Jerzy Gasiul: Z góry ładniej

Powiem wprost – to bardzo duży postęp. Nawet w telewizji ogólnopolskiej już nie precyzują gdzie jest ta nasza leśna polana! Po prostu: Szczecinek i już wiadomo, że chodzi o miniaturową enklawę zarządzaną przez partyjną strukturę, gdzie obowiązują nieco odmienne niż w świecie zewnętrznym, jakiekolwiek kodeksy z etycznym na czele. Z pewnością nie jest to Sycylia, bo klimat mamy raczej parszywieńki.

Taki obraz mi się nasunął po obejrzeniu reportażu o ludziach, którzy mimo pokończonych kilku fakultetów (sami się tym chwalą), zadłużali szpital żywiąc zapewne skrytą nadzieję na jego przejęcie za kilka koralików w przypadku prywatyzacji szczecineckiej lecznicy. Trzeba przyznać, działali w tej materii niezwykle skutecznie i jak po czasie wynika, wszystko zgodnie ze wszystkimi kodeksami, w tym także tym karnym. Jednym słowem pieniądze się rozpłynęły, bo takie były zewnętrzne uwarunkowania – limity, refundacje, przeinwestowanie, zlecenia obcym podmiotom i kilka jeszcze innych rzeczy. Zostały jedynie całkiem pokaźne długi. Były prezes nie ma sobie niczego do zarzucenia, zupełnie jak Turek Mustawa z filmu Barei: "Ja bardzo przepraszam, ale podejrzenia panów są całkowicie bezpodstawne. Ta pani przyszła do mnie w tym kożuchu i w nim wychodzi."

 Szkoda jedynie, że w reportażu nie chcieli zabrać głosu ci, którzy akurat w tej kwestii mieli głos decydujący. Jedno jest pewne: jeśli ktoś nie chce odpowiadać na pytania dziennikarza- to na bank obawia się prawdy. Ignorowanie pytającego, niemalże siłowe wypychanie z drzwi (scena pod drzwiami gabinetu burmistrza), świadczy o panicznym strachu przed konfrontacją jaka niechybnie by nastąpiła w przypadku jakiejkolwiek odpowiedzi. Funta kłaków niewarty stał się systematycznie stosowany wybieg w stosunku do naszej gazety (czas oczekiwania na odpowiedź – dwa tygodnie) o przesłanie pytań, "na które pan burmistrz odpowie".  Sam reportaż jest jednak niczym odgrzewane kotlety, a po ostatniej decyzji radnych miejskich o rezygnacji z udziałów stał się już mocno nieaktualny. Ale ja nie o tym chciałem.

Otóż największym walorem telewizyjnego reportażu jest obraz miasta, tyle że ten widziany z drona. Scen tego typu jest całkiem sporo. Widzimy zadbaną kolorową zabudowę, wiosenną zieleń, błękit nieba, a często również iskrzące się w promieniach słonecznych jezioro. Ze względu na dużą ilość wody, całość prezentuje się niczym reklama uroczego, sycylijskiego kurortu. Rzecz jasna pisząc "Sycylia" mam na myśli wyłącznie walory krajobrazowe. Za jakiekolwiek inne skojarzenia autor nie odpowiada. Z tego też względu reportaż można uważać za niezwykle udany. To była świata promocja i do tego zupełnie za darmo! A przecież jeszcze nie tak dawno płaciliśmy telewizji prywatnej okrągłe sumy za transmisje z plaży czy pomostów. Ubolewać jedynie należy, że edycja programu nastąpiła w późnych godzinach nocnych. O powtórce, ale już za dnia raczej nie co marzyć, no chyba że coś ekstra się znowu wydarzy. Trzeba przyznać, że z wysokości kilkudziesięciu metrów nasz lokalny świat wygląda znacznie lepiej od tego z poziomu polbruku. 

A propos widoków. Gdzieś się zapodział miejski balon. Latał on ci co roku podczas tzw. balonowej fiesty. W tym roku z powodu "rosnących kosztów" zrezygnowano z dotychczasowego współorganizatora, który ponoć za dużo sobie życzył za obsługę. Wybrano więc innego, tańszego. Przy tej okazji ratusz zażądał zwrotu balonu, który był na przechowaniu. Mało kto już pamięta, że kilka lat temu  z budżetu miasta kupiono balon, którego znakiem szczególnym, oprócz niebieskiego koloru, był zbliżony do oryginału herb Szczecinka, ale za to znacznej wielkości. Balon bowiem od samego początku swego istnienia miał- poprzez herb tudzież napis "Szczecinek"- promować miasto. Jego przeznaczeniem było latać nad różnymi miejscami i lansować naszą obfitującą w mlecz, miód i bimber krainę. Gdzie i w jakich okolicznościach przyrody tego rodzaju akcje miały miejsce? A tego zapewne nie wie nikt.

Jedno jest pewne, każdego roku startował w balonowej fieście urządzanej na błoniach przy stadionie. Teraz, strasząc prokuratorem, ratusz żąda od dotychczasowego współorganizatora zwrotu i to bez zwłoki "balonowej powłoki". Zasadne w tej sytuacji wydaje się pytanie, czy balon jeszcze istnieje? Czy została po nim już tylko powłoka, co rzecz jasna niekoniecznie musi się kojarzyć ze zwłokami. Za balon zapłaciliśmy całkiem niezłą sumkę, ale wtedy jeszcze stać nas na to było – przynajmniej tak twierdzili platformiani wizjonerzy. Teraz nieco się między sobą pokłócili, co dało się zauważyć podczas ostatniej sesji. Nie dziwota, wszakże przychody przy maksymalnie rozdętych wydatkach (patrz finansowanie darmowych biletów KM) są tak mizerne, że nawet różowe okulary stały się nieprzydanym rekwizytem.

 Nie jest też żadną tajemnicą, że wszystkiemu winien jest pisowski rząd, susza oraz rowerzyści. Obowiązków przybywa, wydatki rosną i samorząd musi dopłacać. Przynajmniej taka jest wersja oficjalna. A z czego wziąć, jak jedne kredyty jeszcze nie spłacone, a już trzeba brać kolejne?

Na dodatek pandemia spowodowała przy okazji perturbacje z finasowaniem maseczek. Rozwiązanie tajemnicy Enigmy- to przy tym małe piwo. Szykuje się więc zaciskanie pasa. Jak nic trzeba będzie dorabiać dodatkowe dziurki.

Prawdę mówiąc jakby co, to "balonową powłokę" jako unieruchomiony przyrząd do przemieszczania, można sprzedać tam, gdzie skupują mocno przechodzone auta. Fakt, że pieniądze z tego żadne, ale jak zabraknie chleba- to trzeba będzie jeść ciastka.

 A jednak telewizja miała rację. Z góry widok jest znacznie ładniejszy.

Jerzy Gasiul