Takich domów „w kratę”, jak ten mistrza malarskiego Freuer`a przy ul. Koszalińskiej, dzisiaj już nie ma. Zdjęcie pochodzi z początku XX wieku. Przedstawia skrzyżowanie ówczesnej Köslinerstraβe (ul. Koszalińska) z Königstraβe (ul. Królewska). Ostatnią tego typu zabudowę wyburzono w połowie lat 70. ubiegłego wieku. W większości domów ich szachulcowa konstrukcja ukryta była pod tynkiem. Z reguły były to budynki parterowe. Miały strome, pokryte dachówką dachy i bardzo często, od szczytu na poddaszu miniaturowe mieszkania. Szczecineckim zwyczajem domy sytuowano równolegle do ulicy. Układ wnętrza był prosty i logiczny. Najczęściej oś domu akcentowały drzwi, za którymi wąski korytarz prowadził do mieszkań (pokoi) po jego obu stronach. Domy zazwyczaj nie były podpiwniczone, dlatego parter był tuż nad ziemią. Podpiwniczenie, jeśli było, to tylko pod którymś z pomieszczeń – najczęściej w kuchni. W podłodze wtedy znajdowała się klapa z drabiną. Korytarz prowadził wprost na szczelnie obstawione różnego rodzaju zabudową gospodarczą podwórze. Niewątpliwie najważniejszym obiektem był ustęp. Ich konstrukcja wcale nie musiała być drewniana. Ponieważ kanalizacja oraz sieć wodociągowa w mieście pojawiła się dopiero na początku XX wieku, wcześniejsza zabudowa pozbawiona była zarówno ubikacji jak i łazienek. Szambo, a właściwie dół na nieczystości znajdowało się pod ustępem na podwórzu. Mniej zanieczyszczone ścieki po prostu wylewano do ulicznego rynsztoka. Jeszcze na początku XX wieku – widać to doskonale na archiwalnym zdjęciu - chodnik od jezdni oddzielał nie krawężnik, a właśnie rynsztok - rodzaj zagłębienia wzdłuż jezdni służącego do odprowadzania ścieków i wód odpadowych. Zazwyczaj do ściany ubikacji przylegał kurnik lub chlewik dla świnek, a nawet obora. Tak, tak. Jeszcze w pierwszych powojennych latach zdarzało się, że nawet mieszkańcy „śródmiejskich” ulic (Koszalińskiej, Zielonej, Kaszubskiej, Lipowej...) hodowali krówki, które rano i wieczorem prowadzano środkiem jezdni. Do połowy lat 60. zabudowa kończyła się przy dzisiejszym skrzyżowaniu ul. Koszalińskiej i Myśliwskiej. Dalej były już tylko służące do wypasania krów, podmokłe łąki. Bardzo często na zapleczach domów znajdowały się warsztaty, a także niewielkie ogródki nawet z owocowymi drzewami. Tak też to wyglądało w trójkącie wyznaczonym ul. Koszalińską, Jeziorną i Kościuszki. To właśnie na tym terenie w roku 1961-62 roku, po uprzednim wyburzeniu wszystkich parterowych domów, rozpoczęła się budowa pierwszego po wojnie osiedla mieszkaniowego. Zmiany były wprost szokujące. Z dawnej zabudowy pozostawiono tylko piętrową kamieniczkę przy ul. Koszalińskiej 10 (był tam sklep rowerowy) i trzy budynki przy ul. Kościuszki pod numerem 5,7 i 9. W miejscu parterowej zabudowy od ul. Koszalińskiej wybudowano cztery pięciokondygnacyjne bloki, jeden ale znacznie od nich większy blok od strony ul. Jeziornej (tam też powstała biblioteka dziecięca) i jeden przy ul. Kościuszki. W tym ostatnim na parterze ulokowała się kawiarnia „Jubilatka”. Nie licząc „Kolorowej” przy ul. Powstańców Wlkp. obie zaliczano do najnowocześniejszych w mieście lokali gastronomicznych. Mimo że w blokach przeważały małe, pozbawione balkonów i loggii mieszkanka – z dzisiejszego punktu widzenia to dość niski standard – w tamtym czasie uchodził za luksus i dla większości był jedynie marzeniem. Co ważne, osiedle Kościuszkowskie – bo taką przyjęto nazwę, składało się wyłącznie z mieszkań komunalnych. Tak przynajmniej było na pierwszym etapie jego budowy. strat. (jg)
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Komentarze opinie