
Ludzie, co to się porobiło i to akurat teraz, na przedwiośniu! Takiego zdarzenia, o którym za chwilę, nie pamiętam odkąd żyję, a to trwa już dość długo, czego wszystkim życzę. Jakoś tak na tym świecie jest, że jak coś kupujemy, to nie tyle interesuje nas opakowanie, co raczej jego zwartość. Zazwyczaj oglądamy, porównujemy, mierzymy, sprawdzamy jakość wykonania - jednym słowem robimy wszystko, aby nie kupić kota w worku. I nie jest to żadna dolegliwość, a jedynie przezorność. Wszakże na nadmiar pieniędzy, poza nielicznymi wyjątkami, nikt nie cierpi. Zdawać by się mogło, że ten sam mechanizm, tyle że jeszcze bardziej restrykcyjny, powinien obowiązywać u tych osób, które dysponują pieniędzmi publicznymi.
Historia z budową w Szczecinku przystanków autobusowych wskazuje, że wszystko może przebiegać na odwyrtkę. Władza doszła do wniosku, że najbardziej do ludzi (czytaj rządzonych) przemawia ładne opakowanie. W tym przypadku doskonale się nadaje odpowiedni program komputerowy, tym bardziej że roboty dla jego „operatora” niewiele. Wystarczy w odpowiednim momencie nacisnąć „drukuj” i wychodzi z tego prześliczny kolorowy widoczek.
Aby nabrał wiarygodności, należy przedtem dodać kilkanaście postaci – najlepiej mama z wózeczkiem, starsza pani, szkolne dzieci itp. Piszę o tzw. wizualiacji projektu. No po prostu - urokliwa uliczna scenka z autobusowym przystankiem w tle. A że to, co powinno być na obrazku najważniejsze (przystanek) jest tylko dodatkiem, no to co? Publiczność zawsze to kupi, bo wirtualna, czyli sztuczna rzeczywistość jest zawsze bardziej atrakcyjna od tej prawdziwej. Poza tym, tego rodzaju obrazki świetnie się prezentują i to nie tylko w gazecie, ale przede wszystkim na dobrze opłaconych, wielkich bilbordach.
Po czasie się okazuje, że to jednak nie tak, ale na konfrontowanie jest już za późno – przykładowo odnowiony, ale za to ponury deptak. Tak też się stało z budową 24 przystanków za marne 130 tys. zł za sztukę. Pasażerowie od kilku miesięcy mokną i marzną na przystankach, ponieważ dotychczasowe i to zupełnie niestare wiaty (ostatnie postawiono w 2005 r.), zostały zdemontowane, a nowych nie ma.
Jeszcze w okresie mrozów pojawiły się fundamenty, a kilka dni temu nawet metalowa konstrukcja przystanków. I właśnie wtedy zauważono, że coś z nimi nie tak. A to przejścia na chodniku nie ma, a to daszek zsunięty do tyłu, jak czapka pijanego budowlańca, a to autobus nie może bliżej podjechać, bo dach przeszkadza...
Pojawiły się, nazwijmy to jak delikatniej, aby urażonej wciąż ukazującym się „Tematem” władzy nie drażnić – pewne niedoskonałości. Zauważyli to pasażerowie, którzy na tych przystankach marzną. Dopiero później dowiedzieli się o tym ci, którzy kupili kota w worku. Trzeba przyznać, reakcja była natychmiastowa. W ciągu kilku godzin wszystkie zostały zdemontowane.
Pozostały po nich fundamenty, wystające z ziemi kable i przenośne ogrodzenie. Jak to było możliwe, aby do tego doszło? Czyżby projekt okazał się wadliwie sporządzony? Przecież trudno sobie wyobrazić, aby budowano bez dokumentacji technicznej – mowa o takiej prawdziwej, bez kolorowych bajerów.
A może - jak to się mówi w tym fachu - forma przerosła treść? Raczej trudno uwierzyć, aby przyczyną był program komputerowy, co tak pięknie wszystko „zwizualizował”. Kto więc zweryfikował to, co zostało wydrukowane na papierze?
To dość dziwne zważywszy, że ratuszowa władza składa się z trzech burmistrzów, w tym dwóch z tytułami inżynierów budowlanych, którzy - co jak co - ale powinni umieć czytać dokumentację budowlaną. Czyżby czasu nie stało? Jeśli tak, to przecież pomocą powinien służyć cały sztab urzędników.
Tak sobie naiwnie myślę, że zanim się publiczny grosz wyda, powinno się dopełnić swoich obowiązków już na etapie projektowania, potem realizacji przetargów, weryfikacji rzeczywistych kosztów (obeszłoby się bez korekty wydatków budżetowych), a na koniec w ramach nadzoru, sprawdzenia na miejscu tego, co powstaje.
A sprawdzić można było już przy pierwszym przystanku, a nie dopiero wtedy, kiedy ustawiano ich kilka i kiedy pojawiła się lawina uwag od kierowców i pasażerów. Przecież ten pierwszy powstał zaledwie kilkanaście metrów od ratuszowego parkingu. Aby dokonać weryfikacji rzeczywistości wirtualnej z tą prawdziwą, nie trzeba nawet korzystać ze służbowej delegacji.
Mam cichą nadzieję, że choć nowoczesna forma nie uchroni pasażerów przed porywistym wiatrem i zacinającym deszczem, to chociaż zainstalowane tam automatyczne sterowanie, ekrany, monitory, kamery i USB nie ucierpią z powodu niesprzyjających warunków atmosferycznych.
W ostatecznym rozrachunku, to właśnie one zadecydują o nowoczesności, a wówczas o przydatność nikt już nie będzie pytał.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się w 935 wydaniu Tematu Szczecineckiego, jedynego tygodnika ze Szczecinka. Mamy już 30 lat!
Obraz Pexels z Pixabay
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Panie Jerzy!!!! I tu błąd. Co to znaczy, żeby "Tematem władzy nie drażnić".... Suweren nie tylko powinien patrzeć na ręce "przedstawicieli" (czyli: urzędników, sędziów, prokuratorów i innych) o których w art. 4.2 Konstytucji, ale za pośrednictwem między innymi mediów owych "przedstawicieli" rozliczać, a błędy wprost i błyskawicznie wytykać, zanim będzie za późno, zanim zmarnuje pieniądze podatników! To nie jest "władza" tylko przedstawiciele Narodu, a to wielka różnica. A jeśli zagalopowali się za daleko i uważają się za władzę absolutną, winni poddać się gruntownej edukacji. Kto komu służy? Reżimowe media niestety wspierają egocentryków... Niech Pan trzyma prym i dalej kontroluje ręce miejscowej władzuchny. Powodzenia!
Czy przypadkiem nie zatrudniono na stanowisku wiceburmistrza kobietę, która szefowała nadzorowi budowlanemu w Szczecinku? Nie potrafi odnaleźć się w nowej rzeczywistości w zderzeniu z wiedzą z zakresu budownictwa? Przystanek to nie drapacz chmur ani np. budynek czterokondygnacyjny. Ile to krzywd wyrządzała ludziom powołując się na wiedzę z budownictwa... Do dziś w Szczecinku widać skutki tej nikczemnej działalności. Ech Służebnica....
Zwykly przystanek jest 10 razy tanszy. Rybacka nie ma zadnego przystanku.
Nic dodać , nic ująć - tak żyjemy w Szczecinku!
Najbardziej odpowiednie są zawsze zwykłe i proste osłaniajace od wiatru i deszczu. Podejrzewam ze znów wydano niepotrzebnie duze pieniadze na coś niezbyt użytecznego.
Czytam, czytam i tylko jeden wniosek : ZAJE BINEK - Zdrój, tak tu pięknie dzięki postkomuchom i narcyzom z Wizją. Redaktorze Jerzy Gasiul brawo za odwagę. PaŃSKI tYGODNIK JEST JEDYNY NIEZALEŻNY .