
Czy w Szczecinku ktoś widział Yeti? Pytanie wcale nie z Księżyca. Najpierw przykład. W naszym miejskim herbie mamy wizerunek dwóch stworów. Jeden to mityczny gryf, drugi zaś nieznany bliżej jesiotr. A przecież zarówno tego pierwszego jak i tego drugiego nikt na oczy nie oglądał. Owszem, rybę to jeszcze gdzieś tam, w obcych landach można złowić, ale na pewno nie w Trzesiecku, choć na tarczy występuje.
Co mają do tego ślady Yeti? Ponoć widziano jego odciski. Tak to przynajmniej wynika z konferencji prasowej, jaka miała miejsce przed trzema tygodniami w ratuszu z udziałem burmistrza, jego zastępcy i prawnika.
Określenie „konferencja prasowa” z pewnością nie oddaje istoty rzeczy i jest pewnym nadużyciem. Konferencja to przecież nic innego jak spotkanie, czyli osobisty kontakt z dziennikarzami nawet takimi, którzy mogą zadawać pytania niekoniecznie zgodnymi z linią partii i aktualnie wyznawanej ideologii.
Podkreślmy, chodzi o rozmowę osobistą. W naszych lokalnych okolicznościach warunek ów jest jednak mało prawdopodobny. Powód jest prozaiczny. Nasza władza preferuje wyłącznie pytania, które wcześniej sama przygotowała - stąd wywodzą się wysokopłatne (dla kablówek) „programy samorządowe”.
W tym przypadku bardziej chodziło o odczytanie wcześniej wypracowanych i wycyzelowanych w zaciszu gabinetu gładkich zdań. Spotkanie trwało krótko. A może chodziło o bardziej luzacko potraktowany, odbywający się zazwyczaj na stojąco briefing prasowy? Ostatnio tego rodzaju spotkania stały się niemal codziennością i zazwyczaj organizowane są albo na placu Wolności przed ratuszem, albo na jego zadaszonym dziedzińcu.
Nic bardziej mylnego. Zarówno wypowiadający się – odczytujący, jak i dziennikarze - słuchacze zasiedli za szerokim stołem, mając czas na ustawienie mikrofonów. Owszem, tego rodzaju forma znana nam na prowincji z przekazów telewizyjnych, praktykowana jest ostatnimi czasy w ratuszu warszawskim, ale w tamtym przypadku ma to swój ścisły związek z aferą reprywatyzacyjną.
U nas żadnej afery upoważnione do tego organy nie stwierdziły. Jedynie od kilkunastu już miesięcy prokurator prowadził postępowanie w sprawie wyjazdów urzędników na kursy angielskiego. Owe kursy miały być refundowane przez miejscowy Powiatowy Urząd Pracy. Coś jednak nie wyszło, skoro prokurator twierdzi o „nierzetelności wystawionych faktur za szkolenia”, a w ostatnim czasie sformułował nowe zarzuty i skierował sprawę do sądu.
To zupełnie jak Yeti. Są ślady, tyle że sprawca nieznany. Z przebiegu konferencji – briefingu wynika również, że pojawiły się w sprawie, dotąd przez nikogo nie zauważone ślady. One prowadzą, aż strach się bać, do samej centrali. Otóż ujawniono, że za tym wszystkim nie stoi jakieś tam enigmatyczne prawo i sprawiedliwość, a Prawo i Sprawiedliwość.
Ale to jeszcze nic. Okazuje się, że zarzuty prokuratorskie mają ścisły związek z rozpętaną przez rządzącą partię (w kraju, nie w mieście), nagonką na działaczy tej partii, która jeszcze do niedawna była u steru, a jak inni twierdzą - przy korycie.
Tak więc ważny, nie tylko w lokalnej hierarchii partyjnej, członek stał się „ofiarą nękania”. O takim właśnie bardzo istotnym dla sprawy śladzie Yeti i to w kontekście politycznym, oznajmił także prawnik – adwokat. Onże poddał w wątpliwość, czy aby w Szczecinku - jak to ujął „funkcja zastępcy burmistrza”- jest tak istotna, by wykorzystywać to „w kontekście politycznym”. Może i racja. Przecież jak by nie było, nie chodzi tu o funkcję, a o człowieka, który ją sprawuje.
To jednak nie są wszystkie ślady, jakie po sobie pozostawił mityczny stwór. Otóż prawnik, mój dawny sąsiad z bloku, którego pamiętam ze stanu wojennego, gdy chodził do pracy w prokuraturze w wojskowym mundurze, podjął jeszcze jeden polityczny wątek. Tym razem dotyczył naszej gazety. Co prawda tytułu nie wymienił, ale wspomniał coś o sprostowaniach, jakich zażądał w wysłanych przez swoją kancelarię pismach.
Ponieważ takie pismo na nasz adres nadeszło, dlatego pozwalam sobie na zauważanie tego wątku. Pan adwokat, najwyraźniej w naszym przypadku przywdział togę prokuratorską. Zauważył, że w naszej kilkuzdaniowej notatce prasowej, pojawiły się nieprawdziwe informacje. Po pierwsze, do pewnego przedsiębiorcy nie weszła CBA a ABW i nie było to kilka, a kilkanaście dni temu. Jak ujął, ma to istotne znaczenie, ponieważ CBA kojarzy się z korupcją, a ponadto jak zaznaczył: „Jest to dowód, że w jakiś sposób stara się powiązać Szczecinek z działaniami korupcyjnymi i politycznymi, i w takim przypadku sprawa pana wiceburmistrza Raka wcale nie jest odosobniona”.
Czy rzeczywiście staramy się powiązać „prominentnych działaczy PO” ze Szczecinkiem? Najpewniej w naszym przypadku mógłby rozszyfrować to jedynie sam Sherlock Holmes, bo że takie powiązania mogą być, nawet nam do głowy nie przyszło.
Jak na razie z owego pisma w sprawie „sprostowania”, (które nie jest sprostowaniem, bo nie ma czego prostować), dowiedzieliśmy się jedynie imienia i nazwiska właściciela firmy, w której organ dokonał przeszukania. Czy o to chodziło nadawcy pisma?
W każdym razie pytanie, czy ktoś widział Yeti, wbrew pozorom, nie jest wcale wzięte z Księżyca.
Jerzy Gasiul
Tygodnik Temat 15.02.2017
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Brawo, bardzo dobry felieton. Moim zdaniem problemem Szczecinka jest niestety słabość ekonomiczna i przekupność szczecineckich mediów i dziennikarzy. Sytuacja w której burmistrze nie chcą odpowiadać na pytania a jednocześnie ich gadające głowy nie schodzą z ekranów telewizorów i wykupionych audycji jest nienormalna.Wszystkie media powinny zaprotestować bo to godzi w wolność słowa. inna rzecz to to kto płaci na te audycje promujące władze? Jeśli są to pieniądze publiczne z budżeu miasta to powinny sie tym zainteresować stosowne organy, bo to nie jest normalne, żeby miasto finansowało kampanie wyborczą obecnych władz.
Celnie Kilka razy się uśmiałem (choć w sumie nie wiem czy to śmieszny temat). Panie Jerzy, proszę o więcej felietonów - chyba zawsze się je dobrze czyta.