
Wojenny front doszedł i do naszej nadjeziornej polany. Do tej pory mieliśmy jak u Pana Boga za piecem. Rzecz jasna w sensie metaforycznym. Tam gdzieś wyznaczono strefę żółtą, a gdzie indziej nawet czerwoną...
Nas, tak jest przed wiekami chronią całkiem spore przestrzenie borów, lasów i podmokłych nieużytków. Tymczasem ukołysani wiecznym łomotem i fabrycznym smrodem, nie zauważyliśmy jak podstępny wróg wtargnął w nasze granice. Pojawił się nawet w jednym zakładzie, potem w kolejnych firmach i szkołach. Jeśli front będzie przebiegał tak szybko jak do tej pory, to marne nasze szanse na obronę. Na poprawę dobrostanu tubylców liczyć nie możemy. Nawet na „naszych” parlamentarzystów ujawniających się jedynie podczas składania kwiatów pod tablicami i pomnikami. W tej kwestii są bardziej zatroskani futrzakami, niż dwunożnymi istotami, które ich wybrały.
Wojna z niewidzialnym wrogiem, wbrew poglądom szerzonym przez płaskoziemców twierdzących, że skoro go nie widać, to nie istnieje, spowodowała i my zostaliśmy zmuszeni do noszenia masek. Po prawdzie, wielu z nas nawet bez rozporządzeń ministerialnych stale ją nosi. Nie chodzi tu o wersję szmacianą, ale tę bardziej doskonałą. Wielu ma twarz inną na co dzień, inną od święta. Oblicze niczym u boga Swarożyca w dwóch wersjach: jedna dla swoich, druga tych obcych. Obcym, a nawet wrogiem może być ktoś z innymi zapatrywaniami politycznymi lub taki bezprizornyj. Właśnie taki jest najgorszy. Jest jak niepijący na weselu na dodatek bez prawa jazdy. Rodzaj maski zależny jest także od życiowych okoliczności, albo jak inni twierdzą, od giętkich kręgosłupów. Jednak kwestię tę zostawiam na inną felietonową okoliczność.
Już nie tylko w sklepach, urzędach, autobusach i sążnistych kolejkach do lekarzy specjalistów, ale nawet na ulicy musimy zakładać na twarz maseczki. Aby nie było wątpliwości, chodzi o te szmaciane. I żaden uczony nawet taki z TVP, a nawet TVN, nie powiedział jak je użytkować. Czy jednorazówki są na jeden dzień czy na tydzień, a może i cały miesiąc. A co to znaczy jednorazówka? Czy należy traktować ją tak samo, jak papierową chusteczkę do nosa i po użyciu wyrzucić?
Czy te takie ładne, nieraz o różnorakich kolorach, często z napisami, też należy zmieniać? A może, niczym bieliznę przeprać? Eleganci, w przeciwieństwie do niechlujnych osobników, po tego rodzaju zabiegach najpewniej prasują ją gorącym żelazkiem. Skoro o maseczkach - są też i bardziej lokalne dylematy.
„Pińset” za jej nienoszenie, jak na lokalne uwarunkowania zarobkowe, wydaje się karą niezwykle wysoką. Co innego w stolicy, gdzie jak pewna botoksowa paniusia zauważyła, że tylko złodziej lub idiota pracuje za 6 tys. zł. Warto to więc wiedzieć, aby nie wystawić swojego portfela na niepotrzebne tsunami. Szczególnie ważne jest to dla nas, prowincjonalnych chudopachołków żyjących poniżej standardu „złodzieja i idioty” ze stolycy.
Czy idąc ul. Mickiewicza (to samo z ul. Kościuszki, Ordona, Szczecińską itd.) prawą stroną jesteśmy w parku czy już w innej „przestrzeni publicznej”, gdzie obowiązują maseczki? Czy jadąc rowerem jezdnią lub nawet ścieżką na leśnych odcinkach pomiędzy centrum, a peryferyjnymi dzielnicami Czarnoboru, Trzesieki (w tym mała obwodnica), Świątkami lub Marcelinem można sobie pooddychać pełną piersią, bez pośrednictwa mokrej szmaty na ustach? Czy w takich okolicznościach należy wymienić na drugą, a tą mokrą używaną raptem przez 10-15 minut można wysuszyć na grzejniku? Czy interpretacja lub choćby rozbieżności w pojmowaniu rozporządzeń będzie należała wyłącznie do policjanta, a może nawet do tutejszego sądu, który z powodu pandemii ma ograniczony przerób.
Na wojnie nie powinno się zadawać pytań, bo to nie armatnie mięso decyduje o taktyce na polu walki. Dowództwo zaleca, aby przynajmniej ci starsi nie wychodzili z domu. Pewnie do przyszłego roku, bo jak wiadomo, latem nawet koronawirus urlopuje. Tymczasem lato minęło i mieliśmy czas przywyknąć. Kto nie zrobił zapasów kartofli, kiszonej kapusty i przetworów z owoców sam sobie winien.
A jak poczuje się niedobrze? Może jeszcze za pośrednictwem lekarza pierwszego kontaktu lub sanepidu (w tej kwestii zdania w dowództwie frontu są podzielone) pozwolić sobie na wetknięcie wacika w jamę gębową lub nosową. Zrobią to być może w namiocie ustawionym przed szpitalem. Niestety, tylko dla tych czujących się podle. Pozostali muszą zapłacić lub poczekać aż i oni podle się poczują. Ludzie mówią, że można jedynie toto rozłożyć tylko w czasie, a i tak 70 proc. ludzkości musi przez to przejść.
A tak w ogóle, to w kwestii epidemii możemy korzystać z wielkowiekowych lokalnych doświadczeń. Stąd wiadomo, że jak już ona przyjdzie, to słabeuszom nawet takim z grubym portfelem - nie odpuści. Taka księżna Elżbieta na nędzne dochody raczej nie narzekała. Mimo tego musiała uciekać w dzikie ostępy czyli do naszej nadjeziornej polany. To był taki rodzaj ówczesnej kwarantanny. Wszystko na nic. Zaraza tutaj ją dopadła.
Już wtedy, na tego rodzaju okoliczność zakładano też maski. Robili to głównie medycy – nie powiem lekarze, bo żaden z nich akademii nie skończył, magistra nie uzyskał, zawodu wykonywać nie miał prawa. Medycy zakładali na twarz maski z ptasim dziobem, by w to właśnie miejsce upychać różnorodne zioła – to taki filtr powietrza. Należy dodać, że sposób niezwykle pomysłowy i przy tym ekologiczny.
W rękach, miast wacików, dzierżyli laski. Laską dotykali chorego. Ten, który się już nie ruszał uważano za zmarłego. Teraz nieco się zmieniło. Laskę zastąpił telefon komórkowy. Kto chory ten dzwoni do lekarza. Diagnozę otrzyma zaocznie. Zmarli jak wiadomo już nie dzwonią i to jest bardzo słuszna metoda.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się w 979 wydaniu Tematu Szczecineckiego
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Wreszcie PiS przyznał się co jest jego celem, cała Polska ma być czerwona. Całkiem dobrze im idzie. A do maseczek, obowiązek funkcjonuje od 2 tygodni. Wówczas zakażeń było poniżej 10.000, a teraz mamy ponad 13.000. Jak mówił Pińkas z GIS, służą one do tego żebyśmy pamiętali o pandemii. Dobrze wie, że przestrzeń pomiędzy nićmi jest 1000x większa od wirusa. Ja dodam, że rząd pisu zrobi wszystko w celu przykrycia przehulania ok. 200-300 miliardów nawet gdybyśmy mieli się truć CO2.
Coś z Tobą nie tak?
..."prawą stroną"! Uff: to licząc od zagrody Maliniaka w stronę Kowalskiego- czy na odwyrtkę?