
Na naszej leśnej polanie mieszka lud prosty. Większość z nas piśmienna, ale zazwyczaj nieczytająca. Powszechna jest opinia, że tekst drukowany męczy oczy i zwoje mózgowe. Wyjątek stanowią reklamówki sklepów sieciowych. Zazwyczaj jest ich na tyle dużo, że skutecznie zapychają skrzynki pocztowe. Mają jedną zaletę. Są czytane.
Na dodatek nie mamy żadnych kłopotów z właściwą interpretacją serwowanych tam tekstów. Wiemy dokładnie co autor chciał powiedzieć. Informacja o przecenie, bonifikacie bądź innej super okazji, która już nigdy (ale tylko w tym miesiącu) się nie powtórzy, jest zrozumiała każdemu.
Zazwyczaj nie mamy też pretensji do autorów, że na zdjęciu oferowany towar prezentuje się znacznie lepiej niż na półce. Mało tego. Z tego powodu nie zarzucamy twórcom złych intencji. A przecież podrasowany photoshopem (komputerowy program do obróbki zdjęć) wygląd na pierwszy rzut oka mocno się rożni. Mimo jawnej manipulacji, oferta wzbudza tak wielką żądzę posiadania, że nawet zbójecka cena ma już tylko drugorzędne znaczenie.
Z powodu błędnej informacji o jego walorach, nie żądamy sprostowań, powołując się przy tym na prawo prasowe a także najbliższego prokuratora. Jeszcze do niedawna wielką popularnością cieszyła się lektura programów telewizyjnych.
W epoce facebooków, youtuberów, twitterów i blogów, telewizja jawi się niczym muzealny eksponat.
Na nic setki kanałów, w których dobry poziom a i smak również, stał się równie egzotyczny, jak niskie ceny w szczecineckich sklepach. Nie pomogą nawet najdurniejsze programy z udziałem celebrytów albo fabularyzowane życiorysy discopolowych gwiazd. Po co komu ruchome obrazki w wielkim pudle na ścianie, skoro można znacznie więcej zobaczyć w telefonie. Już nawet nie piszę telefonie komórkowym, bo wiadomo, że innych już nie ma. No, chyba w firmach i gdzieś tam w przedpokojach u emerytów zdarzają się jeszcze takie z tarczą i słuchawką.
Ponieważ męczy nas czytanie, dlatego najpopularniejszym środkiem przekazu stał się obrazek. Owszem, jeszcze kilka lat temu było inaczej, ale świat się zmienia, co wcale nie oznacza, że na lepsze. Teraz preferując przekaz obrazkowy, bierzemy przykład ze starożytnych Egipcjan. I niech ktoś powie, że historia się nie powtarza. Ponieważ mamy już XXI wieku, wskazane jest, aby obrazek był ruchomy.
Głównie z tego właśnie powodu bierze się niezwykła popularność przekazu internetowego, albo jak kto woli - medium społecznościowego. Z tą przynależnością na media społecznościowe i inne – jak mówią młodzi – coś „nie pasi”.
Dlaczego medium społecznościowym jest blog dla gimbazy prowadzony przez bełkoczącego właściciela laptopa, którego werbalny przekaz oparty został na słownictwie stosowanym do tej pory przez środowiska patologiczne?
Owszem, tego rodzaju „społeczna komunikacja” była znana, ale w powszechnym użyciu nie stosowana. Jeśli już ktoś bardzo chciał użyć tej formy, to do swojej dyspozycji miał jedynie ścianę w męskiej ubikacji.
Rzecz jasna takim medium nie może być słowo drukowane. Podstawowym mankamentem jest to, że za lekturę żądają pieniędzy. Z tego też powodu dociera do ograniczonej ilości czytelników. Ale i na to jest sposób. Już od dawna większość redakcji to samo co na papierze zamieszcza w wersji elektronicznej. Tym sposobem informacja trafia nie tyle do czytelników, co raczej do internetowych konsumentów. To taki eufemizm żeby nikt nie poczuł się urażony, a już broń Boże – obrażony.
Osobą obrażoną może być konsument niniejszych felietonów czytający służbowo, wyławiający to, czego nie ma nawet między wierszami. Tak już jest, że nie tyle teksty informacyjne, wywiady czy reportaże, ale raczej felietony stanowią pretekst, aby przed sądem świadczyć, z jakim wcielonym złem tutejsza władza ma do czynienia.
A owszem, osobą urażoną może być także pani z tłumu na przystanku autobusowym czy ulicznej imprezie za niekorzystny (jej zdaniem) wygląd na zdjęciu. Może być również spółdzielnia mieszkaniowa za zdjęcie ilustracyjne fasady domu, albo prezes ważnej instytucji za to, że petent zamiast przyjść do niego z pokorną prośbą i na kolanach, pobiegł do redakcji. Może być również właściciel kota, którego ulubionym zajęciem jest żebranina (dopowiadam - nie właściciela a kota) o żarełko na przystanku autobusowym.
Kilka miesięcy temu zarzucono nam również celową publikację zdjęcia, na którym władza została ujęta „niekorzystnie” z góry, z dołu albo z boku a może en face – w każdym razie z niewłaściwej strony. Teraz, kiedy nadchodzą wybory, musimy wykazać się szczególną czujnością, aby uniknąć procesu sądowego w trybie wyborczym tak, jak to parę lat temu się nam zdarzyło, za zamieszczone zdjęcie słupa ogłoszeniowego, na którym nie było jednego z ugrupowań. Znaczy ono było, ale z drugiej strony słupa. Słup ma taką właściwość, że można czytać i oglądać to, co na nim wisi z kilku kierunków. Pewnie dlatego sąd to uwzględnił. A przecież nie zawsze możemy liczyć na spostrzegawczość sądu.
Skoro już tak rozpisałem się o obrazkach, to apeluję do konsumentów tych, którzy nie lubią czytać, ale za to pisać i owszem szczególnie w komentarzach pod artykułami w wydaniu internetowym. Jeśli masz Bracie – Siostro problem ze zrozumieniem treści, to powstrzymaj się przed zrzuceniem swojej treści... żołądkowej. Skoro jesteś na naszej stronie, to zgodnie z wielowiekową tradycją w domu gospodarza rzygać nie wypada. Dosadnie? Bo w dobie ruchomych obrazków jedynie taki przekaz, choć oczywiście wywoła oburzenie, ma szansę dotrzeć do nieczytających.
Jerzy Gasiul
felieton ukazał się w 963 wydaniu Tematu Szczecineckiego.
Ukazujemy się od 1989 roku!
Obraz Krzysztof Pluta z Pixabay
Jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś koniecznie zainstaluj naszą aplikację, która dostępna jest na telefony z systemem Android i iOS.
Chcesz być na bieżąco z wieściami z naszego portalu? Obserwuj nas na Google News!
Twoje zdanie jest ważne jednak nie może ranić innych osób lub grup.
Bardzo trafny felieton Panie Jerzy, ale obawiam się, że nawet jeżeli "nieczytający" jakimś cudem przez niego przebrnęli, to niewiele z niego zrozumieli? Dla nich jest to jakiś bełkot, którym nie warto sobie zaprzątać ich przepełnionych "obrazkami" głów. Jest to smutne jaki poziom intelektualny osiągnęło nasze społeczeństwo, ale jak sobie przypomnę, że w samym Katyniu wymordowano 30% wykształconych Polaków, nie mówiąc o innych obozach i miejscach kaźni, to przestaje mnie to dziwić.
trafnie, jak zawsze w punkt. Tylko że ci nieczytający nie załapią, chociaż raczej o to chodzi