Reklama

Halo, tu Ziemia

19/04/2019 12:59

Najwidoczniej to taki lokalny obyczaj. Czym się różni Niedziela Palmowa od takiej zwykłej „cotygodniowej”? Ano głównie tym, że w kościołach pojawiają się znacznie większe tłumy niż w ciągu całego roku.  Już w Wielką Sobotę sytuacja się powtórzy, tyle że tego dnia kościoły będą oblężone przez dzieci, a także młodych i tych starszych, a nawet mocno starszych niosących koszyczki ze święconką.

Nawet w odległych zakamarkach naszego miasta, gdzieś tam przy przydrożnej kapliczce w Marcelinie, przy której nikt się nigdy nie zatrzymuje, nagle pojawi się całkiem spory tłumek mieszkańców z pobliskich domów. To samo w Czarnoborze. Do ukrytego - za szpalerem olbrzymich tuj i świerków-drewnianego krzyża, będą pielgrzymować okoliczni mieszkańcy z koszyczkami. 
Skąd aż tak wielkie, można nawet powiedzieć - nadzwyczajne przywiązanie do raczej drugorzędnych obrzędów liturgii paschalnej? Czy to jeszcze akty wiary, czy już tylko obyczaj, tradycja? Co ważne dzieje się to już od niepamiętnych czasów, mijają kolejne pokolenia a ona wciąż trwa i trwa. 
To dość znamienne, ale do najbardziej istotnych elementów jesteśmy jakby mniej przywiązani. Niedzielna msza dotyczy coś ze 20 proc. katolików, reszcie najzupełniej wystarczy kilkunastominutowy pobyt w kościele w Wielką Sobotę na święceniu pokarmów. To jest jakiś fenomen socjologiczny. Jaka siła zmusza, aby ulubione nie tylko od święta żarełko, poddać działaniu wody święconej? To taka nasza, nie tylko lokalna Polska w pigułce. 
Dwa lata temu właśnie odbył się - jak wszystko na to wskazuje - ostatni Orszak Niedzieli Palmowej połączony z odgrywaniem scen biblijnych, a także konkursem na najwyższą palmę. Zwyczajowo brało w nim czynny udział kilkuset mieszkańców co i tak można uznać za precedens, zważywszy, że tutejszych z ich domowych pieleszy wyciągnąć niezwykle trudno, a czasami nawet nie sposób. 
W tym przypadku zniechęcił się główny organizator – proboszcz od św. Franciszka. Ponieważ chętnych na kontynuowanie tego rodzaju imprezy nie było, a może tak po prostu nikomu się nie chciało - choć licencji nie trzeba było wykupywać, szczecineckie orszaki przeszły do historii. 
Tegoroczny Wielki Tydzień zbiegł się z egzaminami w podstawówkach i gimnazjach. A ponieważ tak, jak w całym kraju tak i u nas znaczna część nauczycieli postanowiła przyłączyć się do płacowego protestu, dzieciaki w dwójnasób poddane zostały stresowi. Będą egzaminy czy nie będą? Ostatecznie wszystko poszło tak, jak trzeba. Znaczy, egzaminy się odbyły. Dzieci egzaminy zdały. Są też świetnie przygotowane na różne niespodzianki jakie niesie życie. Mogły nawet powiedzieć, że cyt. „Życie mnie mnie”.
Tak właśnie brzmiała treść fraszki Sztaudyngera, którą należało odpowiednio zinterpretować. Zwracam uwagę na określenie „odpowiednio”. Otóż należało ją zinterpretować nie tak, jak to odbiera nastolatek, ale mocno (w tym czasie) wiekowy autor fraszki. Takich kwiatków w testach, nie tylko z języka polskiego, było całkiem sporo. Za taki dobór tematów fachowcom od oświaty należą się nie tyle brawa, co bisy i owacje na stojąco. Tak, to sarkazm. Bo jak inaczej można na tego typu zjawiska zareagować? 
Problemem jest, że tego typu najdziksze i najdurniejsze pomysły w testach spadają na Bogu ducha winne dzieciaki. Co one zawiniły, że mają dopiero kilkanaście lat i (całe szczęście!) życiowe dramaty i poważne dylematy są jeszcze przed nimi. Dlaczego żadna, nawet ta największa korporacja zawodowa (jak widać dbającą wyłącznie o pensje i pensum) nie zajmie się tego rodzaju oświatową patologią? 
Za bardzo dawnych czasów piątoklasistę najbardziej poruszała tragedia Nemeczka „Z chłopców z placu Broni”, w starszych klasach przygody niejakiego Kmicica. Pytana o tę postać absolwentka germanistyki nie wiedziała kto zacz, no ale testy zdała celująco! Owszem, już wtedy był „Pan Tadeusz”, ale choć trzeba było pisać wypracowania, wiem, że w tym czasie niewiele z tego arcydzieła rozumiałem. Teraz w ósmej klasie nowa lektura zdarza się co kilka dni – no bo taki jest program, który należy obojętnie jakim sposobem przerobić. Jedynym wejściem jest korzystanie ze szkolnych bryków, bo nawet na to, aby obejrzeć film nakręcony na podstawie książki, czasu nie ma. Wszak już czekają kolejne, równie rewelacyjnie opracowane testy z innych przedmiotów. A owszem, można jeszcze nocą, ale jak tu pracować, kiedy spać się chce. 
Tymczasem - o zgrozo - o zbliżających się terminach swoich egzaminów przypomnieli swoim strajkującym nauczycielom maturzyści w szczecineckim „ekonomiku”. Na ich pytanie, nauczycielka odpowiedziała również pytaniem „A co z naszymi wakacjami?” A przecież z równym powodzeniem mogła odpowiedzieć „nie pyskuj smarkaczu” lub coś w tym stylu. Zachowała się więc jak przystało na funkcjonariusza oświatowego, czyli z właściwą sobie klasą, choć inni twierdzą, że raczej bez klasy. Jej mowa ciała (piszemy o tym w obszernym artykule) była bardziej wymowna niż wypowiedziane słowa. Najwyraźniej w tej szkole się marnuje zważywszy, że jest tyle pięknych zawodów na literę „n”. 
Czyż nie jest to wyścig chartów urządzanego przez tych, którym chodzi wyłącznie o wygranie zakładu? Tak to widać z daleka. Mówią, że Ziemia najlepiej widoczna jest z kosmosu. Halo, czy tam na górze dobrze słychać i widać? 
                                                                                                                                         Jerzy Gasiul 

 

Obraz  PIRO4D z  Pixabay

Aplikacja temat.net

Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.


Aplikacja na Androida Aplikacja na IOS

Obserwuj nas na Obserwuje nas na Google NewsGoogle News

Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!

Reklama

Komentarze opinie

  • Awatar użytkownika
    gość 2019-04-19 13:52:43

    Wspaniały felieton! Dokładnie tego brakuje w postulatach strajkujących nauczycieli: postulatu zajęcia się "oświatową patologią", rozładowania programów nauczania, uczynienia ich bardziej logicznymi i przystępnymi dla grup wiekowych, do których są adresowane. A tu tylko kasa, misiu, kasa... Jak to zgrabnie ujął autor felietonu, wyścig chartów mający na celu wygranie zakładu li i jedynie :( A zachowanie nauczycielki z "ekonomika" straszliwie żenujące.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis
  • Awatar użytkownika
    gość 2019-04-19 16:11:16

    Artykuł super! Bardzo celnie trafia w punkt. Dla pani "nałczycielki"- po wakacjach (ostatnich tak długich w życiu) czeka ją wizyta w pośredniaku - tam sobie wybierze nowy zawód, ku chwale. Ja bym ją nawet za najniższą nie zatrudnił (nie ubliżając tym co pracują za taką stawkę wykonując często 5x więcej pracy niż owa pani). No ale przecież ona wie najlepiej bo taki zawód... męczący są już ci ludzie. Im ich mniej tym lepiej i mniej pieniędzy tracimy na nich.

    odpowiedz
    • Zgłoś wpis

Podziel się swoją opinią

Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.


Reklama

Wideo Temat Szczecinecki Temat.net




Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Wróć do