
Nie sprawdziły się przepowiednie jednego z miejscowych polityków jakoby dzisiejsza pandemia to taka sobie większa grypa. Nie pomogły też zaklęcia i współczucie jakoby zamknięcie lokali gastronomicznych, salonów fryzjerskich itp. było niecelowe, a nawet zbrodnicze, bo takie określania też padały. Co ciekawe, jak po takim luzackim potraktowaniu obostrzeń nagle wzrosła ilość chorych, a i zmarłych również, ci którzy z rozpaczy darli szaty i gardło -nagle zamilkli.
Tubylcy mają w tej kwestii swoje zdanie. W zdecydowanej większości przesłaniają twarze maseczkami. Taka postawa bynajmniej nie wynika z chrześcijańskiej postawy (miłuj bliźniego jak siebie samego i nie zarażaj), ale raczej z obawy przed słonym mandatem. Niemała część tubylców, powołując się na swoje prawa zagwarantowane ponoć w Konstytucji, maseczek nie nosi. Ci nieliczni, którzy ją akurat czytali, nigdzie wzmianki o maseczkach, podobnie zresztą jak o prawostronnym ruchu drogowym, jak również innych dziedzinach życia, których nawet nie sposób wymienić – nie znaleźli.
Na ulicy, a w sklepach w szczególności, nie tak jak to było przed kilkunastoma miesiącami, zarówno obsługa, jak i klienci nie reagują na brak maseczek. Akurat klientom trudno się nawet dziwić. Wszakże w takich przypadkach zwrócenie uwagi młodemu mięśniakowi, który akurat w proteście przeciwko zamknięciu siłowni lub dyskoteki maski w życiu nie założy, jawi się niczym wtykanie słomki do tygrysiego nosa.
Tak naprawdę społeczny dystans oraz noszenie maseczek przestrzegane są jedynie w tutejszych kościołach. Jedynie tam, już przy wejściu liczy się ilość uczestników. Jedynie tam rygorystycznie przestrzega się obowiązujących zasad. Intrygujące jest i to, że niczym za głębokiej komuny, wierni są pod szczególnym nadzorem. Ilość uczestników skrupulatnie przeliczana jest na metry kwadratowe bynajmniej nie przez upoważnione do tego państwowe ograny. Proboszczowie, obawiając się pomówień, donosów (przez tych, którzy nigdy tam nawet nie zaglądają, a teraz robią to w ramach "wolontariatu") a i ewentualnych kar wymierzanych – oczywiście przez niezawisłe sądy, gotowi są spełniać nawet najbardziej absurdalne zarządzenia.
W niejednej Biedronce, Kauflandzie, Lidlu czy innej handlowej świątyni na takiej samej lub mniejszej powierzchni jest wielokrotnie więcej ludzi w przeliczeniu na wielkość powierzchni. Jakoś w tym przypadku nikomu nie przyjdzie o głowy, aby sprawdzić, dlaczego w kolejkach pod kasami zwyczajowo nie przestrzega się ani odstępów, ani tego, że koleś albo jejmość stojąca za placami, owszem maskę ma, tyle że pod brodą.
Katastrofalnie jest też na przystankach i autobusach. W tej sytuacji szczęściem w nieszczęściu jest to, że szkoły mają obowiązek prowadzenia nauki zdalnie, przez co pasażerów jest zdecydowanie mniej. Zgodnie z tutejszym, odwiecznym zwyczajem, który jak życie wykazało, niesłusznie został zapomniany, na czas zarazy zazwyczaj zakazywano ludziom przemieszczania się poza miejskie obwałowania na taką odległość, aby można było usłyszeć odgłos bicia dzwonów. O podróżach w inne rejony mowy nie było.
Przekonała się nawet o tym księżna Elżbieta, córka Kazimierza Wielkiego, co to ją przed zarazą odseparowano w klasztornych murach na Marientronie. Akurat tego wątku nie pokazano w telewizyjnym serialu "Korona królów", ale tak zanotowano w kronikach. (W tym względzie (chodzi o wyjazdy) współcześni prochu nie wymyślili. Co prawda, w tamtym odległym czasie o szczepionkach Pfizera lub AstraZeneca nikt nie słyszał, ale tak jak dzisiaj zalecano dużo świeżego powierza, najlepiej przesyconego zapachem palonych ziół i żywicy. Z tym dzisiaj mamy pewien problem. Zioła nawet te pochodzące od dilerów są za drogie, aby można było je palić nawet w celach zdrowotnych. Poza tym, dym być może na bakterie cholery lub dżumy działa, ale na wyhodowane w laboratorium czy jak uważają inni na ptasim targowisku, wirusy raczej nie są podatne.
Gdyby tak było - dałoby się je potraktować jakąś szkodliwą mieszkanką gazową, której mamy w powietrzu pod dostatkiem, ale nawet na to liczyć nie możemy. Aby chronić się przed zatrutym powietrzem zalecano unikać cmentarzy, bagien, a także stawów i jezior, co przy naszym położeniu geograficznym jest nieosiągalne. Nie jest też przypadkiem, że już od średniowiecza do Szczecinka przylgnęła nazwa siedlisko ognia i zarazy. Tym którzy nie wierzą w działanie szczepionek - jak nic pozostanie teraz jedynie upuszczanie krwi, ale tylko dla ludzi młodych. Zabieg ten ponoć najbardziej pomagał wiosną, a więc pora jest właściwa. Na pijawki trzeba będzie poczekać do lata.
Skuteczność owych zabiegów ponoć największe powodzenie ma pośród flegmatyków i melancholików. Dla starych też się nie nadaje, no chyba tylko przy eutanazji, a i to tylko w krajach będących w europejskiej awangardzie postępu. Dla uniknięcia zarazy niegdyś zalecano myć ręce i twarz różaną wodą z octem. I to, oprócz niewychodzenia z domu, jest jedynym panaceum na to, co się dzieje.
Jerzy Gasiul
Obraz Margo Lipa z Pixabay
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
policja nie ma czasu sprawdzać w sklepach, bo musi protestujących pałować, takie to czasy.