
Najwyraźniej zaraza dotarła i do naszej leśnej polany. Od razu dementuję aby nie wzbudzać paniki, nie mam wcale na myśli ukoronowanego potwora. Oto w sklepach spożywczych, a także różnej maści drogeriach pojawiły się, współczesnemu pokoleniu zupełnie do tej pory nieznane, puste półki. Co się stało? Najwyraźniej poszły się bujać, życiowe doświadczenia zdobyte w stanie wojennym. Co prawda od tego czasu wyrosło nowe pokolenie, niestety w genach tego najwyraźniej nie odziedziczyło. Czterdzieści lat od chwili wprowadzenia kartek na cukier, a 35 na mięso i alkohol i czekoladę, świadkami tego, co już raz w naszej historii przeszliśmy.
Oto wzorem tych „wykształconych i z wielkich ośrodków” mieszkańcy naszej polany również zaczęli robić zapasy mąki, cukru, makaronu, a nawet papieru toaletowego. Mało tego. Słynne w dawnych czasach wołowe z kością, czy kurze giczoły w pierwszych dniach sklepowej paniki były równie nieosiągalne, jak banany w socjalizmie. A już prawdziwą grandą jest, że w naszym ziemniaczanym zagłębiu, w ubiegłym tygodniu na targowisku zabrakło ziemniaków. Do tej pory można było przebierać, a to Bryza, Gracja, Irga, Vineta, Denar i kilka jeszcze innych gatunków. Te wyśmienite na sałatkę, te bardziej mączyste, tamte chrupiące, na placki, do zupy, pyzy kopytka… a tu masz babo placek. Nie ma co wrzucić do gara, bo wszystko wymiecione. To prawda, że jesteśmy na przednówku. Nie mają chleba, nich jedzą ciastka – rzekomo miała stwierdzić polska żona Ludwika XV. Nie mamy kartofli? Będziemy jeść jabłka – choć narzekano na ubiegłoroczny nieurodzaj - do tej pory mamy ich pod dostatkiem. Jakby co, pozostaną jeszcze buraki, kiszona kapusta i marchew.
Do mitów należy twierdzenie, że z racji naszego śródleśnego położenia mieszkamy w zaciszu, spokoju (całe szczęście, jeszcze nie wiecznym), a czas płynie leniwie, odmierzany wieczornymi dziennikami telewizyjnymi. Oto i do nas, mimo znacznych odległości dociera również polityczna zaraza. Niczym muchy na wiosnę na okolicznych płotach, balustradach i murkach pojawiły się buzie kandydatów do pierwszej prezydenckiej tury. Na razie z homeopatycznych ilościach, ale z czasem powoli się zagęści. Zgodnie z preferencjami tutejszych, największą popularnością cieszy się pani, która niczym dobra ciocia – wróżka pochwali, a nawet obieca Polskę w wersji lux, znaczy z „radosnym obliczem”. W wersji płotowej ciocia tylko się uśmiecha dyskretnie, ukrywając efekty pracy początkującego gabinetu dentystycznego specjalizującego się w implantach.
Mimo ustronnego położenia i do nas też dotarły efekty lecącej na pysk ceny ropy naftowej. Na miejscowych stacjach ceny jak nigdy dotąd. Znaczy jest taniej. Co ciekawe pod dystrybutorami nie ma kolejek. Nikt nie robi też zapasów, choć benzynę znacznie dłużej można przechować niż mąkę i ryż, że nie wspomnę o wołowinie z kością. W tamtych wspomnianych na wstępie latach, benzyna też była na kartki i do Cepeenu ustawiały się kolejki samochodów. Ponieważ zakazano tankowania do kanistrów, każdy musiał podjeżdżać swoim pojazdem. Tymczasem epidemia jest, panika także, a kolejek brak. Najwyraźniej tradycję traktujemy wybiórczo.
Jakby tego było mało, w ostatnich dniach zaczęło tak mocno wiać, że z wieży kościoła Mariackiego znikło ładnych kilka metrów kwadratowych dachu z blachy miedzianej. Zwyczajowo silny wiatr powywracał lub połamał konary i gałęzie parkowych drzew. Odkąd zaczęto więcej wycinać niż sadzić, podczas każdej wichury ubywa drzew w zastraszającym tempie. Już od dawna z maniackim uporem w parku pozbyto się wszelkich krzewów. Nie dość, że oko cieszyły, a podniebna hałastra miała gdzie uwijać swoje gniazda. Przy braku publicznych ubikacji - wiadomo że taka kabina kosztuje nawet tyle co przystanek autobusowy, to były jedynym ratunkiem aby w nagłych przypadkach, można było w intymnych warunkach wypróżnić pęcherz moczowy.
W budżecie miejskim na zieleń, zważywszy na jej strategiczne znaczenie dla miasta, przeznacza się tyle co kot napłakał. Mało tego z roku na rok fundusze są obcinane. Zasadne wydaje się pytanie do radnych, czy mając na uwadze brak zimy w tegorocznej zimie, a także braku wydatków „na utrzymanie zimowe” zaoszczędzone w ten sposób pieniądze można przesunąć właśnie na zieleń? I żeby była jasność, nie na wycinki (drzew i krzewów) co w urzędowej nomenklaturze nazywa się „prześwietlaniem ,” ale na ich sadzenie.
W bardzo dawnych czasach przyroda czyniła naszą krainę trudnodostępną. Dzisiaj, w epoce dronów, S11 i toru kolejowego w kierunku Szczecina oraz Poznania jest to już przeszłość. Ale kiedyś miało to swoje walory zwłaszcza, kiedy po świecie hulało morowe powietrze. To właśnie tutaj można było się przed nim schronić. Tak właśnie uczyniła ks. Elżbieta córka Kazimierza Wielkiego. Wiedziała, że u nas jest jak u Pana Boga za piecem. Wprawdzie długo nie pożyła, ale kostucha musiała się namęczyć, aby ją przydybać w tutejszych leśnych ostępach.
Mam nadzieję, że i teraz tak się stanie. Że zanim do nas dotrze, tak się po drodze natrudzi, że zdechnie na skraju lasu. Tymczasem „my się jej damy, bo z domu się nie ruszamy”.
Jerzy Gasiul
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Ryż postoi dłużej od benzyny, no chyba że ropa ale bez bio badziewia. Ale co z papierem toaletowym?