Czas w przedszkolu mierzą czytniki

Skrupulatne liczenie czasu i pobieranie opłat za faktyczne przebywanie dzieci w przedszkolach jeszcze do niedawna budziło wiele kontrowersji. Rodzice, także w Szczecinku, sprzeciwiali się konieczności deklarowania, ile godzin oraz od której do której dziecko będzie przebywać w placówce. Teraz wszystko się zmieniło. Niemal wszędzie zaczęły funkcjonować elektroniczne czytniki, które rozliczają rodziców z tego, ile rzeczywiście czasu maluchy spędzają na przedszkolnych zajęciach. Sprawdziliśmy, czy z takiego rozwiązania wszyscy są teraz zadowoleni?

Przypomnijmy. Zamieszanie związane ze skrupulatnym pilnowaniem godzin przyprowadzania i odbierania dziecka zaczęło się w momencie wprowadzenia 5-godzinnej darmowej podstawy programowej. Aby odpowiednio naliczyć stawki opłat za przedszkole, dyrektorzy placówek musieli dwoić się i troić, żeby sprawdzić, ile czasu, poza darmowymi pięcioma godzinami, dane dziecko spędza w przedszkolu. Nie było to łatwe. Można było, na przykład, stać przy drzwiach z zeszytem i pilnować każdego malucha. Można było również wprowadzić wymóg, aby każdy z rodziców niejako „z góry” zadeklarował, o której godzinie będzie przyprowadzał i odbierał dziecko. 

Zmiana przepisów była dla wielu rodziców prawdziwym szokiem. Przedtem mogli oni przywozić lub zabierać dziecko bez specjalnego patrzenia na zegarek. Po wprowadzeniu 5-godzin za darmo, trzeba było się przestawić. Każda „rozpoczęta” dodatkowa godzina pobytu dziecka w przedszkolu wiązała się bowiem z koniecznością uiszczania większych opłat. 

Jak jest teraz? W większości szczecineckich placówek działają już elektroniczne, przedszkolne czytniki. Jako pierwsze taki elektroniczny system wprowadziło Przedszkole Publiczne im. Kornela Makuszyńskiego w Szczecinku. W ślad za nim poszły kolejne placówki. Od tego roku tego typu rozwiązanie można spotkać m.in. w Niepublicznym Przedszkolu „Miś”.

- Decyzję o tym, by wprowadzić elektroniczny system rozliczania pobytu dzieci w przedszkolu, podjęłam zaraz po tym, kiedy pojawiła się konieczność szczegółowego rozliczania czasu – podkreśla Grażyna Herchel-Szeremeta, dyrektor publicznego przedszkola. – Od kilku już lat mamy zakupiony program, a każdy z rodziców posiada kartę wejść i wyjść, którą na początku aktywujemy. Potem, kiedy dziecko kończy przedszkole, rodzic nam tę kartę oddaje. Czasem zdarza się, że ktoś zgubi swoją kartę albo chciałby, żeby jeszcze ktoś z rodziny taką kartę posiadał, wówczas może dodatkowe karty dokupić.

- Niektóre koleżanki prowadzące przedszkola w Szczecinku nadal rozliczają się w zeszycie, ale ja już sobie tego nie wyobrażam – dodaje nasza rozmówczyni. – Czasem się zdarzy, że ktoś zapomni swojej karty, wtedy weryfikujemy wszystko odręcznie, ale to są losowe przypadki. Nie robimy jednak żadnych problemów. Ten system naprawdę ma ludzką twarz. Rodzicom też to bardzo odpowiada. Mówiąc krótko: to czytelne, jasne i proste. No i „ku nowemu”. To, co było kiedyś, dawno już minęło. To są stare czasy, do których już chyba nie będziemy wracać. 

O tym, że jest to uczciwe i pozytywnie odbierane przez rodziców rozwiązanie przekonuje również Bożena Kawczyńska, dyrektor Niepublicznego Przedszkola „Miś”. – Wzięliśmy przykład z przedszkola publicznego – zaznacza Bożena Kawczyńska – moim zdaniem taki czytnik powinien być w każdym przedszkolu. – Rodzice wdrożyli się od pierwszego dnia. Ale co ważne, my nie jesteśmy tu żadnymi kontrolerami. Rodzice sami decydują, kiedy nadchodzi „czas odbicia”. Nikt tu naprawdę nie patrzy nikomu na ręce. Sami rodzice też zgłaszają nam sygnały, że taki system im odpowiada. Płacimy za to, ile rzeczywiście czasu dziecko spędza w przedszkolu. Tu wszyscy są zdania, że nauczycielki powinny zająć się dziećmi, a nie siedzieć przy drzwiach z zeszytem i notować, o której do grupy dołączył Jaś, a o której Marysia. (sz)