
Moda ma to do siebie, że jak szybko się pojawia, równie błyskawicznie znika. Aby nie było wątpliwości, chodzi o szerszy kontekst tego zjawiska niż tylko krój sukni, czy kolor apaszek. Oto jeszcze kilkanaście dni temu, media przedstawiały nam apokaliptyczną wizję dotyczącą masowej rzezi dzików. Zewsząd dochodziły przerażone głosy ekologów twierdzących, że nasze okoliczne lasy zupełnie się wydziczą (od słowa wyludnić), a przecież ASF nie da się zwalczyć strzelając zwierzęciu prosto „na komorę”.
Mało tego, głos także zabierali obrońcy „europejskich wartości”, bo oni zawsze są na posterunku. I było prawie jak w filmach Hitchcocka - trzęsienie ziemi i napięcie dalej wzrastało, aż tu nagle kicha. Nadeszła przygnębiająca wiadomość zza Odry. Oni tam strzelają na znacznie większa skalę. Kurtyna opadła, zniechęceni aktorzy zeszli ze sceny. Nastąpiła cisza i dopiero co wylansowany temat zdechł.
To prawda, że moda ma to do siebie, że zazwyczaj trwa krótko niczym nadlatujący z sykiem fajerwerk – rozbłyska i gaśnie. W tej chwili nawet u nas na naszej leśnej polanie, na czasie stały się płacowe protesty. Dziwnym zbiegiem okoliczności, tego typu trendy szczególnie się rozwinęły w ostatnich trzech latach.
Wszystko na to wskazuje, że walnie do ich popularyzacji przyczynili się lekarze, a więc grupa zawodowa, która kiedyś również protestowała, ale już teraz, sądząc po markach samochodów parkujących pod szpitalem i przychodniami, nie mają ku temu powodów.
Teraz ta grupa zawodowa, postanowiła wesprzeć inną grupę wypisując w dowolnych ilościach L4. W ten sposób pomogli już miejscowym policjantom i przyszła kolej na nauczycieli. Z nieznanych bliżej powodów, postanowili pomóc nauczycielskiej załodze ale tylko jednej szkoły.
Tym sposobem w poniedziałkowy poranek przyszły dzieci do szkoły, a tu siurpryza. W szkole nie ma ich kto uczyć, a nawet nimi się zająć. Znaczy, ciało pedagogiczne ogarnęła epidemia. Całe szczęście choróbsko zaatakowało jedynie organizmy dorosłe, pozostawiając te (organizmy) nieletnie pewnie na czas późniejszy.
Przy okazji dzieci dowiedziały się, że świat prezentowany przez dorosłych, wygląda nieco inaczej niż im się przedstawia na lekcjach.
Całe szczęście, że oprócz związkowców byli także ci z powołania i to na nich spadł obowiązek zajęcia się uczniami. Oczywiście zawsze w takich przypadkach na podorędziu muszą być jeszcze babcie, które z natury rzeczy są chore, dlatego z pewnością na L4 liczyć nie mogą.
Wielce zastanawiająca jest postawa związku zawodowego, który doskonale wiedział o braku jakichkolwiek podstaw prawnych do takiej formy protestu. Oczywiście teraz, kiedy właśnie rozpoczęły się ferie, protesty są równie nieprawdopodobne jak uprawa kartofli na Księżycu. Wypada zatem poczekać do najbliższych egzaminów, ewentualnie matur – wtedy nie tyle przeszkody prawne, co etyczne nie będą miały jakiegokolwiek znaczenia.
Nie tylko w tej grupie, płace powinny być adekwatne do jakości pracy i umiejętności zawodowych. Z pewnością niskie pensje, śmieciowe umowy, marazm na lokalnym rynku, wysoki ZUS, lokalne towarzyskie układy, brak gwarancji bezpiecznej egzystencji, nieprzestrzeganie prawa pracy, to tylko kilka z wielu przypadłości, które wprawdzie zupełnie obce są nauczycielom, ale za to codziennością choćby tych „prowadzących działalność”.
Celowo pomijam, jakże często stosowaną argumentację o wprost niebywałym przygotowaniu zawodowym, w tym zaliczeniu wielu kursów, studiów podyplomowych itp. A gdzie się podziała jakość i efekty pracy? Niby dlaczego jakość pracy uważa się za coś stałego, a jedynie wynagrodzenie powinno stale rosnąć?
Dlaczego w tej właśnie grupie zawodowej obowiązuje od zawsze urawniłowka? Nieważne, czy pracę wykonuje się po łebkach. Ważne, że po osiągnięciu pewnego statusu, osiąga się aż do przejścia na emeryturę nietykalność. Ten chory stan doskonale obrazują różnego rodzaju rankingi poziomu nauczania. Miejscowe szkoły średnie nie mieszczą się nawet w pierwszej, ogólnopolskiej pięćsetce.
Tak jak w każdej grupie zawodowej są lepi i gorsi pracownicy. Tyle, że nigdzie indziej nie mają oni takich przywilejów o jakich zwykłemu śmiertelnikowi nawet się nie śni.
W bardzo dawnych czasach, kiedy nauczycielami w podstawówkach w znacznej części byli absolwenci liceum pedagogicznego a później co najwyżej studium nauczycielskiego, nikomu nie przyszłoby do głowy, wymuszania na uczniach i to w ciągu dwóch-trzech tygodni przeczytania kilku lektur. Tylko dlatego, że nauczyciel nie zrealizował programu z poprzedniej klasy. Teraz trzeba to nadrobić. Nie dlatego, że warto odróżniać Wojskiego od Ursusa (nie chodzi o traktor) i wiedzieć „co autor miał na myśli”, ale że mogą być pytania w teście.
W dawnych czasach, kiedy wprawdzie istniał już ZNP, bo to relikt z epoki lodowcowej, żaden związkowiec nawet by się nie odważył pisnąć o pensum, nie wspominając o pensji. Zdarzało się, że słabi uczniowie zostawali po lekcjach, aby opóźnienia w nauce nadrobić. Zajęcia prowadzili, dzisiaj nie do wyobrażenia, ci sami nauczyciele co lekcje.
Trudno po latach stwierdzić, czy wtedy nauczyciel czuł się doceniony. Z pewnością nie. Problem w tym, że ZNP o to go nawet nie pytał. Takie trendy, jakie czasy.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się w 929 wydaniu Tematu Szczecineckiego, jedynego tygodnika ze Szczecinka. Mamy już 30 lat!
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Szkolnictwo jest fatalnie zarządzane, nauczyciele pracują 4h dziennie i co 45 min mają przerwę. Czyli efektywność na poziomie 30%, jestem z tym aby zarabiali lepiej, ale jaka praca taka płaca. Co do hejtu, który pewnie się wyleje, ile szkół w naszym mieście zorganizowało zajęcia w ferie i jakie ?
Nauczyciele udają że uczą, uczniowie odwdzięczają się tym samym. Tylko pokoleń szkoda, bo kapusty rosną
Zwolnic 350 tysiecy nikomu niepotrzebnych nauczycieli,ci co zostana beda pracowac po 8 godzin dziennie