Słuszna głupota

W bardzo dawnych czasach, większość mieszkańców naszej leśnej polany uważała, że samorządowa demokracja polega na uwzględnianiu woli większości, oraz na aktywnym uczestnictwie w podejmowaniu ważnych dla nich decyzji. Ta aktywność przejawiała się nie tylko poprzez swoich przedstawicieli (radnych), ale także umożliwiała zabierania głosu na sesjach przez samych mieszkańców w ramach tzw. wolnej trybuny. Dzisiaj po wolnej trybunie został w sali obrad jedynie zakurzony mebel z wyrzezanym w drewnie gryfem oraz wspomnienia starszych mieszkańców.  Jakoś tak wraz ze wzrostem pobieranych przez radnych diet, stopniowo zmniejszało się zainteresowanie tym, co było ważne jeśli nie większości, to znaczącej części lokalnej społeczności. Wtedy też tryumfy zaczął odnosić autorytaryzm oparty na specyficznych cechach osobowościowych burmistrza. Owe cechy sprawiły, że wprawdzie dla zwolenników stał się niemalże wyrocznią, to dla tych nielicznych mających inne zdanie bezwzględnym egzekutorem. 

Ponieważ tradycja to rzecz święta, od tamtej pory to co postanowi burmistrz, można jedynie przegłosować. Oczywiście najlepiej przez aklamację. Ponieważ ustawodawca akurat takiej procedury nie przewidział, dlatego też nadal obowiązuje podnoszenie rąk. Jakkolwiek dyskusja, a nie daj Boże kontestowanie czy podważanie, jest natychmiast w ostrych słowach napiętnowane. 
Obecny burmistrz, który jest tylko wiernym cieniem partyjnego lidera, niestety nie posiada umiejętności wysławiania się bez urzędowego bełkotu. Dlatego, aby oznajmić swoją decyzję, musi się opierać się na komunikatorach w postaci kablówkowych „Programów samorządowych”. Dokładniej montuje się jeden program, który potem odtwarzany jest w dowolnym miejscu i czasie. 
Rzecz jasna nadawcy nie narzekają, bo mają gotowy materiał za całkiem przyzwoite wynagrodzenie. W taki właśnie sposób, za pośrednictwem stojaka do kamery oraz dziennikarza trzymającego w jednym ręku mikrofon, a w drugim kartkę ze zredagowanymi przez rzecznika pytaniami – władza komunikuje się z tubylcami. 
Z punktu widzenia władzy jest to bardzo słuszna koncepcja. Pytania muszą być zatwierdzane przez odpowiadającego, aby w ten sposób ustrzec go przed niepotrzebnym stresem. Ponadto, jak to bywa w dobrym towarzystwie znającym savoir vivre, ekipa nagrywająca, „ma obowiązek przed obliczem przełożonego mieć wygląd lichy i durnowaty, aby swym pojmowaniem sprawy nie speszyć” odpowiadającego. 
Właśnie w ten sposób tutejsza społeczność otrzymała ostatnimi dniami komunikat o mających niechybnie nastąpić znaczących podwyżkach za wywóz śmieci. Ponoć w naszym przypadku, największy wpływ ma na to wzrost stawek za składowanie, tzw. opłata marszałkowska oraz jakoby wzrost cen paliw i energii. Dotychczasowe stawki, choć wcale niemałe, biorą w łeb. O ile wzrosną i w jaki sposób je wyliczono, tego tubylcy z komunikatu się nie dowiedzieli. 
W zamian uraczono ich całkiem nieziemskim pomysłem, aby stawki powiązać z opłatą za wodę. Dlaczego za wodę, tego nie wie nikt, no może poza pomysłodawcą. Jednym słowem czyścioszki, co to codziennie lubią się myć, a nawet kąpać, zapłacą... za śmieci więcej. Najwyraźniej burmistrz z dwoma swoimi zastępcami przeoczył zastosowanie współczynnika zwiększającego od tych osób, których zarówno masa ciała jak i jego gabaryty, odbiegają od ustalonej przez dietetyków normy. Jeśli przykładowo, na cierpiącego na suchoty wystarczy do obmycia miska wody, to dla grubasa wanna za mało. 
I gdzie tu równe traktowanie obywatela, gdzie demokracja równość wszystkich płci i ras? A już przerąbane będą mieli właściciele różnych przydomowych ogródków. Dla nich upalne i suche lato będzie równoważne z sięgnięciem po kredyt bankowy. I na nic dodatkowe wodomierze, chyba że każdy sobie pompę sprokuruje albo choćby studnię. Jakby tak podliczyć wszystkich tych z ogródkami, to tylko oni mogliby sfinansować koszty wywozu nawet z niejednego osiedla. 
Czy w tej sytuacji każdy tubylec będzie zmuszony do okazania urzędowi, oprócz metryki urodzenia także rachunki za wodę? A co ze wspólnotami mieszkaniowymi, czy spółdzielniami mieszkaniowymi gdzie system rozliczeń jest zupełnie inny? Do tej pory różnego rodzaju kwity, co najwyżej trzeba było uwzględnić podczas rozliczania się ze skarbówką. Jeszcze nie ma toru na Rynkowej Górce, a władza już urządza alpejskie kombinacje. Głupota tych – albo tego, którzy na taki pomysł wpadł? 
Wiem, że nawet nie wypada tak mówić o wybranych w wolnych i demokratycznych wyborach! Dlatego też, mając na uwadze „dalszy dynamiczny rozwój naszego miasta”, jedynym rozsądnym wyjściem wydaje się pozostawienie dotychczasowych stawek jedynie zwolennikom. Niedobory powinny być zrekompensowane przez przeciwników. Po pierwsze, gwałtownie wzrosłoby społeczne poparcie, a po drugie, malkontenci zostaliby nie tylko zmarginalizowani, ale co najważniejsze – ukarani. 
Mając na względzie powszechne niezadowolenie i zupełnie niepotrzebną dyskusję, wokół genialnego pomysłu burmistrza, utwierdza mnie to w przekonaniu o słuszności właśnie takiej decyzji. 

ilustracja: Temat / Capri23auto z  Pixabay