloletni staż w gminnych rządach, można zdobyć mandat w radzie.
Kierowanie się takimi już dzisiaj śmiesznymi cnotami jak chęć pomocy, wspólne cele, wpływ na polepszenie sytuacji materialnej mieszkańców (podatki), wykonywanie określonej pracy na rzecz całej społeczności, przyczynianie się do większej integracji środowiska itp. zalatują naftaliną, niczym ubrania starszych ludzi. Oczywiście, są wyjątki ale te można policzyć na palcach jednej ręki. W takich okolicznościach przyrody nietrudno zgadnąć, że największą i zazwyczaj jedyną motywacją do zasiadania na twardych krzesłach ratuszowej auli i podnoszenia rąk są jedynie diety.
Tak dla informacji donoszę, że w skali roku jest to pomiędzy ok. 12 tys. a 20 tys. zł. W tym względzie obowiązuje niezwykła reguła. Z grubsza polega ona na tym, że ci z koalicji mają (poza jednym wyjątkiem) średnio 5 tys. więcej. Oczywiście, jest to czysty przypadek mający wspólną cechę - powtarza się w każdej kadencji.
Rzecz jasna, wielkość sum nie ma nic wspólnego z nakładem pracy, a co najwyżej z członkostwem w ugrupowaniu, które - niczym milicja - określa się jako obywatelska. I w tym miejscu dochodzę do „sedna tarczy” jak to określa jeden z filmowych bohaterów. Na ile radni obywatelscy (a więc statystycznie lepiej wynagradzani) mają poczucie więzi łączących ich z „ludem pracującym”?
Pytam, mając na uwadze rozstrzygnięcie komisji sprzed kilku dni, kiedy głosem przewodniczącego (rzecz jasna z koalicji „obywatelskiej”) orzekła, że petycja, pod którą widnieją podpisy ok. trzydziestu obywateli w sprawie cofnięcia części miejskiej dotacji na dzieci w żłobkach, nie zasługuje na rozpatrzenie. Oficjalnie dlatego, że petycja zawiera na trzydzieści podpisów - jeden adres.
Oczywiście, jest to tylko pretekst. Jakiż to rzeczywisty i ważny musi być powód – rzecz jasna oprócz stałej gadki o braku pieniędzy (jak się okazuje nie dla wszystkich), że przedstawiciele „obywatelskiej” potraktowali obywateli z buta? Co skłoniło obywatelskich arogantów do kolejnego już w ciągu ostatniego czasu tego typu postępowania?
W tym miejscu nieśmiało tylko wspomnę o petycji związanej z budową apartamentowca przy ul. Lelewela, pod którą podpisało się ponad 600(!) mieszkańców.
Najwyraźniej weszło im w krew, a może to tylko przyzwyczajenie? Czy jedynym celem „obywatelskich” radnych jest łamanie elementarnych zasad przyzwoitości wobec tych, którzy arogantów finansują poprzez podatki?
A jeśli uważają, że są tam nie po to, aby spełniać życzenia, to niech to powiedzą wprost. A tak po prawdzie, to żadnych uwag i pretensji do postępowania „obywatelskich” radnych mieć raczej nie sposób. No, może raczej do ich wyborców. Ale to już jest zupełnie inna bajka.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Panie Jerzy, jak zawsze celnie, chociaż bardzo boleśnie
Ciężki los celebryty i wizjonera wymaga czasem odprężenia, np. przy dobrym filmiku: https://m.youtube.com/watch?v=8CWXh6sR5iY
Prawda!
Tak trzymać panie Jerzy.